„Chodźmy na spacer”, to fragment kampanii promocyjnej Pomorskiej Regionalnej Organizacji Turystycznej, która zachęca mieszkańców kraju do spędzenia ferii w Gdańsku. Pierwszy spacer z dziesięciu zaplanowanych spacerów odbył się 26 stycznia, a jego tematem byli dawni gdańscy celebryci.

Kim w dzisiejszych czasach jest celebryta? Czy jego rozpoznawalność ma związek z nieprzeciętną osobowością? Co dawniej decydowało o pozycji człowieka? – podczas godzinnego spaceru przewodniczka Ewa Jaroszyńska razem z uczestnikami powędrowała śladami tych, którzy przed wiekami byli w Gdańsku celebrytami. A zaczęło się…. szokująco!

Kat miejski celebrytą?

Nasze pierwsze spotkanie z dość kontrowersyjnym celebrytą odbyło się w Zespole Przedbramia (po wybudowaniu obwałowań nowożytnych obiekt pełnił funkcję więzienia), w którym przed wiekami pracował kat. Kaci byli funkcjonariuszami wymiaru sprawiedliwości i… nie wiedli przyjemnego życia. Nie dość, że wykonywali niezwykle niewdzięczne zadanie, to na domiar złego byli wykluczeni społecznie. Kiedy wychodzili poza mury więzienia musieli być ubrani w żółtą garderobę, która stanowiła symbol człowieka „niegodnego”. Ponieważ kaci byli urzędnikami miejskimi, musieli w szczególny sposób przykładać się do pracy, a ich najważniejszą umiejętnością było… ścinanie głów złoczyńców jednym ruchem.

– Czy wiedzą państwo czym się różni miecz katowski od broni siecznej? – pytała przewodniczka. Miecz katowski nie ma ostrza, jest zakończony kątem prostym.

Praca kata należała do sezonowych, bowiem związana była z porą roku. Zimą w mieście było mniej przybyszy, a to często oni właśnie przekraczali obowiązujące w Gdańsku prawo i narażali się na wszelkiego rodzaju sankcje. Wachlarz kar był w średniowieczu bogaty – od wypalania na policzku herbu Gdańska, poprzez łamanie kołem, chłostę, wyłupywanie oczu po ścięcie mieczem. Kiedy katu nie udało się tej ostatecznej kary wykonać jednym ruchem, często sam ponosił konsekwencje. A co robił kat w „martwym sezonie”? Ich zadaniem był nieprzyjemny obowiązek czyszczenia kloak. Aby jednak nie narażać mieszczan na przykre zapachy – musieli to wykonywać nocą. Zawartość kloak taczkami wywozili na przedmieścia.
Kaci i ich żony zarządzali ponadto domami uciech, których w portowym mieście nie brakowało. Jednocześnie, chociaż byli byli objęci ostracyzmem, często pomagali mieszkańcom usuwając im bolące zęby bądź nastawiając złamane kończymy.

Constantin Ferber, czyli bohater legendy

Constantin Ferber, jest bohaterem bodajże najbardziej znanej gdańskiej legendy. Jako mały chłopczyk, podczas ważnej uroczystości miejskiej, miał wypaść z okna wysokiej Kamienicy Ferberów (ul. Długa 28), aby zamiast roztrzaskać się o ziemię, wpaść do stojącego pod ścianą kosza z rybami. Ile w przekazywanej z pokolenia na pokolenie legendzie jest prawdy trudno dzisiaj orzec, ale epitafium rodziny Ferberów w Bazylice Mariackiej pozwala przypuszczać, że wizerunek spadającego dziecka nie jest przypadkowy. 
A jak się potoczyły dalsze losy Constantina? Jako dorosły człowiek był szanowanym i niezwykle majętnym burmistrzem. Nieprzypadkowo jego włości w dzisiejszej dzielnicy Piecki-Migowo nazywano Konstantynopolem.

Konstancja Czirenberg – znana sąsiadka Ferberów

W kamienicy przy ulicy Długiej 29 (fasadę zaprojektował Abraham van den Blocke) mieszkał burmistrz Daniel Czirenberg i jego małżonka Anna Schachman. Owocem związku była niezwykłej urody i obdarzona wieloma talentami Konstancja. Dziewczyna odebrała gruntowne wykształcenie – posługiwała się sześcioma językami, była śpiewaczką i instrumentalistką, znakomicie malowała. W 1626 roku w Mediolanie została wydana antologia utworów muzycznych „Flores praestantissimorum virorum”, w której opisana została również postać znakomitej gdańszczanki Konstancji Czirenberg.

Flores praestantissimorum virorum

Daniel Gralath – nie tylko Wielka Aleja

Daniel Gralath od 1763 roku do śmierci w 1767 roku był burmistrzem Gdańska. Zasłynął przede wszystkim jako inicjator i współfinansujący założenie Wielkiej Alei, którą utworzono w latach 1768-1770. Zasadzono wówczas 1416, sprowadzonych z Holandii lip, których część przetrwała do dzisiaj. Jednak prawdziwą pasją Gralatha była elektryczność. W czasach, w których przyszło mu żyć, zjawiska związane z oddziaływaniem ciał mających ładunek elektryczny budziły ogromne zainteresowanie, nie dziwi zatem, że tak światły człowiek jak Gralath również „złapał bakcyla”. Wynalazca napisał pierwsze na świecie dzieło dotyczące elektrostatyki, a badania prowadził nad zwierzętami i rzeszą swoich znajomych, którzy nie zawsze świadomi co ich może czekać, poddawali się eksperymentom. 

Podczas spaceru z Ewą Jaroszyńską przesyłaliśmy „ładunki elektryczne”, co ilustruje zdjęcie z czołówki;)

Daniel Gralath mieszkał w kamienicy przy ul. Długiej 40.

Dawni gdańscy celebryci

Bartholomäus Schachman – „ojciec chrzestny” fontanny Neptuna

Sąsiedztwo fontanny Neptuna to wymarzone miejsce na opowieść o burmistrzu z XVI wieku, którego pasja podróżowania bezpośrednio się przełożyła na powstanie symbolu Gdańska. Uzupełnieniem ciekawej narracji przewodniczki, niech się stanie artykuł, który zaczyna się słowami:

Jednym z najbardziej podziwianych w XVI wieku gdańskim podróżnikiem był zasłużony dla historii miasta Bartholomäus Schachman. Jego wyprawy oraz przywiezione z nich, ponoć liczne, skarby sprawiły, że nadano mu nawet przydomek – „Ulisses Azji, Europy i Afryki” ciąg dalszy na portalu www.gdansk.pl.

Johann Speymann – burmistrz i kupiec z sercem

Opowiadając o dawnych celebrytach trudno nie wspomnieć o burmistrzu, który również był projektodawcą powstania Fontanny Neptuna, a jednocześnie wsławił się pomocą udzieloną potrzebującym Włochom. Przez trzy lata organizował transport zboża do słonecznej Italii, a za swoje zasługi, z rąk papieża Klemensa VIII, otrzymał szlachectwo. 
Johann Speymann, wielokrotnie przebywając we Włoszech zakochał się w południowej architekturze, czego efektem stała się siedziba jego rodu, czyli Złota Kamienica, udekorowana przez Abrahama van den Blocke.

Dawni gdańscy celebryci

Panienka z okienka, czyli co nam zrobiła Deotyma

Panienka z okienka stała się ważną atrakcją Gdańska i niewątpliwie jest typową celebrytką, na miarę dzisiejszych czasów. Jej postać pojawia się w owalnym oknie na szczycie Nowego Domu Ławy – słynącego z reprezentacyjnego salonu patrycjuszowskiego – Sieni Gdańskiej. 

– Czytając książkę Deotymy (Jadwigi Łuszczewskiej) „Panienka z okienka” – trudno znaleźć taki Gdańsk, jaki opisuje autorka. Takiego Gdańska nigdy nie było – śmiała się przewodniczka.

Nawiązując do Sieni Gdańska Ewa Jaroszyńska wspomniała o smutnych losach judaików, które przez lata gromadził Lesser Giełdziński. Ale to już zupełnie inna historia…

Pomysł na cykl „Chodźmy na spacer” łączy zwiedzanie miasta z wizytą w jednym z gdańskich obiektów turystycznych. Uczestnicy sobotniej wędrówki mieli okazję drugą godzinę spędzić w Muzeum Mieszczaństwa, czyli kamienicy znakomitego gdańszczanina Jana Uphagena. Zanim cicerone przekazała nas w ręce przewodniczki muzealnej, pozwoliła nam wysłuchać fragment utworu związanego z Konstancją Czirenberg.

Pomysł Pomorskiej Regionalnej Organizacji Turystycznej uważam za znakomity, z niecierpliwością czekam na kolejne spacery. 
Dziękuję Ci Ewo za świetną opowieść;)

Ewa Jaroszyńska – przewodniczka po Gdańsku

Nieoczekiwaną atrakcją zwiedzania Domu Uphagena była możliwość wysłuchania melodii płynącej z zegara w małej jadalni. Mechanizm został uruchomiony… dzień przed naszą wizytą.