Trójmiejskie placówki kulturalne są mi znane z codzienności, toteż żeby nie potęgować i tak sporych kolejek, Europejską Noc Muzeów być może powinnam spędzać w domowych pieleszach. Nie umiałam jednak pozbawić się przyjemności odwiedzenia w tę noc Kuźni Wodnej w Oliwie i Politechniki Gdańskiej.
W Kuźni Wodnej w Oliwie pojawiłam się już po zmroku, kiedy klimat w niej panujący jest szczególny. Jak zwykle zostałam serdecznie przywitana przez Dariusza Wilka, niezmordowanego gospodarza kuźni, nad którą z powodu braku stosownego finansowania zbierają się czarne chmury. Szczęśliwie na czas Nocy Muzeów Darek zapomniał o troskach i doskonale się bawił ze swoimi gośćmi, wśród których szczególnie się wyróżniali „milicjanci”. Ich służbowy Fiat budził ogromne zainteresowanie zwiedzających i był niewątpliwą gwiazdą wśród starych samochodów eksponowanych wokół kuźni. W jej wnętrzu natomiast tradycyjnie słychać było szum przepływających wód Potoku Oliwskiego i rytmiczne postukiwanie młotka, którym kowal, na oczach publiczności, zwinnie formował podkowy.
Noc Muzeów na Politechnice Gdańskiej
Zbliżając się do uczelni zastanawiałam się nad miejscem parkowania. Jakże miłą niespodzianką były dla mnie zapraszające, otwarte szlabany. Ze stosowną pewnością siebie zaparkowałam na miejscu prorektora:) i pobiegłam ku grupie, która u stóp Gmachu Głównego, słuchała znanego wszystkim miłośnikom Gdańska – Jakuba Szczepańskiego. Jego narracja, opisująca architekturę uczelni, była doskonale dopasowana do sytuacji – szczegółowa, ale pozbawiona dłużyzn, czyli uszyta na miarę Nocy Muzeów. Bardzo żałowałam, że nie było możliwe wejście na wieżę zegarową, wieńczącą dach Gmachu Głównego, ale rozumiem, że było to podyktowane koniecznością zachowania bezpieczeństwa, zwłaszcza wobec ogromnego zainteresowania zwiedzaniem murów uczelni.
Dwa przykryte szklanymi dachami dziedzińce – Heweliusza i Fahrenheita wieczorową porą wyglądały szczególnie pięknie, a w obu można był wysłuchać krótkich prezentacji. Barbara Ząbczyk-Chmielewska opowiadała o Fahrenheicie i aranżacji historycznego gabinetu profesorskiego, a na dziedzińcu Heweliusza, co godzinę była prezentowana zasada działania wahadła Foucaulta.
Podczas gdy w Audytorium Maximum trwały pokazy i prelekcja wykładowców z Wydziału Fizyki Technicznej i Matematyki Stosowanej, ja powędrowałam do budynku „Starej Chemii”, której zapach towarzyszy mi od najmłodszych lat. W korytarzu, tuż przy gablotach prezentujących dawne naczynia i urządzenia laboratoryjne spotkałam spory tłumek, ale Audytorium Chemiczne, w którym studenci przygotowywali się do pokazów, czekało na kolejnych gości, a ja ze spokojem mogłam usiąść w studenckiej ławce;)
Z przyjemnością zajrzałam też do Laboratorium Maszynowego, w którym w styczniu odbyła się inauguracja obchodów 110-lecia Politechniki Gdańskiej. Hala, w której ustawione są liczne zabytki techniki robi naprawdę fantastyczne wrażenie.
Zanim weszłam do budynku związanego z nauką o elektryczności… zadrżałam. Nie byłam pewna, czy chcę przekroczyć jego próg. A jednak odważyłam się i stanęłam przed „ścianą płaczu”, przed którą przed wielu, wielu laty usiłowano nauczyć mnie podstaw elektryczności, bez skutku zresztą próbowano:)
Miła pogawędka z dzisiejszymi wykładowcami z Wydziału Elektrotechniki i Automatyki przekonała mnie, że wspomniana ściana, stanowiąca przekleństwo setek studentów, jakby straciła na swojej złośliwości:)
W murach mojej ulubionej uczelni spędziłam kilka godzin, ucinając miłe pogawędki, rozkoszując się smakiem galaretek w czekoladzie i podziwiając sposób organizacji Nocy Muzeów na Politechnice Gdańskiej. W mojej opinii dziewczyny w Biura Promocji – Justyna Borkowska, Agnieszka Bużan-Iwaniuk i Joanna Odya spisały się na szóstkę, a odrzucając mój osobisty, wielki sentyment do Politechniki Gdańskiej – na piątkę z plusem;)
Brak komentarza