W niedzielny wieczór w Teatrze w Oknie wystąpiło Ballister – trio całkiem niezwykłe. Wirtuozi free jazzu udowodnili, że w niewielkich, kameralnych przestrzeniach wypadają znakomicie.

BallisterZazwyczaj free jazz na wysokim poziomie można w Trójmieście usłyszeć w klubie Żak, Teatrze Leśnym we Wrzeszczu, czy też sporadycznie w Filharmonii Bałtyckiej. Wszystkie te lokalizacje mają to do siebie, że trzymają publiczność na spory dystans od muzyków, a dodatkowo w Żaku i Teatrze Leśnym jest tworzona także pewnego rodzaju bariera dźwiękową, bowiem instrumenty słyszmy za pośrednictwem potężnego nagłośnienia. Co w tym dziwnego, mógłby się ktoś zapytać, przecież w takich warunkach odbywa się większość koncertów. Otóż free jazz jest bardzo specyficznym gatunkiem, w którym niezwykle ważna jest chemia panująca między artystami. Równie niebagatelne znaczenie mają drobne dźwiękowe detale, które bardzo trudno uchwycić za pomocą mikrofonów. Dlatego tak ważne jest, aby podczas koncertów free jazzowych publiczność była jak najbliżej sceny.

Tym razem trójmiejska publiczność miała okazję posłuchać tego typu muzyki w naprawdę kameralnych warunkach. W niedzielny wieczór w Teatrze w Oknie wystąpiło Ballister, trio niezwykłe co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, rzadko zdarza się, aby w free jazzowych składach znajdowała się wiolonczela, a po drugie, Ballister jest zestawieniem niezwykłych osobowości. Na perkusji zasiada Paal Nilssen-Love, jeden z najbardziej utalentowanych muzyków młodego pokolenia w szeroko pojętym jazzie, który współpracował m.in. z Jimem O’Rourke, Thurstonem Moorem, Peterem Brötzmannem oraz Evanem Parkerem. Z kolei saksofonista Dave Rempis jestem ważnym animatorem sceny muzycznej w Chicago oraz członkiem wielu grup pochodzących z tego miasta, w tym także tych założonych przez Kena Vandermarka. Wreszcie, wiolonczelista Fred Lonberg-Holm dzięki nietypowemu dla free jazzu instrumentowi, jest od lat niezwykle wziętym muzykiem w tym środowisku.

Pierwszą rzeczą z jaką musiała się zmierzyć publiczność w Teatrze w Oknie to poziom decybeli. Brak nagłośnienia nie przeszkadzał członkom Ballister grać tak głośno, że koncert było słychać już w połowie ulicy Długiej – intensywność i gęstość, z jaką trio tworzyło kolejne dźwięki były zadziwiające. Na dobrą sprawę jedynym typowo free jazzowem elementem w tym zestawieniu była gra saksofonu, bowiem pozostała dwójka odpływała w bardzo różne rejony. Paal Nilssen-Love zbliżał się momentami wręcz do estetyki metalowej, co w sumie jest dość naturalne, biorąc pod uwagę kraj jego pochodzenia – Norwegię. Fred Lonberg-Holm używał wiolonczeli w mocno nietypowy sposób, co chwila włączając różne rodzaju pętle, przestery i inne elektroniczne efekty, których brzmienie przywoływało na myśl bardziej rock alternatywny i noise, niż obszary jazzu.

Pomiędzy kolejnymi dźwiękowymi kanonadami znalazło się również miejsce na bardziej wyciszone momenty, w których to pojedyncze szmery, trzaski i uderzenia odgrywały główną rolę. Skupienie malujące się na twarzach muzyków i ich wzajemny szacunek do siebie robiły duże wrażenie. Wyraźnie było widać, że najważniejsza w tym wszystkim była nieskrępowana przyjemność, jaką ze wspólnego występowania czerpie każdy z artystów.

Dawno nie miałem okazji być na koncercie, na którym wielkie ambicje i muzyczna erudycja spotykałyby się w tak naturalny sposób z czystą zabawą. Oby w przyszłości w Teatrze w Oknie było nam dane oglądać więcej wydarzeń tego typu.

Tekst: Krzysztof Kowalczyk 

Koncerty w Trójmieście