Stanisław Michel: Ulica Mariacka była dla nas, osób wskrzeszających Gdańsk, pewną legendą. Odbudowaliśmy ją w ten sposób, że dzisiaj jest piękniejsza niż przed wojną.
Organizatorzy Święta ulicy Mariackiej – „Mariacka pod Gwiazdami” zaproponowali byłym i dzisiejszym mieszkańcom ulicy Mariackiej spisanie wspomnień związanych z tą ulicą. Cały cykl nosi tytuł „Mieszkam na Mariackiej… mieszkałem na Frauengasse…”. Pierwszy na apel odpowiedział Stanisław Michel – architekt odbudowujący Gdańsk z powojennych zniszczeń, współautor planu odbudowy Śródmieścia, obowiązującego przez trzydzieści lat.
Jako młody architekt włączyłem się w odbudowę Gdańska. Wszedłem do tego grona, które zgodnie z dewizą przedwojennych profesorów, podjęło decyzję, aby odbudować miasto piękniejszym niż było kiedykolwiek. Ulica Mariacka była dla nas wszystkich wyjątkową świętością i każdy z naszej grupy koniecznie chciał coś dla niej zrobić.
Plan był taki, żeby wskrzesić jej niebywałą urodę. O ile jednak Dom Uphagena, Ratusz Głównego Miasta czy Dwór Artusa były odbudowywane w całości, o tyle w większości gdańskich kamieniczek ich funkcja wewnętrzna nie była odtwarzana. Tak też było w przypadku ul. Mariackiej. Najważniejsze były fasady, ich oblicze. Podjęliśmy decyzję, że nie będziemy odbudowywali ul. Mariackiej dokładnie w takiej formie, jak była tuż przed wojną, lecz każdej kamieniczce nadamy najpiękniejszy z kształtów, jaki miała na przestrzeni wieków. W związku z tym nie można dzisiaj mówić, że ulica Mariacka wygląda dokładnie tak, jak przed marcem 1945 roku. Stoi na niej kilka kamieniczek przeniesionych z innych miejsc. Na przykład, dzisiejszy placyk przed wieżą Bazyliki Mariackiej, zdobiła śliczna kamieniczka, ale była zbyt blisko kościoła i utrudniała komunikację. Dzisiaj znajduje się w połowie ul. Mariackiej, w jej północnej pierzei, wyróżnia się wielkością i urodą.
Wygospodarowane mieszkania na Mariackiej
Za czasów Gomułki istniało pojęcie” wygospodarowywać”. Co to oznaczało? Otóż polegało na projektowaniu na poddaszach kamienic suszarni, ale w ten sposób, żeby łatwo można je było przerobić na mieszkania. Zasada była taka. Architekci za darmo wykonywali projekty „wygospodarowywanych” powierzchni, wykonawca dawał robotników i „wygospodarowywał” materiały, Miasto przymykało na ten proceder oko. Każde dziewięć „wygospodarowanych” mieszkań, było sprawiedliwie dzielonych na trzy części – dla biura projektów, dla wykonawcy i dla wysokich urzędników miejskich. Ja na tej zasadzie w 1963 r. wprowadziłem się na poddasze kamienicy nr 12/13, gdzie mieszkałem do 1970 r.
Projektowanie kamienic na ul. Mariackiej było ogromną nobilitacją. Ja, należąc do gwardii odbudowującej miasto, otrzymałem przy podziale prac kamienice o numerach 1, 2 i 3, które uważam za jedne z najciekawszych. Szczególnie cieszyła mnie perspektywa odbudowywania gotyckiej kamienicy, w najbliższym sąsiedztwie Bazyliki Mariackiej, chociaż to była bardziej budowa, niż odbudowa, bowiem zachowała się tylko piwniczka i fundamenty. Postanowiłem zrobić taką kamienicę, żeby jej front był zdecydowanie gotycki. W ruinach szukałem prawdziwej, gotyckiej cegły, której z robotnikami sporo nazbierałem. Akurat tak się złożyło, że kiedy odbudowywano Dom Anielski, zwany Angielskim, w ruinach odnaleziono kawałki słupków od gotyckiego przedproża – dzisiaj te ułamki stoją na zapleczu Dworu Artusa. Na jego podstawie postanowiłem odtworzyć przedproże kamienicy przy ul. Mariackiej 1. Architekt Marcin Kilarski, syn Jana, podjął się odtworzenia dwóch płyt do tego przedproża. Dzisiaj mogę powiedzieć, że nasze przedproże jest jedynym gotyckim na całym Głównym Mieście.
Niestety miałem fotografie jedynie fasady. Tył kamienicy był przed wojną zabudowany, wobec czego pozostałe ściany, szachulcowe, są dziełem mojej wyobraźni.
Warto tu dodać, że ja tę kamienicę budowałem dla siebie. Ponieważ byłem twórcą całego planu odbudowy Śródmieścia, nagrodzonego nagrodą państwową, miejscowe władze, w osobie Tadeusza Bejma, postanowiły mi podziękować za wkład we wskrzeszanie Gdańska. Obiecano mi, że kamienica przy ul. Mariackiej 1, będzie po odbudowie moja. Niestety, kiedy przyszedłem do przewodniczącego Prezydium Miejskiej Rady Narodowej po klucze, okazało się, że Miasto nie może się wywiązać z danej mi obietnicy. Czwarty oddział Urzędu Bezpieczeństwa przejął tę kamienicę celem „opieki” nad pobliskim kościołem. Byłem oczywiście załamany, ale pozwolono mi wybrać sobie inną parcelę w Gdańsku, z czego skorzystałem. Dzisiaj mieszkam przy Długim Pobrzeżu.
Pozostałe dwie kamienice odtworzyłem w stylu renesansowym. W numerze 2 zachował się jedynie kawałek dolnej części portalu i kilka połamanych elementów przedproża. Kamienica numer 3 całkowicie leżała w gruzach, zachowały się jedynie trzy kamienie z portalu. Całkowicie moją fantazją jest przedproże z bawiącymi amorkami, które do dzisiaj mnie cieszą.
Życie na Mariackiej
Moje dzieci lubiły się bawić na przedprożach, które wtedy były jeszcze ceglane, bez ozdobnych rzeźb i ornamentów. Pamiętam, że ucierały cegłę na mąkę. Najczęściej jednak przebywały po drugiej stronie kamienicy, gdzie było jedno z największych gdańskich podwórek. Był porządny plac zabaw z przyrządami, a moja żona doprowadziła do usypania górki, z której zimą można było zjeżdżać na sankach. Rokrocznie też robiliśmy naszym dzieciom lodowisko. Cały plac zdobiły drzewa. Topola, która była tak wielka, że nie mogłem jej objąć, podczas pewnej budowy przy ul. Grząskiej, została wycięta. Drzewo imieniem Anna stoi na podwórku do dzisiaj…
Na ulicy Mariackiej byłem członkiem Rady Dzielnicy Śródmieścia, która powstawała już za czasów komuny. Nasze zebrania odbywały się w Muzeum Archeologicznym. Przychodziły tam także Komitety Blokowe. Każde podwórko miało swój Komitet Blokowy, do odtworzenia których dzisiaj dążę, bo nie da się uruchomić działania mieszkańców, jeżeli nie będą oni wspólnie zorganizowani.
Widziałem w swoim życiu tysiące uliczek, ale tak romantycznej jak nasza Mariacka nigdzie na świecie nie spotkałem. Cieszę się, że miałem okazję przywracać ją do życia.
Wysłuchała i spisała: Ewa Kowalska
Wspanialy artykuł. Wspaniały człowiek. A ostatnie dwa zdania są piękne 🙂
Wspaniały gawędziarz jest z Pana Stanisława
Wiele lat temu wędrowałam uliczkami Głównego Miasta. Nieopodal budowy gdzieś w okolicach Świętojańskiej dostrzegłam mocno starszego pana. Przyglądał się kamieniczkom, zupełnie jakby czegoś szukał, inaczej niż turysta… w pewnej chwili umoczył dłoń w białej farbie z wiaderka znajdującego się w pobliżu robotników… miał łzy w oczach… dłoń przyłożył do muru… zostawił swój ślad na zawsze… z robotnikami wymieniłam spojrzenia i oni mieli łzy w oczach…
10 września o 18.30 podczas Święta Mariackiej w Klubie Aktora będzie spotkanie ze Stanisławem Michelem
zatytułowane „Od Frauengasse do Mariackiej”
a o 20.30 na przedprożu Muzeum Archeologicznego pokażemy zestaw filmów w tym nagrania archiwalne pana Michela z lat 50 przygotowane przez Katarzynę Sędek
Eeeeeeeeehhhh………wspomnienia , od 1962 do 1968 było to również moje podwórko , mieszkałem na ul. Chlebnickiej .
W końcu udało mi się przeczytać. PIęknie 🙂
Cieszę się,że będę mogła spotkać Pana Stanisława.Dziękuje za informacje. Pozdrawiam 🙂
Pan Stanisław jest wspaniałym gawędziarzem,chętnie przyjdę go posłuchać!
Pan Sławomir bardzo zasłużył się dla Gdańska … jednak jego tok myślenia, pogląd na gospodarkę jest z innej epoki. W wakacje na Długiej Janusz Korwin Mikke odpowiadał na pytania przechodniów. Sposób rozumowania Państwa i gospodarki przez Pana Sławomira bardzo mnie zasmucił.
Jak to dobrze, że są takie osoby jak pan Michel. Dzięki tym ludziom historia Gdańska nie jest nam obcą.
Kochany Wujku Stanislawie!
Serce mi rosnie, tyle pracy wlozonej…Sa jeszcze ludzie, ktorzy dbaja o jakosc i detale. Polska jest piekna i kazdy Polak powinien byc dumny ze swego kraju i jego dlugoletnich dorobkow. Zeby nie poszlo w zapomnienie i zniszczenie. Pozdrowienia z USA.
ile na tej górce nabiłam sobie siniaków! Zimą zjeżdżało się nie tylko na sankach, ale i częściej na własnym…siedzeniu 🙂 a latem to i nawet na rowerze. Było to tzw. Duże podwórko, w odróżnieniu od Małego-po drugiej stronie ulicy Grząskiej. Na Dużym podwórku były bujaki, drabinki, karuzela i takie fajne „koło kosmonautów”, gdzie wkładało się nogi w strzemiona a rękami łapało uchwytów nad głową i kręciło-lecąc głową w dół! Nigdy nie dorosłam na tyle, żeby móc się tam u góry złapać i zakręcić 🙂 A wychowałam się przy Chlebnickiej 29, w takiej bordowej kamienicy z wykuszem (na klatce schodowej!) i Bachusem na beczce na szczycie 🙂
Pozdrawiam serdecznie wszystkich byłych sąsiadów
Powiem zwięźle: SZACUN!