Trzy piwa, dwie paczki fajek,  jeden bilet do kina lub trzy pary majtek z gdyńskiej hali – taki pieniężny odpowiednik trzeba było poświecić wczoraj, aby w gdyńskiej Desdemonie zobaczyć doskonałe widowisko spod znaku dwóch „post’ów” – metalu oraz rocka. Na jednej scenie zagrały zespoły: The Samuel Jackson Five, Salviction oraz Lento. Szkoda, że chętnych na takie atrakcje znalazło się naprawdę niewielu.

Samuel Jackson

Samuel Jackson / Fot. Joanna „frota” Kurkowska

Samuel Jackson Five to skład, o debiutanckiej płycie których myślę bardzo ciepło i jest jedna z moich ulubionych post-rockowych przyjemności. Nowe płyty nie przemawiają do mnie tak mocno jak debiut, ale na żywo całość nabiera innego, bardzo melodycznego wymiaru. Choć do starszych rzeczy wracają rzadko, w swoje ostatnie dokonania Norwegowie wbijają niesamowitą dawkę optymizmu i entuzjazmu, przebijając nawet największych post-rockowych entuzjastów, czyli Dorenę. Mnogość efektów używanych przez zespół nie zakrywa tego co najważniejsze, ale uwypukla najmocniejsze cechy piątki – niesamowitą dynamikę i energię. Prawdziwą przyjemnością jest obserwowanie muzyków, którzy z grania czerpią tak wielką przyjemność. Piękny koncert, zagrany tak, jakby panowie okupowali scenę w wypełnionej po brzegach sali. Szkoda, że grali zaledwie dla kilkunastu osób, ale kto był ten ich występ na pewno doceni. A Norwegom należą się ogromne brawa.

Lento mieli doskonale wejście, ale nie wiem czy to przez świeże wrażenia z koncertu poprzedników, późną porę czy monotonne, acz potężne brzmienia, gdyż nie porwali mnie tak jak Norwegowie. Opatuleni w grubej warstwie dymu, bombardowali zebranych potężną dawka gitarowych dźwięków. Momentami nawet za potężną i za głośną. Trzeba im też przyznać, że ich płyty to jedynie wstęp do wagi ciężkiej prezentowanej na żywo. Fani A Storm Of Light czy Year Of No Light nie powinni czuć się zawiedzeni.

Przed zagranicznymi składami swoim koncertowym setem uraczyła nas lokalna formacja Salviction. Kapela eksploruje dobrze udeptane już post-metalowe ścieżki, ale robi to na tyle dobrze, żeby zaciekawić słuchacza, a nie go zanudzić. Doskonale sprawdzając się zarówno w warunkach bojowych, jak i na płycie (którą posłuchać można pod tym adresem → www.salviction.bandcamp.com. Jak zwykle najlepiej wypadł mój ulubiony numer, czyli „The Sun No Langer Rises”. Życzę trójmieszczanom podbijania nie tylko klubów, ale też festiwali pokroju Asymmetry.

Trzy różne oblicza ciężkiego grania, wybiegające poza poziom lokalnych kapel. Szkoda tylko, że jakością wydarzeń nie można zachęcić publiki, a i mała sugestia w stronę zespołów – jednak ceny płyty powinny być dopasowane do pewnych realiów. Może krążek nie powinien być gratisem dodawanym do biletów, ale niższa niż na stronie cena, powinna być niejako ukłonem w stronę ludzi zainteresowanych zakupem muzyki, usłyszanej przed paroma chwilami na żywo.

Tekst: Joanna „frota” Kurkowska

Relacje z koncertów w Trójmieście