Kiedy w czasach pandemii wędrujemy ulicami Gdańska, doświadczamy nikłości wydarzeń kulturalnych. W jakiej kondycji jest obecnie trójmiejska kultura?
Zerkając do internetu, mamy wrażenie tętniącego tam życia. Wyskakują różnorodne okienka z filmami (np. świetny program kina Żak), oferowane są spektakle i wydarzenia w Teatrze Wybrzeże i w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim (na platformie VOD), czy wreszcie wszyscy uczniowie (i nie tylko) mogą odwiedzać w ferie ECS, IKM, GAK, gdzie działacze kultury oferują ciekawe warsztaty i aktywności wizualne.
Dotrzeć możemy wszędzie. Ale to wszystko mieści się w ruchu online. Czy taki odbiór jest zbieżny z żywiołem bezpośredniego uczestnictwa? Oczywiście nie. Można sobie wyobrazić, co odczuwają artyści, grając tylko do kamerki albo muzycy bez naszych uszu i gardeł, i my bez tej szczególnej wzajemności. Jednak sztuka w jakimkolwiek miejscu jest tak istotną trampoliną dla naszej kondycji emocjonalnej i poznawczej, że warto jej poszukiwać, szczególnie dziś, w czasach tak niebezpiecznego kryzysu. To wspaniałe więc, że twórcze akcje pochłaniają nas choćby online. Ale prawdą jest, że codzienna wędrówka po Gdańsku to też dialog z dziełami.
I oto nagle odkrywamy, że miasto tętni różnorodną estetyką. W przemokniętych zimowym deszczem kamienicach otwarte są biblioteki, przyciągają uwagę dziwne koncepcje streetartu, słupy z ogłoszeniami czy charakterystyczne tereny Stoczni Gdańskiej.
Na przykład na terenie Stoczni Cesarskiej znajduje się chyba najwspanialsza galeria usytuowana w budynku Mleczny Piotr.
Obecnie pandemicznie nieczynna, ale kusi światełkiem okiennym, w którego centrum można zobaczyć realną instalację. Naokoło Mlecznego Piotra stoją charakterystyczne metalowe rzeźby – szkielety autorstwa Czesława Podleśnego.
Zamiarem tej kolonii artystów (Ada Majdzińska, Czesław Podleśny, Mariusz Waras, Dominik Kulaszewicz, Anna Gross i wielu innych artystek i artystów) jest bowiem stworzenie multikulturowego miejsca, w którym będą korespondować ze sobą różne gatunki, a przede wszystkim jest to miejsce twórczej reakcji na czas, w którym żyjemy, na zdarzenia, które nas niepokoją, ta sztuka wchodzi mocno w dyskurs, wywołuje reakcję odbiorcy. Na żywo więc możemy przyglądać się codzienności rzeźb, a z boku budynku patrzeć z gorzkim śmiechem na wizerunek ogromnej głowy zakrytej czapką – garnkiem. Bardzo tajemnicza interpretacja…
W obszarze Mlecznego Piotra jest jakaś przyciągająca siła, może powstającego tam Młodego Miasta? W takim duchu refleksji można rekomendować czynne już biblioteki. Tutaj też nasza obecność rozkwita, o czym można przekonać się, idąc chociażby do Biblioteki pod Żółwiem przy ul. św. Ducha.
Jaka to ulga znaleźć się pośród książek. Od drzwi witają nas instrukcje sanitarne i sprawia to wrażenie, że chroniąc siebie nawzajem, dajemy sobie w zamian kontakt, książki, bycie razem. W Bibliotece pod Żółwiem potrafi zjawić się dziennie osiemdziesiąt osób, cierpliwie oczekujących na zamówione książki. Dużo jest nowości, których zdobywanie, jak mówi pracownik biblioteki, jest po prostu normą.
Najwięcej książek mieszkańcy wypożyczają w weekend, po nim oddają i znów wypożyczają. Tak więc koło czytania systematycznie powiększa się. Miasto Gdańsk wykazało w tym zakresie bardzo szlachetną inicjatywę. Od lata, celem wspomagania lokalnych wydawnictw i księgarń, zakupuje literaturę różnych gatunków (kryminały, albumy, poezję, powieści). W drugiej, zimowej turze za sumę 252 753,34 zł miasto kupiło 6972 tytułów, włączając w to wydawnictwa muzyczne (CD). Dystrybucja tych dóbr książkowych dociera właśnie do bibliotek miejskich, jak również szkolnych. Przedsięwzięcie to, no i osobiste wypożyczenie książki promują Gdańsk w szerszym kontekście, a mianowicie w Gdańskim Programie Rozwoju Czytelnictwa.
Każdy więc z nas odwiedzając księgarnię i biblioteki, wprowadza w jakiś sposób minimum rytmu życia i równowagi w tym trudnym teraz dla wszystkich okresie. Z aktywnych miejskich zdarzeń można przypomnieć tu pełne humoru i gry znaczeń rysunki Marty Frej (aktualnie mieszkanka Gdyni), które cieszą się olbrzymią popularnością w mediach społecznościowych i papierowych, ale też jakże chętnie były niesione jako kartony protestu, rozładowując smutek zatrzymanego siłą czasu, a przynosząc żar solidarności. Charakterystyczny baner naprzeciwko pomnika Jana III Sobieskiego ciągle, można powiedzieć, o tym woła.
W Gdyni na żywo działa tajemniczy, „gdyński Bansky”, czyli Tewu, zachwycając rzeźbami rozproszonymi w różnych lokalizacjach miasta. Ostatnia pod nazwą „Newborn” stanęła, a właściwie położyła się przed Muzeum Miasta Gdyni. To bardzo przejmujące, kamienne postaci.
Osobiście można też podejść do Galerii Miejskiej Prowizorka na gdańskiej Oruni, artystycznego pomysłu stworzonego przez Edwarda Pytlosa („gdańki Banksy”), 17-letniego artystę nagrodzonego przez Prezydenta Miasta Gdańska. Jego dzieła to intensywne kolory, znaki, malarskie historie życia i myśli, również rozmieszczane w wybranych miejscach dzielnicy. Są teraz jeszcze widoczne na dwóch domach przeznaczonych do rozbiórki przy ulicy Podmiejskiej, w każdym, zabitym oknie. W ten sposób sztuka street artu zaczyna nas coraz częściej zaczepiać i na chwilę chociaż zastanawiać. Nieraz jest to graffiti, które promuje również Pytlos.
Co prawda mamy negatywne skojarzenia z rysunkami i dopiskami na murach, więc dyskusja o uczynieniu ich legalnym bytem jest ciekawym wyzwaniem, szczególnie w kontekście osób nieuznających reguł społecznych dla swoich ekspresji twórczych, czyniąc je często nielegalnymi.
Z niektórymi freskami obcujemy w Gdańsku na co dzień od lat, jak choćby niewinne pociągnięcia kreski w tunelu przy ul. Okopowej, jasne, nostalgiczne, a też związane z dramatami Szekspira z Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego. Okazuje się więc, że artyści znaleźli fantastyczny sposób i miejsca na to, żebyśmy my, widzowie, tak zwyczajnie podeszli blisko. W związku z aktualną z powodu pandemii zmianą miejsc kreacji nawet przystanki komunikacji miejskiej są ofertą wybitnej sztuki. Na wiatach wklejone są świetne plakaty społeczne, prace młodych artystów nagrodzonych w 2020 r. w 21. konkursie Galerii Plakatu AMS, pod znamiennym hasłem – „Jedenaste: Nie produkuj śmieci”, których wymowa jest srogą niekiedy przepowiednią.
Tak działa najwyżej oceniona praca Zofii Wawrzyniak (zakochani przytuleni między foliami), czy wyróżniona praca Inez Łaguny (czarna postać z kosą na płonącym tle).
Dobrze jest wybrać się na trójmiejski spacer. Jak inaczej widzi się teraz przestrzeń i swoje myśli. Z niepokojem nasza teraźniejszość czeka na przyszłość.
Tekst i zdjęcia: Joanna Szymula
Brak komentarza