Ciepły, czwartkowy wieczór. Okna w Ratuszu Staromiejskim przyciągają wzrok lekko przytłumionym światłem. Sala Mieszczańska powoli wypełnia się gośćmi. Prawie wszyscy się znają. Atmosfera jest uroczysta i rodzinna jednocześnie. Barbara Szczepuła zaprasza na spotkanie z najnowszą książką – „Alina Pienkowska. Miłość w cieniu polityki”.
Jest piątek, późny wieczór. Zaparzam filiżankę kawy, zapalam świecę i włączam dyktafon (mało romantyczne urządzenie), aby jeszcze raz przeżyć spotkanie z Barbarą Szczepułą i bohaterką jej książki – Aliną Pienkowską.
Gości wita dyrektor Nadbałtyckiego Centrum Kultury Larry Ugwu oraz prowadząca spotkanie Krystyna Chwin. Już po chwili ściska w gardle. Z głośników płynie głos Macieja Pietrzyka:
Z czarno-białego zdjęcia na gości spotkania spogląda Alina Pienkowska. Przy znanym bywalcom Ratusza Staromiejskiego stole, zasiada Barbara Szczepuła i mąż Aliny Pienkowskiej – Bogdan Borusewicz. Czekam na głos autorki, ale najpierw swoją opinię o książce wygłasza Krystyna Chwin. Mówi o kluczu, którym Barbara Szczepuła posługiwała się opisując wyrazistą postać Aliny Pienkowskiej i chwali pisarkę za umiejętne stworzenie biografii kobiety, osadzonej w klimacie narastających napięć, pracy, strachu, podsłuchu, ale też normalnego życia ubarwionego wielką miłością.
Krystyna Chwin stawia pierwsze pytanie:
– Czy ludzie chętnie rozmawiali z tobą na temat Aliny?
– Na ogół tak, na ogół chętnie, nie przypominam sobie, żeby ktoś odmówił rozmowy – odpowiedziała Barbara (jesteśmy koleżankami, stąd poufałość) i nawiązała przy okazji do smutnego faktu zapominania o naszych bohaterach. Opowiedziała o zdarzeniu mającym miejsce podczas jubileuszu IX Liceum Ogólnokształcącego w Gdańsku. Gościem specjalnym zjazdu była Jolanta Kwaśniewska – wówczas pierwsza dama. Licznie zgromadzeni dziennikarze oblegali znaną absolwentkę szkoły. – Wszystkie kamery, wszystkie mikrofony były zwrócone na prezydentową, a Alina siedziała z boku sama i nikt się nią nie zainteresował, a to przecież była osoba, dzięki której żyjemy teraz w wolnym kraju. To mnie poruszyło i pomyślałam, że warto napisać o Alinie – ze smutkiem opowiadała Barbara Szczepuła.
Ta krótka historia przywołała moje osobiste wspomnienia. Również miałam nadzieję brać udział we wspomnianym zjeździe absolwentów, ale… pakowałam się przed wyjazdem na porodówkę:)
Z ust moderatorki padło kolejne pytanie, tym razem o osoby, których nazwiska nie pojawiły się w książce w pełnym brzmieniu.
– To dotyczy tajnych współpracowników, nie miało sensu ich podawanie – wyjaśniła autorka.
I przyszedł czas na odczytanie fragmentu książki – listu Aliny Pienkowskiej do męża.
Piszę ten list w dniu moich imienin. Wyobrażam sobie, że zrywasz da mnie polne kwiaty na łące. Chciałabym, żebyś mnie porwał gdzieś do lasu na poziomki, które pewnie już dojrzewają. Nie mam odwagi chodzić sama do miejsc w których bywaliśmy razem. Mój ukochany Bogdanie, dziękuję ci za przepiękne listy, przyszły wszystkie razem. Przeczytałam je już wiele razy. Poszczególne fragmenty znam na pamięć. Czytając je mam wrażenie, że jesteś obok i czytasz mi książki. Marzę o chwili, kiedy będziesz mógł mi czytać wiersze. To byłby balsam na wszystkie moje kłopoty.
W tym momencie Barbara zwróciła uwagę, że książka by nie powstała, gdyby Bogdan Borusewicz nie udostępnił jej materiałów, w tym osobistych listów. Nie było to proste, bowiem mąż pani Aliny mocno się wahał, czy powinno się publikować tak osobiste, a czasami wręcz intymne listy.
Krystyna Chwin zaczęła czytać kolejny fragment:
[…] Jest jeszcze jeden moment w moim życiu, kiedy regularnie wspominam Ciebie. Jest to chwila, kiedy odsuwam rano zasłony. Oceniam wówczas pogodę i zastanawiam się, co byśmy tego dnia robili, gdybyśmy byli razem. I w tym momencie przeważnie trochę płaczę. Mój ukochany, Twoje listy rozjaśniają każdy mój dzień. Myślę o Tobie niemal bez przerwy. Rozmawiam z Tobą.
Moderatorka czytała, panie ocierały łzy, a wzruszony adresat listu opuścił na chwilę Salę Mieszczańską…
Przytomna Barbara Szczepuła natychmiast postanowiła zmienić klimat.
– Ponieważ jest to książka o miłości i polityce, to może ja teraz przeczytam inny fragment listu. – powiedziała
2 lipca 1986 r. Wczoraj kupiłam sobie stenogramy z konferencji prasowych Jerzego Urbana. Dwa tomy za 900 zł, na niektórych stronach jest Twoje nazwisko. Kupiłam też bardzo ładnie wydane albumy – impresjonizm i surrealizm – kolorowe reprodukcje, dobry papier, drukowane w Jugosławii. Sweter z owczej wełny został skończony, jest z golfem, nie wiem tylko, czy nie będzie na Ciebie za duży.
Podczas gdy Basia czytała, ja myślałam o tych jakże intymnych listach. Rozumiem wahania Bogdana Borusewicza. Decyzja o oddaniu ich w ręce czytelnika była na pewno trudna, ale publiczne wspomnienia okazały się jeszcze trudniejsze. Ja osobiście wolałabym te bardzo osobiste listy czytać w odosobnieniu. Słuchając ich podczas spotkania autorskiego i przełykając łzy, czułam się nieswojo.
W oczekiwaniu na powrót Marszałka, bohaterka spotkania opowiedziała:
Dlaczego zaczęłam pisać tę książkę?
– Alinę poznałam w 1980 roku, kiedy jako dziennikarka przyjechałam do stoczni. Wtedy spotkałam się z nią po raz pierwszy. Ale tak jak ze wszystkimi innymi, nie była żadna specjalna znajomość. Ona była ważną osobą, która negocjowała z premierem Jagielskim i krzyczała nawet na niego. Ale i mnie udało się z nią porozmawiać. Potem spotkałam ją, kiedy prowadziła strajk służby zdrowia, czyli była tam najważniejszą osobą. Wtedy poznałyśmy się bliżej i później, już w wolnej Polsce, wielokrotnie się z nią spotykałam. Robiłam z nią wywiady, pisałam o niej, miałam rozmaite notatki i teksty o niej. To była podstawa do tej książki. – powiedziała autorka i po chwili dodała:
– Feministki recenzujące moją książkę uważają, że za dużo w niej [książce] jest Bogdana, że gdybym pisała biografię mężczyzny, to wtedy o kobiecie nie pisałabym tak wiele, jak tu piszę o nim. Ale oni byli tak ze sobą związani, to była tak wielka miłość, że gdybym opisała tylko ją, a jego tylko na marginesie, to by opowieść była mniej interesująca, a na pewno nieprawdziwa.
Marszałek wrócił do gości.
Listy, wspomnienia…
– Najtrudniejszym dla mnie problemem – zaczął Bogdan Borusewicz – była decyzja, na ile można się odsłonić, na ile osobiste życie może być oglądane. To nasze życie w dużej mierze było na podsłuchu, było rejestrowane i zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Wówczas tym się nie przejmowałem. Ale teraz tak… Na początku niechętnie rozmawiałem, chociaż wiedziałem, że Basia ma najlepsze intencje. Wiedziałem jednocześnie, że najbardziej ciekawa jest ta cześć naszego życia, która nie jest opisana. Alina chciała napisać książkę. Chciała opisać nasze życie z perspektywy kobiety. Nie zdążyła. I kiedy zastanawiałem się nad przekazaniem listów, przypomniały mi się te jej zamiary. Nasza korespondencja – ciągnął Bogdan Borusewicz – to taki zatrzymany czas. Każdy list po przeczytaniu schowałem do archiwum. Przez wiele lat ich nie czytałem, bo kiedy Alina żyła, to rozmawialiśmy ze sobą i nie było potrzeby ich czytać. Kiedy już jej nie było, było to zbyt bolesne, żeby do nich wracać. Teraz, kiedy je czytacie, ja je słyszę po raz drugi…
Marszałek Bogdan Borusewicz wspominał o tym, jak rozkochiwał swoją przyszłą żonę w poezji, o pierwszej randce przy muzyce Chopina, o trudnościach życia ze Służbami Bezpieczeństwa w tle, o tym, że „Wałęsa trochę się bał Aliny”, o tym wreszcie, że jego żona bardzo się podobała Lechowi Kaczyńskiemu i Zbigniewowi Bujakowi. Było też o wzajemnym zaufaniu.
Pod koniec wieczoru przyszedł czas na głos gości. Panią Alinę wspominała między innymi Olga Krzyżanowska oraz pani Murawska – dawna koleżanka z pracy. W każdym ich słowie była wyczuwalna ogromna sympatia do drobnej, a jednak odważnej i silnej kobiety – Aliny Pienkowskiej.
A potem? Potem to już były tylko kwiaty, autografy, wino, poczęstunek i rozmowy starych przyjaciół.
Na marginesie. Spotkanie dało mi wiele wzruszeń i przyjemności, ale jak dla mnie tego wieczoru za mało było „Basi w Basi”:) Ja czekałam głównie na rozmowę z autorką, a jej tego wieczoru było najmniej… Miałam nadzieję na wysłuchanie historii, które nie znalazły się w książce, na opowieści kobiety o kobiecie. Fascynujące wspomnienia Bogdana Borusewicza by się nadawały na odrębne spotkanie. Nie, feministką nie jestem, zdecydowanie – proszę porzucić takie skojarzenia:)
Dziękuję Basiu za cudowny wieczór. Do lektury książki zostałam zachęcona:)
Barbara Szczepuła – staram się nie nudzić
Tekst: Ewa Kowalska
Bardzo miły wieczór, pełen wzruszeń i refleksji, ale podobnie jak Ty Ewo, miałam nadzieję na wysłuchanie historii, które działy się obok, w trakcie pisania książki a nie znalazły się w niej z różnych powodów.
Proponuję „dodatkowe” spotkanie, może uda nam się Basię namówić na opowieści o tym, jak pisała tę książkę. Bo trochę czuję niedosyt. Czy Panie przyjmą moje zaproszenie na kawę?
Anna