Celem 29. spaceru zorganizowanego przez grupę Kuferek Trójmiejskich Skarbów była Strzyża – Gdańsk Strzyża. Ponieważ w tej części miasta spędziłam całe dzieciństwo i wczesną młodość – nie mogło mnie podczas wędrówki zabraknąć.
Spacer miał się ograniczyć do Strzyży, ale jak to często z kuferkowymi spacerami bywa, trasa uległa wydłużeniu.
Wędrówka zainicjowana przez Alicję Mianowską, matkę chrzestną inicjatywy KTS, rozpoczęła się na placu Piłsudskiego. Tu merytorycznie przygotowany do spaceru Roman Hildebrandt, dawny mieszkaniec ul. Kmiecej, opowiedział o początkach Strzyży, jej położeniu, charakterze i najważniejszych obiektach. Warto w tym momencie dodać, że kuferkowe wędrówki zwyczajowo przesycone są emocjonalnymi wspomnieniami osób, które z danym miejscem były lub są związane, bądź mają szczególną wiedzę ze względu na swoje zainteresowania. Taką wiedzą, dotyczącą dawnych koszar zlokalizowanych pomiędzy ul. Słowackiego, Szymanowskiego, Chrzanowskiego i Grunwaldzką może się pochwalić Krzysztof Jachimowicz. Bohaterem jego opowieści była między innymi… płytka znamionowa sieci wodociągowej, pochodząca z XIX wieku. To taki drobiazg, obok którego przechodziłam setki razy, ale nigdy go nie zauważyłam:)
Chwilę później sobie (i mnie) znanymi drogami, Roman zaprowadził nas na niewielki skwer poświęcony pamięci Krzysztofa Kolbergera. Dla większości uczestników było to rzeczywiście odkrywanie Gdańska – nigdy wcześniej tu nie byli:) Chwilę później dotarliśmy na tzw. Kwadrat – w niektórych domach zwany Kozim Rynkiem, czyli plac gen. Maczka, przed wieloma laty, jak to powiedział Roman „centrum rozrywki i seksu”, dzisiaj uporządkowany (chociaż właśnie w trakcie remontu) skwer ozdobiony pomnikiem poświęconym generałowi. Stąd niedaleko było do kościoła parafii Zmartwychwstania Pańskiego, przy którym pochyliliśmy się z troską nad losem zwierząt w tzw. żywej szopce. Wszyscy uczestnicy znali kościół w powieści Weiser Dawidek, Roman i ja z dzieciństwa – miłe to było wspomnienie:)
A dalej przed nami był już tylko las… Mijając pozostałości mostu Weisera Dawidka weszliśmy na tzw. Ślimak, gdzie Krzysztof Jachimowicz podzielił się z nami wiedzą na temat pozostałości niemieckiego schronu załogi działa przeciwlotniczego, a przechodząc nad torami PKM i pomachawszy pasażerom przejeżdżającego pociągu, skierowaliśmy się ku kamieniołomom, by wreszcie dotrzeć pod znany w okolicy kamień Borkowskiego, gdzie pochowana została jego (tego Borkowskiego) miłość – oczywiście pamiętam ten głaz z dzieciństwa.
Przecinając brzozową aleję dotarliśmy na wzgórze nad Osiedlem Młodych. To tu właśnie było przed laty wspaniałe centrum sportów zimowych z wyciągiem narciarskim, po którym do dzisiaj zostało tylko wspomnienie. Podziwiając odległą panoramę miasta, tym razem słuchaliśmy Michała Witkowskiego, opowiadającego o historii tego miejsca. Aż trudno uwierzyć, że w tak pięknych okolicznościach przyrody w latach 1941-45 była ulokowana filia malborskiego Stalagu (Lagerkommando).
Mój spacer w tym momencie się zakończył – już na mnie czekały kolejne atrakcje:) – zaprzyjaźniona grupa odkrywców Gdańska powędrowała jeszcze kawałek dalej, żeby dzień zakończyć nad filiżanką herbaty:)
Dziękuję Wam Kuferkowicze za wspaniałą przygodę, Tobie Alu dziękuję w szczególności:)
Na marginesie: Kiedy w latach 1956-1980 mieszkałam na ul. Chrzanowskiego, chyba nikt nie znał określenia Strzyża. Wówczas mieszkaliśmy po prostu we Wrzeszczu:)
A my mieszkańcy ulicy Drożyny i uczniowie szkoły przy ul.VII Dwór mieszkaliśmy w Oliwie. Ja się nie przeprowadziłam, to Oliwa się przeprowadziła, co konstatuję z prawdziwą przykroscią