Autobus linii 100 – „setka”, od końca października kursujący po Gdańsku uliczkami Głównego i Starego Miasta, wciąż budzi kontrowersje i… dzieli mieszkańców.

autobus linii 100 w Gdańsku

„Setka” w Gdańsku

On – Andrzej Ługin – mieszkaniec Gdańska, lat 44, autor profilu Strefa Prestiżu. Ona – Ewa Kowalska – mieszkanka Gdańska, lat 57, autorka bloga www.iBedeker.pl. Niemal zawsze inaczej widzą Gdańsk. On – mocno krytyczny, ona – najczęściej w „różowych okularach”, być może naiwna. Łączy ich jedno – bezgraniczna miłość do Miasta* nad Motławą.
* – wielka litera z szacunku dla Gdańska.

Dzisiejszy poranek zaczęli od (nudnawej już) dyskusji o autobusie linii 100.

Ona: Czy kiedykolwiek jechałeś tym autobusem?
On: Nie
Ona: O godz. 13:05 rusza spod Teatru Szekspirowskiego. Jedziesz ze mną?
On: Do zobaczenia

Autobus linii 100 w Gdańsku – ON

Miejsce spotkania, przystanek przed monumentalną budowlą zwaną „reaktorem atomowym” lub Bramą Isztar. Przez urzędników nazwany Teatrem Szekspirowskim.

Wszytko przygotowane: aparaty, kamera i ręka do machania (bo to przystanek na żądanie). W głowie kotłuje się tylko jedna myśl. Czy wejdziemy? Czy będą wolne miejsca w środku? W końcu to mały autobus – 15 miejsc siedzących i 18 do 22 stojących plus wózek. Wreszcie nadjeżdża. Jest miłe zaskoczenie – nie licząc kierowcy, autobus jest pusty. Jedziemy, twarze się nam śmieją. Wjeżdżamy na Ogarną i cud. Na przystanku czeka JEDEN człowiek. Podczas rozmowy dowiadujemy się, że wszedł przypadkowo, bo go noga boli, i że by nie wsiadł, gdyby autobusu nie zobaczył z oddali. Inaczej nie chciałoby mu się czekać.

Pokonujemy ulicę Ogarną i wesoło wjeżdżamy na ulicę Długi Targ. Znak, że jest to strefa tylko dla pieszych, miga nam przez okno. Jestem zatroskany panem z chorą nogą. Autobusem tak trzęsie, że gdyby nie siedział, z pewnością zwichnąłby drugą. Ale co tam – jedziemy dalej, pokonujemy niezliczone zakręty.

Muszę przyznać – pan kierowca to prawdziwy fachowiec – niczym Hołowczyc pokonuje trudne, ciasne zakręty oraz parkujące samochody na poboczu ulic Głównego Miasta. Często mijamy przeszkody w odległości kilku centymetrów. Autobusem trzęsie coraz bardziej, mam problemy z równowagą, nawet siedząc. Przecinając Mariacką podziwiamy rozkopaną działkę (Ławy Mięsne). Trzeba przyznać, że nawierzchnia ulic jest idealnie przystosowana do pokonania jej samochodem terenowym z małym promieniem skrętu. Autobus po prostu nie mieści się na zakrętach. Ciekawe co będzie się działo zimą? Może ZTM Gdańsk „puści” sanie? Ale wróćmy do naszej trasy.

Zaczynamy wjeżdżać na Targ Rybny, mijając przyciągający wzrok uroczy śmietnik. Podjeżdżamy z godnością pod Hotel Hilton (może kiedyś i sama Paris Hilton wsiądzie to tej marszrutki?) Na ulicy Podwale Staromiejskie autobus rozwija prędkość i „pokazuje pazury”. Nawierzchnia ulicy pozytywnie wpływa na komfort jazdy. Nagle ostry skręt i koło znanej piekarni wjeżdżamy do Starego Miasta. Kolejne zaskoczenie – przystanek na ul. Gnilnej nazwano przystankiem ul. Rajska? Widocznie urzędnicy nie znają ulic, albo nazwa nie jest godna Strefy Prestiżu? Mimo, że stan ulicy Gnilnej jest adekwatny do jej nazwy. Przemykamy dość szybko (nie ma korków) do Dworca Głównego. Mamy bilety godzinne. Czekamy miło gawędząc z kierowcą całe 20 minut.
W ciągu niespełna 15 minut jazdy, nie licząc nas i kierowcy, z autobusu skorzystały trzy osoby, co jest oszałamiającym wynikiem. Po 20 minutach odjeżdżamy z Dworca Głównego, a z nami czterech nowych pasażerów. Wjeżdżamy na Targ Węglowy, czyli „atrakcyjną przestrzeń publiczną”. Tutaj znowu nasz „Hołowczyc” popisuje się akrobacyjnymi manewrami, wymajając zaparkowane pojazdy i przechodzących ludzi. Po raz kolejny mijamy niebieski znak drogowy „strefa piesza”. Przejeżdżamy obok Katowni i zbliżamy się do silosu teatralnego. Uff koniec…

Wysiadamy, dziękujemy kierowcy podziwiając jego kunszt prowadzenia pojazdu.

Czas na podsumowanie.

Trasę obsługują dwa autobusiki. Prócz nielicznych pasażerów, od przystanku do przystanku przewożą powietrze. Trasa pojazdu jest bardzo przyjazna samochodom terenowym i do jazdy konnej z przeszkodami. Pasażerowie wsiadają okazjonalnie i głównie tacy, którzy mają darmowe bilety (emeryci) lub tacy, którzy zobaczyli autobus i sobie wsiedli. Nie liczę tych, czyli nas, którzy jechali „służbowo”

Autobus na oko laika nie jest przystosowany do jazdy w tak ciasnych ulicach. Kierowca cały czas walczy z przeszkodami. Stan nawierzchni miejscami jest tragiczny, podobny do powierzchni księżyca. Na niektórych fragmentach autobusowi powinna asystować karetka pogotowia, aby od razu wywozić do szpitala kontuzjowanych pasażerów. Autobusem cholernie trzęsie (mały rozstaw osi). Nazwy przystanków nie są do końca jasne. Trasa autobusu chyba nie jest optymalna. Może powinien jednak zahaczyć o ulicę Wałową koło przychodni? Przy obecnej trasie „setki” lepiej się przejść, niż jechać dookoła np. z ulicy Ogarnej na Targ Rybny – szybciej jest z „buta” niż autobusem.

Zapraszam do dyskusji na Facebooku.

Andrzej Ługin

Autobus linii 100 w Gdańsku – ONA

Przystanek „Teatr Szekspirowski” umiejscowiony jest w pobliżu ul. Bogusławskiego. Czekając na autobus stanęliśmy tyłem do obiektu zasłaniającego (od ul. Podwale Przedmiejskie) średniowieczne mury i gdańskie kamieniczki. Oboje preferujemy widok na Zespół Przedbramia i jest to jedna z tych niewielu sytuacji, kiedy mamy podobną opinię (w tym wypadku na temat kształtu i elewacji teatru). Po chwili zauważyliśmy sunący ku nam pojazd. Rozemocjonowani, w obawie, że kierowca nas nie zauważy, niemal wyskoczyliśmy pod koła autobusu. Zauważył. Zatrzymał się. Otworzył drzwi. Kupiliśmy godzinne bilety. Kierowca wydawał się być miły. Wybór miejsc mieliśmy ogromny – wszystkie były wolne.

– Ale tu dużo świeżego powietrza – cieszy się Andrzej.

Ruszamy w podróż po Głównym i Starym Mieście. Rozglądając się po wnętrzu autobusu, robiąc pamiątkowe zdjęcia i dowcipkując – nieco rozśmieszamy kierowcę. I oto – wbrew wcześniejszym przewidywaniom mojego kontr-pasażera, na przystanku przy ul. Ogarnej do autobusu wsiada pasażer. Mężczyzna. Wiek średni. Ha! – jest pasażer – tryumfuję. Dowcipnie-szyderczy ton Andrzeja wyraźnie naszemu współpasażerowi się podoba.
– Przepraszam – zapytałam. – Pan turystyczno-krajoznawczo, czy z innego powodu jedzie autobusem?
– Boli mnie noga. Akurat podjechał, więc wsiadłem, ale bym na niego nie czekał – odpowiedział.
– Ha! – kolejny raz zakrzyknęłam, ale jednak korzysta pan z tej wygody.

Maciej Kosycarz ul. Mariacka

Maciek Kosycarz „poluje”

Kiedy kierowca zaczął skręcać w ul. Mieszczańską – poczułam ogromy respekt dla jego umiejętności, ale to był dopiero początek…

Przejeżdżając autobusem przed Długi Targ poczułam się nieswojo. Przecież to deptak. Natychmiast jednak pomyślałam o mocno starszych osobach mieszkających przy ulicy Ogarnej, a pragnących dostać się do dworca – to przecież transport dla nich. Jedziemy dalej.
Ulica Chlebnicka. Ponownie czuję się nieswojo. Bardzo często parkuję na wysokości Długiego Targu, dzisiaj widzę, że… lekko bezmyślnie. Auta utrudniają przejazd autobusowi i niemalże uniemożliwiają wjazd na Kleszą. Ale udało się! Kolejny raz szacunek dla kierowcy.
Ulica Mariacka – na przedprożu dostrzegam Maćka Kosycarza. Fotografuje przejeżdżający autobus. Czy nas widzi? Tak! Cóż za zbieg okoliczności. Chwilę później dowiaduję się, że zaplanował na dzisiaj autobusową podróż po centrum.

Relacja Maćka Kosycarza www.kfp.pl

Jedziemy dalej. Mocno, naprawdę mocno trzęsie. Być może dlatego nawet nie zauważam, kiedy do autobusu wsiadają kolejni pasażerowie – dwóch panów i jedna pani. Wszyscy w wieku średnim.
Zostawiamy za sobą ulice św. Ducha, Szeroką, Targ Rybny. Na ul. Podwale Staromiejskie niemal czuję wiatr we włosach. Ale tylko przez chwilę.
Przystanek przy ul. Gnilnej. Głos z taśmy informuje pasażerów – „Rajska”. – Rajska? – dziwimy się z Andrzejem. Fakt – śmiejemy się – rajska lepiej brzmi, niż gnilna;)

Przy dworcu czeka nas postój. Dwadzieścia minut. Kierowca usiłuje czytać, ale zagadujemy go. Teraz przecież już można, w czasie jazdy to surowo zabronione. Okazuje się, że dziennie wykonuje czternaście kursów – ale nie, nie zawsze może go spotkać na tej linii – kierowcy zmieniają się.

– Początkowo woziłem głównie powietrze, teraz jest coraz lepiej, ale słyszę głosy, że starszym mieszkańcom marzy się dojazd pod przychodnię na Wałowej – mówi. Dzisiaj zrobiliście państwo frekwencję – śmiejąc się dodaje i włącza silnik.
Do autobusu wsiadają cztery pasażerki – trzy zdecydowanie młode, czwarta w wieku średnim.

Ruszamy. Przecinamy Hucisko, pozdrawiamy króla na koniu i wjeżdżamy na Targ Węglowy. Tu jak zwykle wolnoamerykanka. Błogosławię umiejętności kierowcy i już po chwili widzę przebrzydłą budowlę, pod którą wysiadamy, grzecznie żegnając się z miłym kierowcą. Rozstajemy się. Andrzej po emocjonującej jeździe (chyba) idzie na piwo, ja pędzę na ul. Mariacką do starszej pani, czekającej na mnie z ulubioną galaretką owocową. Opowiadam jej o dzisiejszej przejażdżce.

– Myśli pani, że to nowy pomysł? Jako architekt współtworzyłam „Szczegółowy plan Śródmieście Gdańska”. To był tok 1964. Już wtedy podnoszona była kwestia autobusu łączącego Główne Miasto z dworcem. Cieszę się, że doczekałam tego dnia. Dla mnie i moich sąsiadów-rówieśników to ogromne udogodnienie. Wspaniale, że Miasto wreszcie pomyślało o nas – mieszkańcach. Bo wciąż słyszę tylko słowo TURYŚCI.

I ja się cieszę. Jestem zdrowa i sprawna, i z autobusu nie będę korzystała. Kiedyś jednak może nadejść taki moment, że z braku sił będę MUSIAŁA. Życzę wszystkim przeciwnikom tej komunikacyjnej inicjatywy, żeby oni zawsze byli młodzi, piękni, bogaci i… zwinni.
Co jeszcze? Obiecuję, że parkując na Głównym Mieście będę to robiła z głową:)

PS – zimą powtórzymy naszą przejażdżkę. Wybierzemy dzień pełen zasp śnieżnych…

Zapraszam do dyskusji na iBedekerze, pod tekstem:)

Ewa Kowalska