W Gdyni o emigracji mówi się ostatnio często. Powodem jest idea Muzeum Emigracji, które ma powstać w budynku Dworca Morskiego. Twórcy stawiają sobie za cel odpowiedź na pytania, jak, kiedy, dlaczego, dokąd i z jakim skutkiem ruszali w świat mieszkańcy ziem polskich.
Poddani cesarzy Austro-Węgier, Prus i Rosji. Później mieszkańcy najjaśniejszej Rzeczypospolitej, wojenni tułacze i obywatele PRL-u. Na razie wciąż trwa zbieranie eksponatów, poszukiwanie emigrantów i jakichkolwiek śladów tułaczki po świecie Polaków. Jednym słowem praca organiczna. Taką samą pracę musiała wykonać Barbara Szczepuła, autorka zbioru reportaży „Długa podróż poślubna”, dokumentująca losy emigrantów, głównie z Pomorza, którzy postanowili poszukać swojego szczęścia za granicą. Losy to niełatwe, pogmatwane, ale zawsze prawdziwe i prezentowane przez autorkę z techniczną, godną absolwentki Politechniki Gdańskiej precyzją. Choć publikacja ukazała się w 2008 roku, wciąż dobrze i warto do niej wracać, a do Muzeum Emigracji pasuje jak ulał.
Autorka była gościem Aleksandra Goska, pełnomocnika prezydenta Gdyni ds. Muzeum Emigracji w spotkaniu z cyklu „Witryna emigracji”. To cykl spotkań promujących tematykę migracji w historii i współczesności Europy i świata. Kameralne spotkanie odbyło się w formie wieczoru autorskiego. Redaktor Szczepuła pod czujnym okiem męża Marka Ponikowskiego, prezentowała fragmenty tekstów, opatrując je komentarzem dotyczącym tego, jak powstawały i jak docierała do swoich bohaterów. Wszystko zaczęło się po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej. Często były to przypadkowe spotkania. Nierzadko pomagali jej znajomi, a także rodzina.
Pomocną okazała się także… mama dziennikarki, która w trakcie jednej ze swoich rozmów natrafiła na ślad, pozwalający napisać reportaż, nadający jednocześnie tytuł całemu zbiorowi. Miejscem, gdzie rodziły się pomysły i zaczątki tekstów, był także sklep z warzywami. Wystarczyło znaleźć się w odpowiednim miejscu i czasie z osobą, która mogła się stać doskonałym bohaterem reportażu. Tak niewiele i tak wiele zarazem. Rasowa reportażystka, jak się okazuje, wie jednak zawsze co robić. Pomocne były także wyjazdy poza granicę Polski. Dubaj i Arabia Saudyjska, gdzie red. Szczepuła podróżowała wspólnie z marszałkiem senatu Bogdanem Borusewiczem. One także zaowocowały tekstami. Takie ciekawostki chyba najbardziej interesowały zebranych gości, którzy w Miejskiej Informacji Turystycznej w Gdyni pojawili się także ze swoimi historiami.
Jedna ze słuchaczek przyznała, że mieszka pół roku w Gdyni, pół w Londynie.
– W zależności od tego, gdzie przebywam, odczuwam tęsknotę za drugą ojczyzną, choć Gdynia zawsze będzie dla mnie najpiękniejszym miastem, denerwuje mnie tak wiele w Polsce, że nie jestem w stanie przeprowadzić się tu na stałe – podkreślała. Ktoś ubolewał nad tym, ze wielu po powrocie do Polski, wraca z powrotem za granicę, bo w naszym kraju nie da się godnie przeżyć, a zderzenie z realiami jest zbyt wielkie.
Autorka i prowadzący próbowali tonować nastroje, podkreślając, że każdy przypadek jest inny i wszystko zależy od konkretnej, osobistej sytuacji. Zaradność, pomysłowość, hart ducha i wiara w siebie to cechy, które są obecne na kartach reportaży, ale także w życiu każdego z emigrantów. Poza tym świat się kurczy na tyle, by każdy z nich mógł się czuć obywatelem świata. Coraz częściej nie kończą oni swojej przygody z obczyzną przy zlewozmywaku, czy jako opiekuni starszych osób.
Jako dowód autorka podała… siebie. Podróż poślubna do Norwegii z namiotem i makaronem była dla niej i jej męża wyprawą życia, a teraz jest miłą anegdotą, która raczej nie ma wielkiej szansy się powtórzyć. Czy to dobrze, czy źle – to już inne pytanie, na które może kiedyś redaktor Szczepuła w swoich reportażach odpowie.
Autor: Franciszek Zawadzki
Mój 30-letni znajomy w sierpniu wrócił po 5 latach pobytu z Anglii.Aktualnie szuka pracy (Politechnika G-ka ,ochr. środow.)Załozył ,ze będzie jej szukał jeszcze 3 m-ce i jak nie znajdzie to wraca do Anglii, ale już na zawsze.Szkoda bo to mądry człowiek.