Na zaproszenie Rady Dzielnicy Kamiennej Góry oraz Miejskiej Biblioteki Publicznej w Gdyni odpowiedziała dr inż. Maria Jolanta Sołtysik, która opowiadała zebranym w czwartkowe popołudnie o architekturze Kamiennej Góry. Powszechnie wiadomo, że zabytkowe wille i pensjonaty, budowane w latach 20. i 30. XX wieku, to prawdziwe perełki architektoniczne Gdyni. Nie zaszkodzi jednak przypominać o tym gdynianom, w wielu wypadkach przeświadczonym, że ich miasto to tylko nowoczesność. Szkoda wielka, że prelegentka nie pozwoliła zarejestrować w pełni wykładu, z którego zachowały się przez to strzępy informacji. Mam nadzieję, że interesujące…
O historii Kamiennej Góry można by mówić i pisać sporo. Wiele informacji zostało już spisanych, a te najważniejsze znajdują się na stronie internetowej Urzędu Miasta w Gdyni.
Teren pod budowę osiedla letniskowego, nazwanego wówczas Kamieńcem Pomorskim, wykupiono w 1920 roku z inicjatywy Ryszarda Gałczyńskiego. Całość została podzielona na działki, na których zaczęto budować domy letniskowe, wille i pensjonaty. Co ważne, obecnie tylko część północną historycznych planów nazywamy Kamienną Górą. Sam projekt kąpieliska morskiego stworzył Tadeusz Tołwiński, który był wielkim orędownikiem miast – ogrodów. Właśnie w ten sposób miała zostać ukształtowana zabudowa. Jak najwięcej zieleni w ogrodach miało być znakiem charakterystycznym tego miejsca, które jednak zaczęto budować od… ulic i dróg.
Pierwszą ulicą była Lipowa, która prowadziła do folwarku Steinberg. Głównymi elementami letniska było zakole ul. Sędzickiego. Przed nim zaprojektowano muszlę koncertową. Tuż pod stopami Kamiennej Góry zaprojektowano bulwar, który jak zwracała uwagę dr Sołtysik, według planów z lat 80., miał stać się częścią szosy prowadzącej wzdłuż morza aż do Gdańska. Na szczęście dziś pozostała z tych megalomańskich planów tylko ścieżka rowerowa i piesza. Właśnie dla piechurów i spacerowiczów Kamienna Góra do teraz jest rajem. Nieprzypadkowo. Założeniem projektantów było, by pozwolić dojść z każdego miejsca w kilka minut na plażę, stąd dużo schodów obleganych także dzisiaj.
W latach 20. wille na Kamiennej Górze były budowane w bardzo ekonomiczny sposób. Dominował specyficzny styl zabudowy, przystający do stylu dworkowego i klasycznego. Uwagę zwracał m.in. pensjonat „Victoria Regia”, który był jednym z najbardziej popularnych hoteli w regionie. Dziś już nie istnieje, a nowa zabudowa – jak wskazywała dr. Sołtysik – całkowicie niszczy architekturę tego miejsca. Ciekawym obiektem okazuje się być Willa „Sokola”, która do gustu powinna przypaść… miłośnikom Łazienek Królewskich w Warszawie. Zwłaszcza wejście do budynku można odnieść do parku zlokalizowanego w stolicy. Sam budynek otoczono ogrodem z kortami tenisowymi, co jeszcze bardziej podkreślało jego rangę. Architektonicznym „białym krukiem” są sprasowane okna w Willi „Zosieńka” zbudowanej w 1923 roku. Wiele z obiektów zbudowanych w latach 20. zachowało się, ale w wielu wypadkach remonty i renowacje pozbawiły ich klasycystycznego stylu, nie wspominając o kolorystyce.
W latach 30. do Polski dociera fala modernizmu, związana ze zmianą stylu. Na Kamienna Górę trafił modernizm, a wraz z nim budowle przypominające prostopadłościany połączone ze sobą na rożnych wysokościach. Powiało nowoczesnością, jednak w ostatnich latach, jak podkreślała dr Sołtysik wiele z tych nowatorskich w tamtych czasach rozwiązań architektonicznych zostało ziszczone decyzjami właścicieli budynków, którym dynamika brył wydawała się zbyt wielką ekstrawagancją. Najważniejszymi z nich, które do dziś cieszą oko gdynian są Dom Zdrojowy (dzisiejszy Dom Marynarza) i „Różany Gaj” (dzisiejszy hotel „Antracyt”). Pierwszy z nich zatracił już swoje walory i przebudowany na wzór bloków z wielkiej płyty, nie jest tak wielką trakcja jak kiedyś. Hotel Antracyt z kolei wciąż wznosi się nad morzem i już niebawem może przyciągnąć większą niż dotychczas rzeszę turystów. Jak można dowiedzieć się na miejscu, 20 września rozpoczyna się remont budynku, który ponownie zostanie otwarty 31 stycznia 2011 roku pod nazwą… „Różany Gaj”. Uwagę zwracają także inne budynki w tym „Willa Juliana Rummla”, przy której prelegentka zatrzymała się nieco dłużej. To jedna z najbardziej funkcjonalistycznych i oszczędnych willi na Kamiennej Górze, a dodatkowo należąca do zasłużonego działacza dla miasta, dyrektora przedsiębiorstwa „Żegluga Polska”.
W czasie dyskusji wielokrotnie przewijał się żal, że wiele z zabytków straciło swój blask i zostało zupełnie zdeformowanych. Cały kompleks Kamiennej Góry został w 1985 roku wpisane do rejestru zabytków, niestety brakuje takiego indywidualnego zapisu przy wielu obiektach. Co gorsze, zostały wydane pozwolenia na budowę budynków niemających nic wspólnego z tradycyjną zabudowa. Powodem były luki w prawie. W 2003 roku decyzją rządu unieważnione zostały plany miejscowego zagospodarowani terenu. Tym samym aż do 2009 roku, kiedy dla terenu Kamiennej Góry został zatwierdzony nowy plan, obowiązywała budowlana samowolka.
Na koniec nie sposób zapomnieć o aktualnie najbardziej rozpoznawczym znaku Kamiennej Góry, czyli krzyżu na jej szczycie. Na początku drewniany, był symbolem wmurowania kamienia węgielnego pod budowę Bazyliki Morskiej w 1934 roku. Z braku funduszy do budowy kościoła nie doszło, a po II wojnie światowej pod krzyżem, zamiast wspaniałego w swoim projekcie obiektu, powstał skwer.
W czwartek organizatorzy zaproponowali nam spacer wirtualny, jednak już w sobotę, 18 września o godz. 12 będzie się można przespacerować ulicami Kamiennej Góry osobiście. Zbiórka pod krzyżem. Być może tym razem będzie możliwe nagrywanie opowieści na dyktafon. Podczas lipcowego spaceru pani przewodnik Elżbieta Zgoła nie miała nie miała nic przeciwko temu…
Autor: Franciszek Zawadzki
a jakieś uzasadnienie pani dr inż. podała?
Witam! Materiały i zdjęcia są unikalne, dlatego nie mogą być rejestrowane. Pozostał w ten sposób notes. Pozdrawiam!
Tego akurat nie rozumiem. Unikalne? To znaczy że nie mogą być udostępnione ogółowi?? Przecież spotkanie miało charakter edukacyjny więc im więcej osób z tego skorzysta za zgodą oczywiście tym lepiej dla samego tematu. iBedeker jest przecież doskonałą platformą do takiej działalności popularyzatorskiej. A już na pewno prace wykonywane w ramach pracy naukowej lub zawodowej powinny być udostępniane… Takie jest moje zdanie
Jeszcze mi sie nie zdarzyło, żeby prelegent w ramach spotkania promującego kawałek naszej ziemi zabronił nagrywania. Zawsze nagrywam chociażby prof. Januszajtisa który często unikalne zdjęcia pokazuje i nie zabrania ich fotografować