Kilka dni temu słuchałam w Radio Gdańsk audycji poświęconej Berlinowi – miastu przyjaznemu turystom, ale jednocześnie mieszkańcom. – A czy Gdańsk również może się pochwalić taką opinią? – pomyślałam.

 restauracyjny ogródek

Na całym świecie centra turystycznych miejscowości są podporządkowane turystom. Nie inaczej jest w Gdańsku. Główne Miasto kusi przyjezdnych licznymi restauracjami, kawiarniami, sklepami z pamiątkami i bursztynem. W sezonie letnim w kolorowym tłumie na Drodze Królewskiej, ulicy Mariackiej czy Piwnej, gdańszczanie stanowią niewielki odsetek. Usługi niemal zniknęły z historycznej części miasta, a mieszkańcy niejednokrotnie narzekają na jakość życia, ale taka jest cena życia w strefie prestiżu i trzeba się z tym faktem pogodzić.

A kiedy turyści wyjadą…

A kiedy turyści wyjadą ruch w sercu miasta zamiera – restauratorzy natychmiast likwidują ogródki gastronomiczne i… zaczynają narzekać na brak klientów. I tu czas, aby przytoczyć wspomnianą na początku stolicę Niemiec. Jak powiedziano w audycji, berlinczycy codziennie tuż po godzinie 17 wychodzą z domów i udają się do kawiarni. Zasiadają w licznych ogródkach, ulice zapełniają się radosnym tłumem. To oczywiście kwestia tradycji, której w Polsce wciąż nie ma, ale tak długo jej nie będzie, jak długo restauratorzy nie zrozumieją, że mieszkańcy też mogą być klientami. Tymczasem na ulicy Piwnej, tuż po zakończeniu sezonu turystycznego, wszystkie ogródki zostały zlikwidowane, a to one przecież, te ogródki właśnie, są magnesem przyciągającym gości.

Idzie nowe

Ale coś drgnęło. Na Długim Targu są już dwa miejsca, w których zimową porą można posiedzieć w restauracji „pod gołym niebem”. Nie, nie mam tu na myśli namiotu wykonanego z trzepoczącego na wietrze, brzydkiego i mało przejrzystego plastiku, ale ogródki otulone porządnie wykonanymi ściankami, z daleka przypominającymi szkło. Płomienie gazowych podgrzewaczy powietrza, szczególnie wieczorami, dodają tego szczególnego, jakże potrzebnego, klimatu. We Wrocławiu czy Krakowie zimowe ogrody to codzienność – liczę, że lada moment i Gdańsk dołączy do miast, które żyją również poza sezonem. Liczę, że restauratorzy ockną się ze snu i zauważą tzw. lokalersów. Liczę, że gustowne ogródki (chętnie z drewnianym podestami), wzorem tych z Długiego Targu, wypełnią uliczki Głównego Miasta. Mam też nadzieję, że Miasto wspiera restauratorów, którzy chcą wyjść naprzeciw potrzebom mieszkańców. Mam nadzieję, bo wiedzy na ten temat nie mam;)

Na marginesie

Siedząc ostatnio z przyjaciółmi w ogródku pokazanym na zdjęciu, obserwowaliśmy zupełnie nowe zjawisko. Oto bowiem, w ślad za autobusem „setka, uruchomionym na potrzeby mieszkańców (sic!), ruszyli kierowcy samochodów, pragnących skrócić sobie drogę pomiędzy ulicami Ogarną i Chlebnicką…

Gdańsk Długi Targ

Lektura uzupełniająca;
Autobus dla mieszkańców Głównego Miasta – „setka”