Restauracja w środku upalnego i tętniącego życiem Gdańska. Większość stolików zajęta przez niemieckich emerytów. Karta dań jest niestety tylko w języku polskim. Turyści usiłują więc dowiedzieć się czegokolwiek o kuchni lokalu. Daremnie!

Trzy panie kelnerki nie są w stanie porozumieć się z klientami. Absolutnie nie mówią po niemiecku, próbują po angielsku, ale też nie wychodzi im najlepiej. Część gości kapituluje i opuszcza lokal. Wraz z nimi odchodzą pieniądze, a przecież lato, jarmark – to okres żniw! Niemiecki emeryt jest doskonałym klientem! Ma wysoką emeryturę, lubi zwiedzać i dobrze zjeść. I co najważniejsze – nie żałuje na swoje wydatki. Czy znajomość języka obcego, którym posługuje się większość gości lokalu – nie jest obowiązkiem kelnera?

Nicht fersztejen!

Nie każdy człowiek musi znać języki obce. Nie wszyscy muszą też przykładowo potrafić robić zastrzyki. Pani księgowa nie musi – ale pani pielęgniarka – już tak. Podobnie jest ze znajomością języka obcego. Trzy panie kelnerki na każde pytanie gości odpowiadały rozbawione – „nicht fersztejen!” – nie przejmując się zbytnio własną niewiedzą. Cała sytuacja nie zawstydzała ich ani trochę. Raczej bawiła i rozśmieszała. Ciekawe, co na to szef – pomyślałam – opuszczając lokal. Jeśli nie wie ilu klientów traci w sezonie – nie powinien w ogóle się do tego przyznawać. Szef powinien wiedzieć wszystko. Jeśli zdaje sobie sprawę z indolencji i niedouczenia pań kelnerek – i nie reaguje – jest po prostu głupi.

Na początek wystarczy kilka słów…

Kelnerzy, sprzedawczynie w sklepach z bursztynem oraz panie, które chcą wyjechać do Niemiec, aby opiekować się często już leżącym chorym – nie muszą znać „całego” języka obcego. Wystarczy im znajomość branżowa. Na początek naprawdę kilka słów! Przecież nikt nie będzie wymagał, żeby sprzedawczyni wyjaśniała po niemiecku czym było przykładowo Wolne Miasto Gdańsk – o to turysta zapyta przewodnika…

Często uczyłam niemieckiego ludzi, którym potrzebny był – póki co – tylko konkretny zasób słów i zwrotów. Oczywiście – pewne ogólne informacje są niezbędne – przykładowo odmiana czasownika. Ale kelnerka nie musi wiedzieć jak będzie po niemiecku – bransoletka, wisiorek i breloczek. To powinna za to wiedzieć pani w sklepie z biżuterią. Obie panie muszą znać liczby. Pani która będzie opiekowała się w Berlinie leżącą Frau Krause musi znać słownictwo medyczne oraz części ciała (chory powie, gdzie go boli).

Pani Krysia się uczy!

Parę lat temu uczyłam niemieckiego personel pewnego sklepu z biżuterią. Byłam pełna podziwu dla pań, które bardzo pilnie przygotowywały się do lekcji. Wzorowo prowadziły notatki, odpytywały się wzajemnie ze słówek: die Kette – łańcuszek, die Brosche – broszka, Ohrringe? Ja wiem! Ja wiem! – przekrzykiwały się wzajemnie – kolczyki! Prawda, pani Magdo, że kolczyki? Mini – kurs niemieckiego zafundowała sześciu paniom właścicielka – pani A. Szefowa chciała, żeby panie czuły się pewniej podczas kiermaszu bożonarodzeniowego w Niemczech. „No i w ogóle babki lepiej się czują, jak więcej umieją. Odważniej podchodzą do klienta. Nie boją się go. Teraz to aż wyrywają się, żeby zagadać!” – mówiła po jakimś czasie pani A – i dodawała – „ja na te moje babki to pieniędzy nie żałuję, bo ta inwestycja się zwróci”.

W zeszłym roku uczyłam też panie planujące wyjechać do Niemiec w charakterze opiekunek medycznych. Moje kursantki zbierały materiały do wielkich segregatorów, chętnie powtarzały słówka i zwroty – wszystkie też zdały mały wewnętrzny egzamin – z oceną co najmniej dobrą. Uczyły się – bo wiedzą – że bez języka ni w ząb! Pozdrawiam je wszystkie bardzo serdecznie, bo wiem, że niektóre czytają iBedekera:)

Zamęczyć przewodnika

Wielokrotnie podczas wizyt z grupami w restauracjach byłam proszona o pomoc językową. Kelnerzy nie rozumieli podstawowych słów – takich jak kawa z mlekiem, kawa bez mleka, cytryna, piwo.. Bezradnie rozkładali ręce, przewracali oczami – wołając mnie na ratunek. Oczywiście, zawsze pomagam, ale coraz częściej coś się we mnie gotuje. Z jakiej racji mam wyręczać obsługę knajpy w ich obowiązkach? Czy nie mogę spokojnie wypić kawy? Ja swoją pracę już skończyłam – mam przerwę, chcę odpocząć. Czy nauczenie się przez personel maksymalnie może ze stu słów jest nadludzkim wyczynem? Przecież goście nie pytają kelnera o sytuację gospodarczą w województwie pomorskim – ale przekazują informację, że sałatka ma być bez cebuli. Czy opanowanie paru zwrotów na krzyż przekracza możliwości tych młodych ludzi? I to w czasach, kiedy w każdej szkole jest język obcy, a czasem nawet dwa? Ostatnio w Łebie rozpaczliwie na pomoc wołała mnie młoda, wydawało się, że bystra dziewczyna. Pani Maaaagdo!!! Ja nie rozumiem!!!! Co oni chcą??!!! Lecę – co się stało? Pan chciał małe piwo, nie duże….

Leniuchy

Napiszę szczerze – dla mnie takie osoby to zwyczajne leniuchy. Na ich miejscu wstydziłabym się i każdą wolną chwilę wykorzystywała na naukę słówek. Podsumowując – nie wszyscy musimy znać języki obce. Ale jeśli pracujemy w miejscach, do których zaglądają turyści – to jest to obowiązkowe. Kto tego nie rozumie – popełnia duży błąd.

 

Autorka: Magda Kosko – Frączek – nauczycielka, wykładowczyni, doktorantka, tłumaczka, przewodniczka, od ponad roku mama Andrzejka – Małego Chłopczyka.
Napisz do autorki: [email protected]

Moje teksty na iBedekerze – zapraszam:)