Czasem jest tak, że idziemy na koncert i wiemy, że będzie po prostu fajnie. Nagle okazuje się, że po pierwszych paru minutach z podłogi zbieramy szczękę, a w połowie pierwszego kawałka lecimy zakupić płytę aby wracać do tego wydarzenia w domowych pieleszach. Ku mojemu nieszczęściu, takiego obrotu spraw doświadczam niezwykle rzadko, ale niedzielny koncert projektów 1926 i Merkabah w Desdemonie, należy zaliczyć do takich niecodziennych niespodzianek. I do bardzo dobrego otwarcia klubowego sezonu koncertowego.

Fot. Joanna 'frota" Kurowska

Z nieukrywana radością przyjmuje istnienie każdego nowego i niebanalnego składu na trójmiejskiej ziemi. W przypadku 1926 radość jest tym większa, iż formacja na warsztat wzięła ciężkie psychodeliczne, spacerockowe brzmienia, które od jakiegoś czasu ze wzmożoną częstotliwością pojawiają się w moim odtwarzaczu za sprawa takich kapel jak Yawning Sons, Pharaoh Overlord czy Sonic Youth. 1926 wydają się naturalną kontynuacją tego co stworzyli ich poprzednicy, ale bez przyziemnego kserowania. W połączeniu z „kosmicznymi” wizualizacjami, wielopoziomowa całość (trzy gitary, bas i perkusja) sprawia bardzo dobre wrażenie, brzmi przepotężnie i fascynuje dialogami, które nawiązują pomiędzy sobą muzycy. Trudno mówić o epokowym przełomie na trójmiejskiej scenie, ale 1926 to skład „dodany do obserwowanych”. Gdynia powinna wreszcie zauważyć, ze Opener, Globaltica czy scena jazzowa nie są jedynymi muzycznymi atrakcjami którymi można reklamować miasto. W końcu obecnie scena alternatywna należy do jednych z najmocniejszych w kraju (cala Polska powinna nam zazdrościć Kiev Office, Broken Betty czy Blindeada), a długogrająca płyta 1926 jest w stanie sporo namieszać. I to nie tylko w polskim undergroundzie.

Fot. Joanna 'frota" Kurowska

Wejście na scenę chłopaków z Merkabah oznaczało dość znaczną zmianę klimatu. Panowie przeszli niesamowitą zmianę od naszego ostatniego spotkania na gdyńskim X Mass Noize parę lat temu. Z „kolejnego” (aczkolwiek bardzo interesującego) post-metalowego składu, który zapadł mi w pamięć głównie za sprawą wizualizacji zawierającej fragmenty Kevina Samego w Nowym Yorku, nagle wyrósł twór bazujący na połączeniu ciężkiego metalu i szalejącego saksofonu. Wszystko to co kocham i kochałam w dźwiękach produkowanych przez Johna Zorna, Zu czy Mombu Mombu, Merkabah przerabia na swoje, skutecznie wciągając słuchacza w swój własny świat. Ten muzyczny potwór, niczym Godzilla, tratuje wszystko co napotka na swojej drodze, ale w przeciwieństwie do japońskiego potwora robi to z niesamowitą gracją. Jest nieporządek w tym chaosie, ale nawet najwięksi sceptycy docenią to, co warszawiacy prezentują na koncertach. Trudno wobec tego co działo się w Desdemonie przejść obojętnie. I ja nie mogę doczekać się następnego razu zapętlając, wydany własnymi silami, krążek zespołu.

Cieszy bardzo, że w kolejnym sezonie Desdemona znów nie daje za wygraną i idzie pod prąd. Niedzielny koncert był tego doskonałym przykładem, a już niebawem szykują się kolejne. W gdyńskim klubie zagrają m.in. Stoned Jesus (18 IX), Plum (14 X), Reka / Gars (26.09) i 3Moonboys (30.09).

Autor: Joanna „frota” Kurkowska

Koncerty w Trójmieście