„Miasto, kocham”, to seria plenerowych atrakcji, które w weekend 16-17 lipca, Instytut Kultury Miejskiej (IKM) zorganizował dla mieszkańców dzielnicy VII Dwór.

Czy jestem mieszkanką dzielnicy VII Dwór? Nie, ale… Przez 26 lat mieszkałam „za wałem”, czyli przy ul. Chrzanowskiego.

Czołgi, jabłonki i maki, czyli moja ulica Chrzanowskiego

Na Osiedlu Młodych (osiedle w dzielnicy VII Dwór) bywałam niemal codziennie, bo tam właśnie mieszkały moje koleżanki (tudzież koledzy) ze Szkoły Podstawowej nr 44, a potem SP 66 i IX Licem Ogólnokształcącego. Często też kupowałam nowalijki i goździki oraz cięte cyklameny (tak, kiedyś te kwiaty kupowało się na sztuki) u ogrodnika „za wałem” właśnie. Jest mi to miejsce po prostu bliskie, a zatem „w przebraniu” mieszkanki VII Dworu, pojawiłam się na spacerze, który prowadził mój kolega, znakomity przewodnik Łukasz Darski.

Łukasz Darski – DZIARSKI PRZEWODNIK

Wędrówka rozpoczęła się przed kompleksem usługowo-handlowym przy ul. Norblina. Z odległych czasów pamiętam sklep mięsny i ogromne do niego kolejki, a przede wszystkim stojącą na parapecie okna wspaniałą jukkę. Do dzisiaj mój dom zdobi jej odległy potomek, ponieważ któregoś dnia mój ówczesny chłopak, a dzisiaj mąż, postanowił sprawić mi przyjemność i… podarował mi oderwany z pnia rośliny niewielki odrost. A zatem – w pewnym sensie VII Dwór zamieszkał w naszym domu.

Ale wróćmy do spaceru. Już od początku było wiadomo, że opowieści Łukasza będą okraszone wtrąceniami mieszkańców, nie zdziwił więc głos jednej z najstarszych (95 lat) mieszkanek wieżowca przy ul. Michałowskiego, która przypomniała, że mieszkanie w tej części miasta mogły dostać jedynie osoby naprawdę młode. Granicznym wiekiem było 30 lat.

Pierwsze kroki skierowaliśmy ku narożnikowi ul. Norblina i ul. Abrahama, gdzie cicerone opowiedział o nieistniejącym Dworze VI, w którym podobno w 1807 r. nocował Napoleon Bonaparte oraz o Domu pod Łosiem.

Ponieważ plan spaceru przewidywał wejście na Lagry, a czasu mieliśmy niedużo (pomijając, że lał deszcz), toteż nie podeszliśmy pod Dom pod Łosiem, niesłusznie zwany leśniczówką. Oczy nacieszyliśmy nieco podobnym budynkiem, stojącym na zapleczu wieżowca przy Norblina.

Natomiast namiastkę nieistniejącego już Dworu VI dał nam budynek przy ul. Abrahama 27, którego portal wejściowy podobno pochodzi z dworu właśnie.

W ramach spaceru zajrzeliśmy na zaplecze kościoła, aby zobaczyć naziemny fragment powstałego w 1878 r. ujęcia Polanki.

Wracamy na ul. Norblina. Tu jedna z uczestniczek spaceru wspominała uciążliwy dla mieszkańców „morek” czas budowy wieżowca. A czym są owe „morki”? To czteropiętrowe budynki przy ul. Chełmońskiego, zaprojektowane przez architekta Janusza Morka. Nie wiedziałam tego.

Czas na odrobinę kontrowersji. W poszukiwaniu śladów dawnego Dworu VII, weszliśmy na placyk, na którym w latach 1968-2007 stał kilkumetrowy postument upamiętniający Janka Krasickiego. Rzeźba była autorstwa znakomitego gdańskiego twórcy Wiktora Tołkina. Była, bo na szaleńczej fali likwidacji „niesłusznych” pomników, potężny głaz z podobizną młodzieżowego działacza komunistycznego został usunięty. Dzisiaj w miejscu pomnika stoją samochody, a wielu mieszkańców tęskni za rzeźbą, nie rozumie JEDNOGŁOŚNEJ decyzji Rady Miasta i zastanawia się dlaczego pomnika nie można było „przemianować”. Na pewno byłoby taniej…

Fotografia z 2007 r.

Podejdźmy jednak przed blok przy ul. Chełmońskiego 12. Tu, jak uważa (też mieszkaniec dzielnicy) historyk Janusz Marszalec, można odnaleźć kamienne relikty Dworu VII lub jego założeń ogrodowych. Warto zajrzeć za krzaki:)

Czas na wizytę pod sławnym lokalem „Kasztel” i „szafą”, czyli potężnym budynkiem górującym nad sąsiednią, niską zabudową. W tym miejscu przewodnik czytał śmieszne z perspektywy czasu doniesienia prasowe dotyczące budowy i pierwszych lat eksploatacji domu.

Towarzyszący nam w spacerze deszcz nie odpuszczał, ale nie przeszkodziło to nam dotrzeć do ostatniego punktu wędrówki. Przed nami Lagry, czyli smutna historia z lat 1941-45 (obóz jeniecki). Dla powojennego pokolenia to jednak przede wszystkim beztroskie wspomnienie sportów zimowych i wyciągu orczykowego, do którego nawiązał Łukasz.

Kilka słów wyjaśnienia jak działał orczyk i wykorzystując przygotowaną przez przewodnika linę, grupa grzecznie wspięła się na szczyt wzniesienia. Zabawa pozwoliła nam zapomnieć o lejących się z nieba strugach wody:)

A więc weszliśmy na wzniesienie. Co było z niego widać? Moim zdaniem NIC. Jak tu jednak nie wierzyć przewodnikowi, który rozprawiał o odległej panoramie?:)
Przy dobrej widoczności widok jest rzeczywiście zachwycający. Mieszkańcy dzielnicy doskonale go znają.

Z okazji wydarzenia IKM przygotowało mieszkańcom miłą niespodziankę. Na starej podmurówce pojawiły się bowiem deski umożliwiające wygodną kontemplację otoczenia.

Spacer bardzo mi przypominał wędrówki z Lokalnymi Przewodnikami, również inicjatywę IKM. Mieszkańcy żywo reagowali na mijane miejsca i wymieniali się wspomnieniami czy uwagami. Po spacerze już wiem, że dwa wieżowce wybudowane niedawno na Zaspie, a widoczne z Lagrów, wyznaczają początek dawnego pasa startowego. Nie wiedziałam!

Kiedy wracałam do punktu startu bardzo żałowałam, że parasol Magdy Benedy nie chroni przez deszczem również butów. Dotarłam do samochodu przemoczona, ale szczęśliwa. To był naprawdę świetny, dla mnie sentymentalny, spacer. Dziękuję Ci Łukaszu:)

Z okazji wydarzenia IKM przygotował okazjonalną gazetę dzielnicową. Można ją jeszcze otrzymać w niedzielę, 17 lipca, w punkcie informacyjnym przy ul. Norblina 23 – bardzo polecam;)