Drugą nagrodę za tekst „Inny w Polsce, czyli obóz przetrwania dla wyjątkowych” zdobyła Natalia Jaroszczak z Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych nr 2 w Malborku.
Zacznijmy od pytania, kogo nazywamy „innym”? Otóż tym określeniem opisujemy osobę wyróżniającą się z tłumu, idącą pod prąd, bądź po prostu osobę, która nie należy do ogółu. To oczywiste, że dwóch takich samych osób nie było, nie ma i nie będzie. Każdy człowiek posiada indywidualne cechy. Jednakże niektóre jednostki potrafią negować to, że ktoś różni się od nich i nie widzą żadnych przeciwwskazań, by dyskryminować innych.
Chciałabym przytoczyć pewną sytuację, która ilustruje to, jak ludzie postrzegają wyznawców religii innych niż ta dominująca w danym kraju. Cztery lata temu wraz z moimi koleżankami wpadłyśmy na pomysł, by przebrać się za muzułmanki i wyjść na miasto. Chciałyśmy sprawdzić, jak ludzie zareagują na dziewczyny w dość nietypowych strojach, takich jak spódnice do kostek, bluzki z długimi rękawami i co najważniejsze – chusty na głowach. Moment po tym, jak wyszłyśmy na ulicę, garstka młodocianej „gangsty” zaczęła nas wyśmiewać i dopytywać, skąd takie brudasy wzięły się w Malborku. Chcąc „podkręcić” atmosferę i być bardziej wiarygodne, zaczęłyśmy rozmawiać, a raczej próbować rozmawiać po arabsku i wtedy się zaczęło… Byłyśmy w szoku, gdy ludzie bez żadnych oporów oglądali się za nami, jakbyśmy były dosłownie kosmitkami. Nie obyło się również bez komentarzy, niestety samych negatywnych. Ludzie kierowali do nas zwroty typu: „Allah akbar”, „ciekawe, czy pod tymi brudnymi szmatami macie bomby?”. Nie reagowałyśmy, choć było to trudne. Słysząc takie wyzwiska, nam samym cisnęły się na języki dość niemiłe komentarze, jednakże musiałyśmy zachować dystans i iść dalej. Odbywał się akurat koncert, także miałyśmy pełne pole do popisu i sprawdzenia, jak „łatwo” być innym w polskim mieście. Idąc główną ulicą w Malborku i rozmawiając po „arabsku” zwracałyśmy na siebie bardzo dużą uwagę. Tu także nie obyło się bez złośliwych komentarzy i tak samo złośliwych spojrzeń. W końcu, gdy usłyszałam słowa kobiety, cytując: „łażą w tych szmatach, nie myją się i śmierdzą. Miejsce brudasów jest gdzie indziej. Terrorystki”, wszystkie trzy nie wytrzymałyśmy, obróciłyśmy się i zaczęłyśmy rozmawiać po polsku, że nie sądzimy, abyśmy zapomniały o porannej toalecie i nie mamy zamiaru zbombardować miasta. Minę tamtej szanownej pani zapamiętam chyba do końca życia, gdyż takiego zaskoczenia połączonego z zawstydzeniem i szokiem nigdy do tej pory nie widziałam.
Jak trudno być w Polsce „innym”
Ta sytuacja doskonale odzwierciedla, jak trudno być „innym” w Polsce. Przecież nasz kraj, w tym moje miasto, jest chętnie odwiedzane przez turystów z różnych części świata. Jakie wyrabiamy zdanie o sobie przez takie zachowanie? Te obelgi, które były skierowane w naszą stronę, są spowodowane wyrobionymi już stereotypami, które całkowicie burzą relacje między ludźmi. Przecież inna religia i kultura nie powinny być przeszkodami do nawiązania kontaktu i powodami do takich obelg, gdyż my nic złego nie robiłyśmy, nie dałyśmy powodu do tego, by być obrażane i wyzywane od „śmierdzieli”. Tu widać totalną sprzeczność, gdyż tylko dlatego, że miałyśmy inne ubranie, stwierdzono, że śmierdzimy, co nie było zgodne z prawdą! My miałyśmy szczęście, że rozumiałyśmy wszystko to, co było do nas kierowane. W głowie się nie mieści, że w cywilizowanym kraju nadal dochodzi do takich incydentów, gdzie inność oznacza bycie gorszym, co zezwala na bezkarne napiętnowanie.
Niestety jest wiele innych aspektów, przez które nasi tolerancyjni obywatele mogą nazywać ludzi „innymi”. Można zauważyć, że wszystko skupia się na wyglądzie zewnętrznym. Od pewnego czasu fenomenem wśród młodzieży jest kopiowanie ubioru rówieśników. Osobiście nie rozumiem tego, gdyż takim zachowaniem zatracamy swoją indywidualność. Według dzisiejszych nastolatków lepiej ubierać się tak, jak wszyscy dookoła, najlepiej „na bogato”, niż posiadać swój własny, oryginalny i niepowtarzalny styl. Wyjątkowość nie jest już cenioną cechą. Ludzie będący sobą, ubierający się jak chcą, posiadający fryzury takie, jakie oni sami pragną mieć – są zdaniem ogółu nudni i niewarci zachodu. To czysta abstrakcja, ta „inność”, która powinna przyciągać ludzi, jest najczęściej powodem do ignorancji i negatywnych komentarzy. Szokujące jest to, że nie zwraca się już takiej uwagi na osobowość i wnętrze ludzi, tylko na wygląd, który staje się furtką do krytyki.
To samo dzieje się z oceną tatuaży. To rzecz bardzo indywidualna i osobista, gdyż przez nie ludzie łatwiej niż przez słowa wyrażają siebie i swoje przeżycia oraz emocje. Dzięki tatuażom możemy wiele przekazać, ale też zaprezentować swoją wrażliwość na sztukę. Jednak przeciwnicy tego rodzaju zdobień wytykają wytatuowanych i przyklejają im łatkę „kryminalistów”. Znów mamy do czynienia ze stereotypami, które ponownie wpływają negatywnie na kontakty z ludźmi. Nie rozumiem tego, gdyż sama chciałabym mieć „kawałek sztuki” na swoim ciele. Ktoś z tatuażem musi się fantastycznie czuć i na pewno nie jest to powodem do nazywania go „innym”.
Na tym nie poprzestanę, gdyż jest jeszcze wiele ciekawych przykładów do poruszenia, między innymi temat religii i ateizmu. Mnie osobiście dotyczy to drugie, gdyż siódmy rok jestem osobą niewierzącą. Według mnie wiara czy też niewiara jest bardzo intymną i osobistą sprawą, do której nikt nie powinien się wtrącać w nawet najmniejszym stopniu. Jednak – jak to w naszej kochanej Polsce bywa – zawsze znajdą się tacy, którzy nazwą ciebie „inną”, gdyż nie przynależysz do wszechwiedzącej większości. Sama spotkałam się z określeniami takimi, jak „antychrysta” i „posłanniczka Szatana”. Osobiście nigdy nie nazwałabym kogoś „innym” tylko ze względu na jego wiarę, ponieważ każdy ma prawo do własnego wyznania i nie mam prawa tego kwestionować, ale też dlatego, że sama oczekuję tolerancji wobec siebie. Niestety, nie każdy ma takie podejście i właśnie dlatego tak powszechne jest zjawisko wytykania „inności”. Jednakże największym absurdem tej sytuacji jest to, że niektórzy twierdzą, że kłamię i deklaruję się jako ateistka tylko z chęci zyskania popularności i uznania. Śmieszy mnie to i patrzę na sprawę z przymrużeniem oka, gdyż autorzy zarzutów nie mają pojęcia na temat przyczyn mojej niewiary i wymyślają różne absurdalne historie, które nie mają pokrycia z rzeczywistością. Dla mnie najważniejsze jest bycie sobą i życie w zgodzie z własnym ja.
Ostatnim przykładem wartym wspomnienia jest „inność” w środowisku rodzinnym. Od wieki wieków uformował się w Polsce system rodziny, gdzie ojciec haruje jak wół, żona to „kura domowa” i „matka Polka”, a zwieńczeniem rodziny jest rozbiegana gromadka dzieci. Z drugiej strony coraz częściej się od tego odchodzi, dzięki czemu związki ewoluują i na pierwszy plan wchodzi uczucie i szczęście rodziny, a nie świstek papieru. W mojej rodzinie jest para, która żyje ze sobą bez ślubu i mają siedmioletniego synka. Im nie są potrzebne złote obrączki, ślub dla miliona osób i huczne wesele, bo – jak sami stwierdzili – obrączki mogą sobie sami kupić, nikt im przecież tego nie zabroni. Kiedyś zapytałam ciocię, czy jej znajomi to tolerują i czy ma jakieś przykrości z tego powodu. Wtedy zobaczyłam smutek w jej oczach. Odpowiedziała, że nie dba o siebie, ale wie, że jej synek będzie miał problemy z tego powodu, gdyż ludzie są okrutni i mogą go wyzywać od „bękartów”. Stwierdziła jednak, że miłość jest najważniejsza. Ta ich „inność” jest wyjątkowa, świadczy tylko o tym, że podążanie za opinią ludzi jest niewarte zachodu. Najważniejsze jest pozostanie wiernym sobie i swoim zasadom, bo dopiero wtedy będziemy naprawdę żyć.
Nawiązując do tytułu mojego felietonu stwierdzam, że ludzie „inni” to ludzie naprawdę czegoś warci. Tylko takie osoby znają prawdziwe wartości, żyją pełnią życia i nie ulegają wpływom, tylko dlatego że tak byłoby o wiele łatwiej. Najważniejsze to nie dbać o opinię innych, gdyż ludzie byli, są i będą zawistni. Mam nadzieję, że pomimo przykrości, których osoby te doświadczają, w końcu przyjdzie taki dzień, że zostaną docenieni nie za to, jaką wiarę wyznają, jaki mają kolor skóry, co mają na ciele – lecz za to, jakimi ludźmi są. Bo jakie to życie, gdy nie żyjemy po swojemu? Żadne!
Tekst: Natalia Jaroszczak
Brak komentarza