Gdańsk jak na miasto z ponad tysiącletnią historią i tradycją przystało, jest miastem obfitującym w znaczną ilość miejsc tajemniczych i ciekawych. Osobiście zawsze miałem słabość do miejsc opuszczonych i zaniedbanych, położonych poza ścisłym centrum turystycznym. Jak pokazuje życie, posiadają one zazwyczaj barwną i bogatą historię wartą przypominania.

Widok na budynki - zdjęcie wykonane z ul. Wiosny Ludów w 2014 r.

Widok na budynki – zdjęcie wykonane z ul. Wiosny Ludów w 2014 r. / Fot. Christian Samp

Sienna Grobla – tworzy najdalej wysunięty cypel w kierunku północnym, stanowiąc naturalne przedłużenie ulic: Na Stępce, Szafarnia, Szopy i Kamiennej Grobli. Sienna Grobla (Strohdeich), leży na obszarze tak zwanego Polskiego Haka (Polnischer Hacken) – jest to obszar i nabrzeże przy ujściu Motławy do Martwej Wisły na wprost Kanału Kaszubskiego. Flisacy obozujący po ciężkiej przeprawie na tym terenie, zwali go „Hak”. Samo słowo „Hak” w ich żargonie oznaczało tyle, co mielizna, a z upływem czasu do obszaru przylgnęła nazwa Polski Hak.

Oryle (od orania rzeki), inaczej flisacy, szczególnie upodobali sobie ten cypel jako miejsce wypoczynku, dlatego część cypla od strony wiślanej, nazywa się do dziś Nabrzeżem Flisaków. Flisak jak podaje słownik – to przedstawiciel grupy zawodowej zajmującej się w dawnej Polsce flisem, czyli rzecznym spławem (transportem) towarów. Była to praca bardzo ciężka i niebezpieczna, warto wspomnieć, że przy kościele ich patronki – św. Barbary istniał już w średniowieczu ich szpital. Flisacy przez setki lat swojego istnienia wypracowali swoistą kulturę z żargonem, wierzeniami oraz przesądami. Dodatkowym zarobkiem stało się też (oprócz orania rzeki) wytwarzanie oraz handel rozmaitymi drobnymi przedmiotami, wykonanymi oczywiście z drewna. Flisacy stali się nieodłącznym elementem gdańskiej gospodarki można nawet zaryzykować stwierdzenie, że mieli ogromny wpływ na rozwój bogactwa i dobrobytu Gdańska.

Oprócz walorów „rekreacyjnych” obszar, w którym znajduje się dzisiejsza Sienna Grobla, miał jeszcze jedną ważną cechę. Był punktem strategicznym do obrony portu wewnętrznego. Wcześniejszy punkt strategiczny, to wzniesiona do ochrony portu zewnętrznego – Twierdza Wisłoujście. Na cyplu wzniesiono w XVII wieku ziemny bastion zastępując wcześniejszy drewniany fort. Bastion ziemny pełnił swoją funkcję do XIX wieku. W kolejnych latach z różnych względów zapadła decyzja o „zdemontowaniu” obiektu obronnego i zagospodarowanie tego terenu na park wypoczynkowy.

XIX wieczny rozwój technologii oraz gospodarki uniemożliwił przetrwanie cypla jako miejsca wypoczynku i rekreacji. Nowo powstałe stocznie i miejsca przemysłowe dość szybko wyparły stąd park, na miejscu którego powstały nowe zakłady. Już na początku XX wieku powstaje tutaj prężny (fabryczny) przemysł przetwórstwa rybnego. Warta wymienienia jest jedna z firm, która w szybkim czasie stała się niejako potentatem – Mix & Lück Fisch, produkowała ryby wędzone oraz rybne i mięsne konserwy w budynku budynku nr 7, graniczyła z budynkiem nr 8, a jedynym śladem pozostałości, jest fragment muru widoczny na zdjęciu.

Dom nr 8 oraz fragment muru po zakładach przetwórstwa rybnego / Fot. Christian Samp

Dom nr 8 oraz fragment muru po zakładach przetwórstwa rybnego / Fot. Christian Samp

W czasie II wojny światowej przetwórstwo rybne funkcjonowało dalej, tak też było po wojnie aż do roku 2008. (Dla zaciekawionych tematem tematem mogę polecić bardzo wnikliwy artykuł T. Głuszko który ukazał się na łamach „30 dni” Lipiec-Październik 2014 – obfitujący w dużą ilość dokładnych informacji.)

Mimo, iż wojenna zawierucha nie zniszczyła tego terenu, przechadzając się tam dzisiaj, ma się nieodparte wrażenie obecności na terenie dotkniętym ogromnym kataklizmem. Kataklizmem zaniedbania oraz cichego przyzwolenia na naturalną śmierć tego, co przetrwało sporo ponad jeden wiek.

Będąc w tym miejscu po raz pierwszy ponad 20 lat temu, wszystko wydawało mi się w miarę normalne, zaledwie trochę zaniedbane. Każdy z budynków jest w innym stylu, budynki jako zabudowa czynszowa z XIX oraz wykonane w tamtej technologii nie były budynkami stawianymi na wieki, a raczej na kilka dziesięcioleci, ale jednak gdzieś pojawia się refleksja, że można było postąpić z nimi inaczej. To jedno z takich moich gdańskich miejsc sentymentalnych, w które przyjeżdżam raz na jakiś czas obserwować i zapisywać zmiany w formie fotograficznej.

Podczas jednej z wizyt w roku 2013 (początek lata) rozmawiałem z ostatnią lokatorką budynku nr 9.

Ostatnia lokatorka budynku nr 9 / Fot. Christian Samp

Ostatnia mieszkanka budynku nr 9 / Fot. Christian Samp

Cała rozmowa zaczęła się dość śmiesznie, bo przechodząc obok budynku usłyszałem głośne wołanie kobiecym głosem: – Ireneusz !!! Ireneusz !!! Byłem święcie przekonany, że dom jest opuszczony, więc postanowiłem sprawdzić czy ktoś nie potrzebuje pomocy. Okazało się, że pies krzyczącej kobiety, o imieniu Ireneusz, wszedł do pomieszczenie piwnicznego i nie mógł stamtąd wyjść. Nie była to piwnica, bardziej komora pod podłogą kuchenną, ale całkiem spora. Po chwili pies sam sobie poradził wskakując na leżącą pochyło deskę. Pani okazała się niezwykle miłą osobą – z chęcią opowiadała o miejscu w którym mieszka. Od jakiegoś czasu miała już przyznany lokal w innej części miasta ale oznajmiła, że chce tutaj spędzić ostatnie lato, bo to dom w którym się urodziła i jakoś na nowym miejscu na razie nie może się odnaleźć. Wskazała gdzie w okolicy można jeszcze coś ciekawego zobaczyć i jak wejść do schronu znajdującego się przy domu nr 8. Gdy byłem dwa miesiące później wszystkie okna oraz drzwi były zabite dyktami lub zamurowane.

To jest właśnie cześć odchodzącego Gdańska, wszystko się zmienia, „wszystko płynie” , warto zobaczyć zanim zniknie na zawsze.

Tekst i zdjęcia: Christian Samp