Po raz kolejny miłośników gdańskiej historii, zwłaszcza zainteresowanych tzw. małą historią, czeka wydawnicza gratka. Gratką tą jest wznowienie książki Maxa Kiesewettera Dawno temu w Nowym Porcie.
Projekt tłumaczenia na język polski XIX-wiecznej gdańskiej literatury napisanej po niemiecku, zrodził się w głowach Aleksandra Masłowskiego i Romana Kowalda pod koniec pierwszej dekady XXI wieku. Zaczęło się od prostej konstatacji: historia XIX-wiecznego Gdańska to swoista biała plama w jego tysiącletnich dziejach, spowodowana odruchową niechęcią, z jaką okres ten był odbierany i relacjonowany, odkąd pojawiły się teksty historyczne pisane po polsku. U podstaw tej niechęci leży w oczywisty sposób utożsamienie gdańskiego XIX wieku z pruskością, która polskim badaczom kojarzyła się jednoznacznie. Efektem tego zjawiska jest charakterystyczna przypadłość gdańskiej narracji historycznej spisywanej po polsku, która prowadzona jest do okresu francuskiej okupacji (obłudnie zwanego „I wolnym miastem”), by zaraz potem przeskoczyć do lat międzywojennych. Gdański XIX wiek, jak każda „biała plama”, budzi od kilkunastu lat ciekawość odbiorców gdańskiej narracji historycznej, stąd pojawiać zaczęły się w tym okresie nowe opracowania, operujące całkiem inną retoryką, od powstałych w XX wieku. Aleksander Masłowski i Roman Kowald postanowili zatem wziąć udział w wypełnianiu tej „białej plamy”, obejmującej bardziej świadomość historyczną mieszkańców współczesnego Gdańska, niż stan badań historycznych. Pierwszym etapem realizacji tego pomysłu było stworzenie listy potencjalnych tytułów książek, które ze względu na swoją wartość dla poznania historii XIX-wiecznego Gdańska, należałoby udostępnić polskojęzycznemu czytelnikowi. Od kilku pierwszych propozycji lista ta rozrosła się szybko do parudziesięciu tytułów, których objętość (a co za tym idzie czas potrzebny na ich przetłumaczenie) powoduje, że pełna realizacja projektu nie wydaje się możliwa przy uwzględnieniu tzw. „oczekiwanej długości życia” obu tłumaczy.
Tym niemniej, zamiast zniechęcić się niewykonalnością całości projektu, tłumacze „zabrali się do roboty” i już po mniej więcej roku gotowe było pierwsze tłumaczenie, a po kolejnym roku prac wydawniczych ujrzała światło dzienne książka „Cały Gdańsk za dwadzieścia srebrnych groszy”, będąca tłumaczeniem gdańskiego bedekera z połowy XIX w., autorstwa W.F. Zerneckego. Drugim tytułem na liście, nie tyle ze względu na swoją „pomnikowość”, ale raczej na urodę książki, było „Dawno temu w Nowym Porcie” Maxa Kiesewettera. Polskie tłumaczenie ukazało się w 2010 r., a jego wydawcą była Yellow Factory.
Dopiero jednak nawiązanie przez tłumaczy współpracy z Oficyną Pomuchel pozwoliło na nadanie projektowi planowanej formy serii wydawniczej. Seria ta, pod nazwą „Gdańsk XIX”, swoim programem obejmuje wszystko to, co stało się powodem do podjęcia przez Aleksandra Masłowskiego i Romana Kowalda trudu przekładania na język polski starych, napisanych po niemiecku książek o Gdańsku. Tym razem na tzw. „pierwszy ogień” poszła urocza opowieść o Jaśkowej Dolinie i jej okolicach autorstwa Elise Püttner, która – mimo że przetłumaczona na język polski stosunkowo szybko, po wydaniu „Dawno temu…” – kilka lat oczekiwała na łaskawe oko wydawców, którzy z trudnych do wyjaśnienia przyczyn nie chcieli podjąć się jej wydania. Oficyna Pomuchel się podjęła i w ten sposób wiosną 2015 r. pojawiła się „Jaśkowa Dolina i Góra Jana nieopodal Gdańska”, otwierając serię wydawniczą „Gdańsk XIX”.
Oczekując na ukończenie prac nad książką F. von Duisburga, ukazującą Gdańsk pod francuską okupacją na początku XIX w. Oficyna Pomuchel postanowiła wznowić „Dawno temu w Nowym Porcie”, uznając, że stosunkowo niewielki nakład pierwszego wydania, który rozszedł się już dawno, daje nadzieję na ponowne zainteresowanie gdańskich czytelników tą książką. To drugie wydanie jest, rzecz jasna, jak zwykle w takich przypadkach „zmienione i poprawione”. Poprawki dotyczą kilku usterek, które pojawiły się w pierwszym wydaniu, zmiany natomiast wynikają z ustaleń dokonanych przez tłumaczy w ciągu pięciu lat, jakie upłynęły od poprzedniego wydania. Zmiany te obejmują jednak raczej komentarz w przypisach niż samo tłumaczenie. Całkowitemu przeobrażeniu uległa szata graficzna książki. Z jednej strony okładka dostosowana została do planowanego wyglądu całej serii „Gdańsk XIX”, z drugiej wymienione zostały niemalże wszystkie ilustracje. O ile pierwsze wydanie bazowało na wykonanych współcześnie fotografiach miejsc, o których pisał autor, o tyle w drugim jako ilustracje wykorzystano ryciny pochodzące z czasów zbliżonych do okresu relacjonowanego przez Maxa Kiesewettera.
Bez względu na zmiany dokonane w drugim wydaniu, nadal jest to ta sama piękna książka o szczęśliwym dzieciństwie chłopca z Nowego Portu. Dzieciństwo to jest tym szczęśliwsze, że opisuje je człowiek dojrzały, dla którego smutne wspomnienia zasługują jedynie na wzmiankę, a nawet na całkowite przemilczenie, zaś to wszystko co tworzyło jego dziecięcy świat jawi się bardzo pogodnie. Taki właśnie jest jego sentymentalny stosunek do odrębnego miasteczka, jakie chciał widzieć w Nowym Porcie (co poniekąd utrzymało się przez długie, następne sto lat), podobnie wspomina towarzyszące jego dzieciństwu postaci, nawet jeśli nie były to osoby zbyt sympatyczne, a on sam odnosił się do nich z rezerwą albo złośliwie, a nawet, jak na dziecko, dość bezczelnie.
Nowy Port Maxa Kiesewettera, a więc osada istniejąca w latach 60. i 70. XIX wieku mocno różni się od znanego nam dzisiaj. Poza pewnym, wciąż odczuwalną w Nowym Porcie, poczuciem odrębności od reszty Gdańska, zmieniło się niemalże wszystko. Za centrum dzielnicy nikt nie uważa już placu przed dzisiejszym kościołem franciszkanów, nikt też nie traktuje Nowego Portu, Wisłoujścia i Westerplatte jako jedności, którą płynące między nimi wody Martwej Wisły i Kanału Portowego łączyły, a nie dzieliły, jak ma to miejsce dzisiaj. Próżno szukać większości opisywanych przez Maxa nowoporckich budynków, które najdalej na początku wieku zostały zastąpione przez nowe, nie przetrwały końca II wojny światowej lub zostały rozebrane w ciągu II połowy XX wieku. Wyjątkiem jest tu trwająca, na przekór upływowi czasu, wieża cytadeli, jak określa autor Twierdzę Wisłoujście oraz dwór Fischerów nad Gardłem Zaspy, choć dni tego ostatniego zdają się być policzone.
Dla mieszkańca Nowego Portu lub osoby w inny sposób związanej z tą dzielnicą, „Dawno temu…” to lektura wręcz obowiązkowa. Nie tylko dlatego, że umożliwia zagłębienie się w historię miejsca, spotkanie postaci, które ją tworzyły – zarówno tych, których znajdziemy w Wikipedii, jak i tych o których w innym przypadku nikt by już nie pamiętał – ale również dlatego, że pozwala na zrozumienie pewnej logiki portowego miasteczka, kierunków jego rozwoju, podstaw jego funkcjonowania i innych zjawisk, których ślady i echa widać w Nowym Porcie do dziś.
Książkę, a jest to właściwie z definicji „biały kruk”, bowiem nakład drugiego wydania jest jeszcze mniejszy niż pierwszego, można nabyć przez internet w wirtualnej księgarni wydawcy, pod adresem oficynapomuchel.pl, w tzw. „realu” natomiast przy okazji spacerów iBedekerowych (najbliższy już 6 grudnia), wykładów prowadzonych przez Aleksandra Masłowskiego, w Szafie Gdańskiej przy Garbarach 14 i innych, wybranych księgarniach. Cały czas dostępna jest też poprzednia pozycja serii Gdańsk XIX, czyli „Jaśkowa Dolina i Góra Jana nieopodal Gdańska”, a jak dobrze pójdzie, na wiosnę ukaże się trzecia pozycja serii – tłumaczenie dzieła „Versuch einer historisch-topographischen Beschreibung der freien Stadt Danzig” F. Duisburga z 1809 r. (polski tytuł będzie łatwiejszy do zapamiętania).
Brak komentarza