W kończącym się roku, w Filii Gdańskiej odbywały się spotkania z pisarzami, podejmującymi w swojej literaturze tematykę gdańską. Ostatnim bohaterem cyklu „Gdańska tożsamość: moje wybory. Rozmowy o książkach” był Stefan Chwin, autor uznanej powieści „Hanemann”.
Profesor, w przeciwieństwie do poprzedników, nie przyniósł teczki ze swoimi ulubionymi książkami, za to pozwolił sobie na spóźnienie.
Po krótkim wstępie kierownika biblioteki – Zbigniewa Walczaka, Stefan Chwin zaczął snuć swoją bardzo ciekawą opowieść o dzieciństwie spędzonym w starej Oliwie, o orłowskiej szkole plastycznej, o zamiłowaniu do piękna i wrażliwości literackiej, ukształtowanej przez obcowanie z obrazem Memlinga „Sąd Ostateczny”. Jak mówił, w młodości nie był oczarowany miastem swojego urodzenia. Zaczytywał się w Miniaturach Morskich i w opowieściach o średniowiecznym Gdańsku drukowanych na łamach Dziennika Bałtyckiego, pamięta lekturę „Opowieści gdańskich uliczek” Edgara Milewskiego, ale wciąż czuł do Gdańska dystans.
Pewne przełamanie stosunku do miasta spowodowała penetracja piwnic kamienicy przy ul. Poznańskiej, w której mieszkał. Natrafił tam na stare mapy, albumy nutowe, atlasy, zdjęcia i przedwojenną prasę, które zaczęły uruchamiać jego wyobraźnię. – To miasto zaczęło na mnie silnie działać – mówił, dodając jednocześnie, że było to miasto bardziej wyobrażone, niż rzeczywiste. Istniejący Gdańsk nie przypominał tego sprzed wojny – bogatego i pięknego. Na jego oczach powstawały betonowe bloki Przymorza, a funkcjonalizm wypierał XIX-wieczne formy. To go bolało wówczas, to samo boli go dzisiaj, kiedy patrzy na powstające wzdłuż Motlawy nowe obiekty.
Rozważania na temat architektury, podsycane przez reżyserującą spotkanie małżonkę profesora sprawiły, że jakby zabrakło czasu na właściwy temat spotkania – rozmowy o książkach. Owszem, profesor opowiedział o narodzinach Hanemana, ale sądząc po poprzednich spotkaniach, spodziewałam się raczej usłyszeć litanię tytułów innych autorów, aniżeli Stefan Chwin.
Lubię atmosferę panującą podczas spotkań w Filii Gdańskiej, ponieważ zawsze wyczuwam wzajemne zainteresowanie gości biblioteki i głównego bohatera. Niestety, tym razem zaproszony autor mówił przede wszystkim do siedzącej pod oknem pary znakomitych dziennikarzy i swojej małżonki Krystyny. Miałam wrażenie, że pozostali goście byli mu niepotrzebni…
Cała prawda o Chwinie
Gratuluję dowcipnej i prawdziwej recenzji ze spotkania, z niestety pozerami, małżeństwem Chwinów. Tak trzymać!