Jak podaje Trojmiasto.pl, przy nabrzeżu Westerplatte zacumował „Dar Młodzieży”. W sobotę, 10 lipca, w godzinach 10:30-14:30 – będzie można wejść na jego pokład.

Dar Młodzieży/Zygmunt Choreń

W 2007 r. z okazji 25. urodzin fregaty, rozmawiałam z jej konstruktorem Zygmuntem Choreniem. Tekst był opublikowany na serwisie społecznościowym Wiadomosci24.pl – teraz, po latach czytam go w innym miejscu (naszemiasto.pl – „Konstruktor „Daru Młodzieży” dwadzieścia pięć lat później” – świadomie nie wstawiam linka), a moje imię i nazwisko… zniknęły. A zatem na łamach iBedekera przypominam moją rozmowę z sąsiadem:)

Zygmunt Choreń, absolwent Politechniki Gdańskiej, należy do światowej elity konstruktorów statków. Wiatr sukcesu od ponad ćwierć wieku nieprzerwanie pcha go ku nowym wyzwaniom, ale dzisiaj powróci myślami do „Daru Młodzieży”.
Czy decyzja opuszczenia w 1959 roku rodzinnego Podlasia i przyjazdu do Gdańska była Twoją świadomą decyzją?
– Oczywiście. Bardzo chciałem zostać marynarzem i stąd wybór Trójmiasta był naturalny. Mieszkając w małej wiosce Brzozowy Kąt, namiętnie czytałem miesięcznik „Morze”. Myślę, że ówczesny redaktor naczelny, nie żyjący już Jerzy Miciński, miał ogromny wpływ na moje losy, bowiem to on zaraził mnie miłością do morza, którego, dodam, na oczy wtedy nie widziałem. Postanowiłem zdawać do Wyższej Szkoły Morskiej w Gdyni. Niestety nie dostałem się do niej, ponieważ byłem… za niski. Do szczęścia brakowało mi pięciu centymetrów! W tym samym roku dostałem się na Wydział Okrętowy Politechniki Gdańskiej. Pogodziłem się z myślą, że nigdy nie będę marynarzem, ale miałem nadzieję na zrobienie w czasie studiów patentu żeglarza i tak też się stało. Jak na ironię, w trakcie pierwszego roku pobytu w Gdańsku… urosłem pięć centymetrów (śmiech).

Ale na zdobyciu patentu żeglarza nie zakończyłeś swojej wodniackiej edukacji?
– Nie, pracując po studiach w Stoczni Gdańskiej nadal pływałem i uzyskałem uprawnienia bałtyckiego kapitana jachtowego.

Znasz więc jacht od podszewki, nie dziwi więc opinia, że nie umiesz skonstruować złej jednostki
– Chciałbym, żeby to sformułowanie było prawdą. Za każdym razem staram się zapracować na taką opinię. Rzeczywiście w pewnym momencie zaprocentował fakt, że żadna praca na jachcie nie jest mi obca.

A podczas pierwszych w historii załogowych regat dookoła świata Whitebread Round the Word Race w 1973 roku, byłeś podobno nawet pomywaczem garów.
– Tak, pełniłem na jednostce s/y Otago funkcję I oficera, ale płynąca z nami, osiemnastoletnia wówczas, Iwona Pieńkawa (zginęła w wypadku samochodowym rok po regatach), umiała każdego z nas zmusić do sprzątania po posiłkach. Zresztą nikt nie zgłaszał sprzeciwu. Długie rejsy mają to do siebie, że biorący w nich udział ludzie często nie wytrzymują nerwowo. Zdarza się, że atmosfera na jachtach bywa nie do zniesienia, ale to już jest odrębny temat. Obecność kobiety w naszej załodze zdecydowanie łagodziła obyczaje i koiła nerwy. Ten rejs był zresztą dla mnie z wielu względów pożyteczny. Niewiele brakowało, żebyśmy zaliczyli podczas niego wywrotkę i nauczyło mnie to szacunku dla przestrzegania zasad bezpieczeństwa żeglugi. Przy projektowaniu szczególną uwagę zwracam na ten aspekt, a dzięki temu moje statki pływają pod szczęśliwą gwiazdą.

Ta szczęśliwa gwiazda sprawiła też, że będziemy dziś mogli świętować 25. urodziny „Daru Młodzieży”, którego jesteś konstruktorem. Czy ci, którzy będą uczestniczyli w wielkiej fecie na Skwerze Kościuszki w Gdyni, będą mieli okazję spotkać Zygmunta Chorenia, wielkiego „ojca żaglowców”?
– Program uroczystości jest bardzo obszerny, obowiązki nie pozwalają mi uczestniczyć w nich przez cały czas. Z pewnością jednak pojawię się na „Darze Młodzieży” około godz. 13.

Czy czujesz jakiś szczególny sentyment do tej jednostki?
– Ja lubię wszystkie swoje statki. Każdemu z nich poświęciłem kawałek swojego życia, każdemu oddałem swoje serce.

Mieszkańcy Trójmiasta w szczególny sposób polubili też inny żaglowiec Twojego autorstwa. Jest nim „Aleksander von Humboldt”, który w czasie Cutty Sark 2003 zachwycał zielonym kolorem żagli.
– O ten kolor dłuższy czas zabiegał sponsor statku, ale cały żeglarski świat poczuł się niemalże oburzony. Kto widział, żeby żagle były zielone? Nie było zgody na odejście od tradycji. Ostatecznie jednak, podczas kolejnego roboczego spotkania, przedstawiciel sponsora powiedział – Spójrzcie przez okno. Tam stoi ciężarówka z gotowymi żaglami, jeśli stać was, żeby je wyrzucić, proszę bardzo (śmiech) . Jak widać kontrowersyjne żagle doskonale wpisały się w morski krajobraz i rzeczywiście budzą sympatię.

Rok temu głośno było o jednostce „Mały Książę”, której jesteś konstruktorem. Na jakim etapie są prace?
– Trwają przygotowania logistyczne i mam nadzieję, że dojdzie do produkcji tego najdłuższego na świecie statku. To będzie rzeczywiście ogromne przedsięwzięcie, ponieważ długość jednostki ma wynieść 200 m. Wszystko jest teraz w rękach pomysłodawcy i jedynego sponsora, którym jest syberyjski miliarder Siergiej Zyrianow.

Za najdłuższy statek uważa się żaglowiec „Royal Clipper” o długości 133,2 metry. Rzadko kto jednak dodaje, że to najdłuższa, ale pływająca jednostka.
– Istotnie to pewna nieścisłość. Najdłuższym, wyprodukowanym, statkiem był żaglowiec „La France”, o długości 150 m, który spoczywa na dnie na Pacyfiku. Dodam zresztą, że w ciągu czterech lat powstanie nowy statek „La France”, zbudowany na kształt swojego poprzednika, pochodzącego z początku XX wieku.

Czy inżynier konstruktor z Gdańska będzie miał coś wspólnego z tą jednostką?
– Tak, rzeczywiście zostały mi zlecone prace konstrukcyjne, co nie ukrywam, napawa mnie ogromną dumą. Ja po prostu jestem dzieckiem szczęścia (śmiech).

Oby to szczęście towarzyszyło Tobie oraz organizatorom dzisiejszego święta. Tym razem należy życzyć flauty, bo przy huraganowym wietrze, który hula właśnie wzdłuż wybrzeża, urodziny „Daru Młodzieży” mogą stracić część blasku.
– Dziękuję, też mam nadzieję, że pogoda będzie sprzyjała 25. urodzinom fregaty.