„KS Gedania – klub gdańskich Polaków (1922-1953)” to jedna z najważniejszych gdańskich książek opublikowanych w ubiegłym roku. Po grudniowej promocji w Bibliotece Manhattan przyszła pora na kolejną – w Muzeum Poczty Polskiej. Było to jednak coś więcej niż standardowe zachwalanie nowego wydawnictwa.
Autor, dr Janusz Trupinda, na co dzień pracownik Muzeum Historycznego Miasta Gdańska, zdecydował się opowiedzieć nie tyle o książce, co o społeczności polskiej w Gdańsku, zarówno w czasach Wolnego Miasta, jak i wcześniejszych, przy czym punktem odniesienia była niedawna 76. rocznica rozstrzelania pierwszej grupy działaczy polskich w Stutthofie. Z tego też względu temat spotkania brzmiał: „Sport jako szkoła patriotyzmu – o Gedanii w rocznicę egzekucji Polaków 11 stycznia 1940 r.”
– Kiedy zastanowimy się, skąd nasi rodacy w Wolny Mieście Gdańsku brali siłę, żeby walczyć o polskość, to okaże się, że było co najmniej kilka źródeł – uważa historyk. – Na pewno były nimi szkoła i rodzina, ale równie ważną rolę odgrywały kluby i towarzystwa sportowe. Wystarczy wspomnieć Towarzystwo Gimnastyczne Sokół czy Klub Sportowy Gedania, opisany przeze mnie w książce.
To właśnie tam ukształtowały się charaktery wielu osób, które w okresie międzywojennym zapisały piękną patriotyczną kartę, a po wybuchu wojny stały się jednymi z pierwszych ofiarami reżimu hitlerowskiego, by wspomnieć działaczy zamordowanych w Stutthofie 11 stycznia i 22 marca 1940 r.; część z nich była związana z Gedanią.
– Niemcy wiedzieli kogo chcą wyeliminować – wskazuje dr Trupinda. – Listy proskrypcyjne sporządzili jeszcze przed wybuchem wojny.
Tak zwana Sonderfahndungsbuch Polen, czyli specjalna księga Polaków ściganych listem gończym, zawierała nazwiska osób przewidzianych do zatrzymania po rozpoczęciu konfliktu. Umieszczono w niej nazwiska osób wyróżniających się w życiu społecznym, politycznym czy kulturalnym. Dla wielu taki wpis oznaczał po prostu śmierć.
– W egzekucjach w Stutthofie zginęli Polacy, o których Niemcy wiedzieli, że nie pójdą na kompromisy i nie dadzą się zniemczyć – wyjaśnia badacz. – Takim ludźmi byli chociażby Franciszek Kręcki, Bernard Filarski czy Wilhelm Grimsmann.
Janusz Trupinda przyznaje, że niezmiennie robi na nim wrażenie historia Edyty Czoskówny, piłkarki ręcznej Gedanii i nauczycielki z Szymankowa. Miała zaledwie 26 lat, kiedy jesienią 1939 r. Niemcy wywieźli ją do Lasu Szpęgawskiego i tam rozstrzelali. Znana jest relacja, przekazana przez jednego z oprawców, wedle której tuż przed śmiercią krzyknęła: „Niech żyje Polska!”
– Jakiej siły wewnętrznej potrzeba, żeby w takiej chwili nie myśleć o ucieczce czy pogrążyć się w rozpaczy, lecz dać świadectwo ukochania ojczyzny? – zastanawia się Janusz Trupinda. – Dla Niemca, świadka zbrodni, było to irracjonalne. Dla Polaków – przeciwnie.
Takie zachowanie było wynikiem między innymi wychowania obywatelskiego. Odbywało się ono w szkole, by wspomnieć tylko Gimnazjum Polskie, ale też w kościele oraz w rodzinie.
– Często zapominamy, jak ważne jest właśnie wychowanie obywatelskie – uważa historyk. – A jakby tego było mało, cierpimy jeszcze na brak autorytetów oraz kryzys odpowiedzialności. Bo czymże ona jest, ta odpowiedzialność? To nic innego, jak świadomość konsekwencji swojego postępowania, które ma wpływ nie tylko na nas samych, ale i społeczność, do której należymy.
Janusz Trupinda przypomina, że więzy środowiskowe w sposób szczególny wzmacniała aktywność sportowa. W Wolnym Mieście Gdańsku duże zasługi na tym polu miało działające już od końca XIX wieku Towarzystwo Gimnastyczne Sokół oraz utworzony w 1922 r. Klub Sportowy Gedania. Oba te podmioty miewały wzloty i upadki, ale ich roli w scaleniu społeczności polskiej przecenić nie sposób.
Inna sprawa, że również Niemcy doskonale zdawali sobie sprawę ze znaczenia sportu. Już w listopadzie 1939 r. NSDAP stwierdzało, że:
… związki kulturalno-polityczne, np. związki śpiewacze, krajoznawcze, gimnastyczne i sportowe, towarzyskie itd. nie wydają się w żadnym wypadku wolne od zastrzeżeń, ponieważ łatwo mogą doprowadzić do powstania wśród swych członków postawy narodowej (czytaj patriotycznej). Zwłaszcza związki gimnastyczne i sportowe, które służą podniesieniu tężyzny fizycznej ludności, co nie leży zupełnie w naszym interesie.
Efektem takiego myślenia było, jak wskazuje autor monografii Gedanii, wprowadzenie na terenie okupowanej Polski rozporządzenia o zakazie uprawiania sportu przez Polaków.
– Wiele spraw związanych z losami polskich gdańszczan wciąż jeszcze czeka na wyjaśnienie – przyznaje Janusz Trupinda. – Dotyczy to zresztą nie tylko kwestii sportowych, dlatego będę wdzięczny za wszelkie głosy, także krytyczne, które pozwolą zweryfikować i uzupełnić naszą wiedzę o tamtych czasach.
Nadzieję na poznanie nowych materiałów ma również Krzysztof Grynder, wydawca i kolekcjoner. Przyznaje on, że publikowanie takich książek jak „KS Gedania – klub gdańskich Polaków (1922-1953)” traktuje w kategoriach misji. Poczucie to jest tym głębsze, że od mniej więcej kilkunastu lat, jak mówi, obserwujemy zanikanie pamięci o Polonii Wolnego Miasta Gdańska. Przykre to, ale prawdziwe. Jedyne szczęście, że są jeszcze pasjonaci, który próbują tę pamięć podtrzymać.
Tekst: Marek Barski
Lektura uzupełniająca:
Brak komentarza