Z paruset gdańskich spichlerzy, które kiedyś zajmowały nie tylko całą Wyspę Spichrzów, ale i inne, mniej lub bardziej przylegające do portu na Motławie tereny, przetrwało do naszych czasów w różnym stanie zaledwie kilka. Nie oznacza to oczywiście, że jakimś cudem wszystkim z nich udało się uniknąć zniszczenia. Takim szczęściem cieszą się zaledwie dwa (w tym Spichlerz Królewski). Pozostałe, które możemy dziś oglądać są efektem odbudowy po koszmarze 1945 r.
Większość spichlerzy ustawiona była szczytem do brzegu rzeki – nabrzeża portowego. Ustawienie wzdłuż nabrzeża było dość wyjątkowe. Jednym z dwóch istniejących dzisiaj spichlerzy, stojących równolegle a nie prostopadle do rzeki jest Spichlerz Królewski na Ołowiance.
Jego historia zaczyna się w połowie XV w. następującymi słowami: Zobowiązujemy się takoż w dworze tym dobry spichlerz dla przechowywania królewskich plonów uczynić i zbudować tak szybko jak damy radę. Tak w imieniu Miasta gdańska Rada obiecywała Kazimierzowi Jagiellończykowi spichlerz, a oprócz niego dwór (czytaj: pałac) ze stajnią na dwieście koni. Na obietnicy tej zaważyć miały słowa „tak szybko jak damy radę”. Kazimierz Jagiellończyk nie doczekał jej realizacji, jego następcy przez kolejnych trzysta lat czekali na stajnię i dwór, by nigdy jej nie doczekać. Spichlerz stanął „już” w 150 lat od złożenia owej obietnicy.
Nieładnie nie dotrzymywać co się obiecało, jednak pamiętać trzeba, że moralność nie była, nie jest i nie będzie wpuszczana tam, gdzie zapadają decyzje polityczne, ważące na losach całych krajów i społeczeństw. Zwlekanie z wzniesieniem obiecanych królowi budynków wynikało zapewne początkowo z zamieszania i trudności związanych z trwającą trzynaście lat wojną z Krzyżakami, a później z bardzo ściśle realizowanej polityki samodzielności Gdańska i jego odrębności od Królestwa Polskiego. W ramach tej polityki nie mieściło się zapewnienie królowi takich oznak władzy jak pałac, a nawet towarzyszących mu stajni i spichlerza. By uniknąć chętnie promowanego przez polską literaturę obrazu chytrego, przebiegłego i niewdzięcznego Gdańska, który nie dotrzymywał obietnic złożonych nadmiernie łaskawemu polskiemu królowi, warto dodać, że „królewska łaska” była tylko formą spłaty gigantycznej pomocy finansowej, jakiej Gdańsk udzielił Jagiellończykowi, by ten mógł skutecznie wojować z Krzyżakami. Celowym również byłoby zauważenie, że z obietnic polskiego króla, wyrażonych w przywilejach dla Gdańska, wycofać próbowali się już jego bezpośredni następcy. A że im się to nie udało – to już całkiem inna sprawa.
Wracajmy jednak do królewskiego spichlerza. Zaczęło się od rozwiązania połowicznego, czyli oddania na potrzeby królewskiego zboża innego spichlerza. Wznoszenie tego właściwego rozpoczęto w 1606 r. Kierownictwo prac objął nie byle kto, bo sam Abraham van den Block, twórca kilku wspaniałych realizacji w centrum Miasta. Budowa trwała dwa lata. Jej efektem stał się siedmiopiętrowy budynek, wzniesiony nad samym brzegiem Motławy. Jak na spichlerz przystało wyposażono go w liczne okna, pozwalające na doświetlenie, a przede wszystkim na doskonałą wentylację wnętrza, co było niezbędne dla przechowywania zboża. Spichlerz miał także własny dźwig i wewnętrzną klatkę schodową. Trzy górne kondygnacje znalazły się pod dwuspadowym dachem, a artystyczne ciągoty Abrahama van den Blocka znalazły skromne ujście w dekoracji dwóch szczytów budynku, które przypominają kształtem sposób wieńczenia gdańskich kamienic. Otwory okienne trzech pięter poddasza rozdzielone są ceglanymi fryzami, ale prawdziwej urody nadają budynkowi manierystyczne woluty obramowujące oba szczyty.
Polskim królom dane było cieszyć się spichlerzem niecałe 200 lat. Aneksja Gdańska przez Prusy w końcu XVIII w. spowodowała przejęcie skromnego królewskiego majątku w Gdańsku przez króla pruskiego. Ów pruski król przekazał spichlerz na potrzeby swojej ogromnej, jak na ówczesne warunki armii. Na początku XIX w. w czasie kilkuletniego istnienia tzw. napoleońskiego Wolnego Miasta, spichlerz został za ogromne pieniądze odkupiony od francuskiej administracji okupacyjnej i w ten sposób stał się własnością Miasta. Jako magazyn służył Spichlerz Królewski przez cały niemal wiek XIX. Kiedy w jego ostatnich latach wzniesiono w sąsiedztwie spichlerza elektrownię, budynek stał się jej częścią.
Wiosna roku 1945 przyniosła Spichlerzowi Królewskiemu, podobnie jak większości Gdańska, znaczne zniszczenia. Wewnętrzna konstrukcja spłonęła w całości, zawaliły się również obie ściany szczytowe. Ze względu na pozostawanie spichlerza w kompleksie elektrowni, został on dość szybko odbudowany. Prawdziwy jednak „renesans” przyniósł mu jednak dopiero zmierzch XX w., kiedy to po likwidacji elektrowni przeznaczony został na cele hotelowe. Dzisiaj jest eleganckim hotelem z trzydziestoma pokojami, z których pięć ma charakter luksusowych apartamentów. Takie wykorzystanie starego spichlerza wydaje się być najlepszym, co mogło go spotkać po wiekach niekiedy burzliwej historii.
Autor: Aleksander Masłowski