We wtorek, 23 września, odbyło się inauguracyjne spotkanie nowego cyklu Nadbałtyckiego Centrum Kultury (NCK) – Czytanie Pomorza. Będzie to seria spotkań z pomorskimi pisarzami, podczas których zaprezentują oni swoje prywatne biblioteki oraz osobiste emocje z nimi związane.

Czytanie Pomorza

Barwnym urozmaiceniem każdego wieczoru będzie prezentacja filmu, wybranego przez gościa, który podczas swojej prelekcji opowie o związkach filmu z literaturą. Autorami koncepcji projektu są pracownicy NCK – Katarzyna Banucha oraz Bartosz Filip, specjaliści ds. Nauki, Literatury i Wydawnictw.

Gośćmi pierwszego spotkania byli Krystyna i Stefan Chwinowie. Słowo wstępne wygłosiła Elżbieta Pękała, zastępca dyrektora NCK. Stefan Chwin już na początku podkreślił, że prywatna biblioteka jest małżeńskim, wspólnym księgozbiorem.

– Jeśli kupowałam książki, to zawsze z myślą o tobie – zrewanżowała się Krystyna Chwin.

Opowieść o bibliotece była barwna, żywa i magnetyczna, bo książka jest zawsze wielką tajemnicą. Każdy szczegół, tytuł ma, zdaniem autorów, nieprzypadkowe znaczenie. Ich opowieść to była fascynująca podróż przez czas, przestrzeń, historię i często mroczne zakątki rzeczywistości literackiej. Jak się okazuje, mieszkanie państwa Chwinów całe jest wypełnione książkami. Zajmują one każdą przestrzeń, zakamarek, bezpardonowo zaglądając nawet do kuchni, gdzie elementem zaskoczenia jest, wiszący na jednej ze ścian, przepiękny wachlarz japoński.  Ta biblioteka erudytów i entuzjastów literatury została zaplanowana koncepcyjnie – autorzy podzielili ją tematycznie, a nawet, co zaznaczała Krystyna Chwin, większość księgozbioru jest zinwentaryzowana. Pozycje posiadają własne numery na tylnych okładkach. Marzeniem żony pisarza jest opatrzenie zbiorów biblioteki ekslibrisami.

Początkowo szlak alfabetycznej bibliotecznej wędrówki pisarzy prowadził przez dział literatury polskiej, który zawiera m.in. wydanie zbiorowe dorobku Adama Mickiewicza (wydawnictwo Czytelnik), pełne opracowanie dzieł Juliusza Słowackiego z serii Biblioteki Narodowej, utwory wybrane Tadeusza Micińskiego oraz Stanisława Ignacego Witkiewicza. Tu absolutną perłą zbiorów są skany oryginalnych listów Witkiewicza do żony. Dzięki uprzejmości wydawnictwa Książnica udało się Chwinom stworzyć minibibliotekę tych listów.
Inną, pokaźną część działu, stanowi zbiór dzieł Miłosza, zawierający pozycje drukowane jeszcze w podziemiu wydawniczym w okresie PRL. Przy tej okazji państwo Chwinowie opowiedzieli fascynująca historię przemytu 40 dzieł literackich z Paryża do Polski, w czasie, kiedy panowała cenzura i groziły restrykcje ze strony komunistycznej władzy. Droga prowadziła przez Berlin Wschodni, gdzie kontrole jednostek granicznych były wyjątkowo niebezpieczne.
Pojawił się również tajemniczy wątek, bowiem w posiadaniu Stefana i Krystyny Chwinów jest egzemplarz pierwotnej wersji biografii Miłosza, autorstwa Andrzeja Franaszka. Różni się on w wielu szczegółach od obecnej wersji dostępnej dla szerokiej rzeszy czytelników (Miłosz. Biografia, 2011), ale tajemnica tych różnic jest niedostępna. Państwo Chwinowie zostali bowiem zobowiązani do dżentelmeńskiej dyskrecji.

Sensacyjnym wątkiem w opowieści autorów był również przemyt tekstu Witolda Gombrowicza „Historia”, w którym dedykację wpisał Konstanty Aleksander Jeleński, krytyk i eseista, ówcześnie poszukiwany przez komunistyczne władze polskie. Strona tytułowa z dedykacją została przez państwo Chwinów wyrwana z książki i ukryta, jak to określił profesor – blisko ciała, aby nie prowokować ewentualnych konsekwencji w razie kontroli. Strona ta została oprawiona i wieńczy jedną ze ścian w mieszkaniu państwa Chwinów. Pojawiły się również wątki sentymentalne. Przykładem są pisma Zygmunta Krasińskiego będące pamiątką po mamie Stefana Chwina. Niestety, większość jej księgozbioru spłonęła podczas Powstania Warszawskiego. Jedynie kilka książek udało się uratować.

Albumów czar

W zbiorach biblioteki są również rzeczy dla oka, jak to podsumował profesor Chwin. Są to albumy traktujące o wartości sztuki sakralnej (m.in. André Malraux) czy reprodukcje grafik Brunona Schulza. Na uwagę zasługuje także dział filozoficzny, socjologiczny oraz dział śladów gdańskich. Ów ostatni jest wyjątkowo bogaty i posiada wiele zróżnicowanych zbiorów – począwszy od szyldu gdańskiej fabryki likierów Gustava Springera, po album fotografii nieznanego autora, ilustrujących Gdańsk w początkach 1945 r. Tu szczególną uwagę przyciąga fotografia zniszczonego Teatru Miejskiego, gdzie jego specyficzna kopuła (od niej potomni nazywali budynek teatru młynkiem do kawy) jest wypalonym szkieletem, na samym zaś Targu Węglowym widać gazowe latarnie, które pisarz pamięta jeszcze z dzieciństwa. Stąd szczególny sentyment do tej fotografii. Ważny okazał się również plan edukacyjny oraz atlas dla niemieckich szkół. Obie pozycje prezentują niebywale kunsztowne ryciny, wykonane metodą stalorytową oraz specjalnym rodzajem użytej czcionki. Stefan Chwin zaznaczył, że jest wyjątkowym pasjonatem takich wydań, bowiem interesuje go technika kreski graficznej oraz używana gra cieni i światła. Dodatkowo ceni tu proces rozwoju czcionki, która przez wieki zmieniała swe graficzne oblicze. Szczególną estymą darzy druk odciśnięty na grubym, czerpanym papierze. Tu przykładem był modlitewnik, być może z XVIII wieku. Dwujęzyczny, i choć pisany niemiecką czcionką, większość tekstu jest w języku polskim. Jak to określił sam profesor: – Polszczyzna wspaniała, jest w niej coś niezwykłego! Fragment modlitewnika odczytał publiczności:

Postanowiono raz ludziom umrzeć, a potem będzie sąd. Widzisz człecze! iak codziennie, wnet tu, wnet tam, nieodmiennie dobrą noc nam dawaią: Śmierć w biegu swoim zostawa; wieczne mieszkanie nie dawa wszystkim, co żywot mają.

Opowieścią o bibliotece były również wspomnienia o znalezisku dwóch encyklopedii w wydaniu niemieckim i francuskim. Z nimi wiążą się osobiste przeżycia pisarza. Obie zostały odkryte w piwnicy domu, w którym zamieszkał Stefan Chwin.

– Jako dziecko, z ciekawością zszedłem do piwnicy i spadłem w przepaść papierów, które mnie pochłonęły – opowiadał pisarz

Wśród nich znalazł wspomnianą encyklopedię niemiecką, z której czerpał swą emocjonującą wiedzę o ówczesnym świecie. Szczególny wpływ na chłopięce sukcesy profesora miała strona w encyklopedii niemieckiej, gdzie prezentowano chorągwie dygnitarzy III Rzeszy, m.in. Himmlera, Göringa. Dzięki niej młody Stefan mógł imponować swoim kolegom znajomością zastrzeżonej, a przez to tajemniczej wiedzy.

Przy okazji wspomnień o ciekawych odkryciach pojawił się też akcent gender. Opowiadając o znaleziskach swoich synów w dworku na Morenie, pisarz został upomniany poważnie przez żonę, że to przecież ICH synowie. Stefan Chwin z humorem przeprosił małżonkę i zgromadzonych za patriarchalne sformułowanie.
W encyklopedii francuskiej z przełomu XIX/XX wieku pisarz odkrył kolejną pasję, czyli przepiękne ornamenty i winiety, które stały się przełomowe dla jego rozwoju duchowego. Jednym ze znakomitych przykładów był egzemplarz ilustrowanego tygodnika kobiecego „Bluszcz”, w tym wypadku z XIX w., z wyjątkową winietą. W encyklopedii szczególne znaczenie miały ilustracje dna morskiego. Tak narodziła się pasja Stefana Chwina dotycząca muszli morskich, zresztą tych zamiłowań jest dużo więcej. Wszystkie mają związek z książkami z biblioteki państwa Chwinów. Mapy kreślone stalorytową techniką; minerały i kryształowe kule, które barwnie załamują światło; ametysty, które ukochał pisarz. Wiernie i równie satysfakcjonująco sekundowała mężowi w opowieściach Krystyna Chwin. Opowiadała o swej pracy porządkowania rękopisów książek profesora, o administracji listów od czytelników, a także o zgromadzonej kolekcji obrazów z aniołami – dobrymi duchami ich domu. Również o trosce, którą otacza męża kolekcjonującego mroczne dzieła literatury światowej dotyczące samobójstw.

O spotkaniu z Krystyną i Stefanem Chwin można opowiadać bez końca. Było fascynujące i pełne głębokich, szlachetnych opowieści. Na uwagę zasługuje również historia o książkach z dedykacjami. To osobny dział w księgozbiorach. Szczególną jest opowieść o zagadce w formie dedykacji. Okazało się, że to wpis Wojciecha Jaruzelskiego, który przysłał profesorstwu swoją książkę „Starsi o 30 lat”. A już wyjątkowym akcentem była prezentacja zagranicznych wydań książek profesora. Tu ciekawostką jest fakt, że wydawnictwo hiszpańskie postawiło warunek, aby do przekładu powieści Hanemann dodać w tytule słowo doktor.

Podsumowaniem wieczoru był film wybrany przez państwa Chwinów. W autorskiej prelekcji pisarz podsumował wybór:

– W 1975 roku listopadowym wieczorem wybrałem się do dawnego kina Znicz. „Taksówkarz”, film sprowadzony przez ówczesne władze, miał odstraszyć widzów wizją zepsutej Ameryki. Ale ja wyszedłem z kina i czułem się, jak w halucynacyjnym śnie… To był czarny obraz świata odzwierciedlający naturalistyczne amerykańskie życie. Dla mnie był on pełen pasji, chociaż zakończenie widziałbym inne. Taksówkarz odrzuca damę, która wcześniej nim pogardziła i odjeżdża w ciemną noc. To byłby wyraz wygranej walki z demonem.

Należy pogratulować nowego cyklu Nadbałtyckiemu Centrum Kultury. Jeśli kolejne spotkania według koncepcji autorów będą tak fascynujące jak inauguracyjne, będziemy mieli w Gdańsku kolejny powód do dumy.

Tekst: Dominika Ikonnikow