200 lat kąpieliska w Brzeźnie – Nadbałtyckie Centrum Kultury wraz z partnerami kontynuuje projekt z roku ubiegłego pt. „Gdańsk – miasto nad wodą”, które to zdarzenie naukowo-artystyczne prezentowane było podczas Bałtyckiego Festiwalu Nauki. W tym roku, w ramach tegoż festiwalu, prezentowane będzie Brzeźno, a to za sprawą poważnej rocznicy jaką przeżywa ta dzielnica Gdańska, tj. dwustu lat istnienia kąpieliska w Brzeźnie (Brösen).
Szykuje się interesująca debata na temat historycznego Brösen i współczesnego Brzeźna, otwarte będą wystawy zawierające prace dyplomowe studentów Wydziału Architektury Politechniki Gdańskiej i warsztatów fotografii Klisze i piksele. W wolne od pracy dni przewidziano wędrówki po kolonii rybackiej Brzeźna i fortyfikacjami nadbrzeżnymi: Baterią Plażową i Portową (na terenie Wolnego Obszaru Celnego).
Warto przy tej okazji przywołać miejsca czy postacie, których już nie ma, ale zostały zapamiętane i przeszły do historii dzielnicy, tym samym do dziejów miasta. Przyjemnie powrócić do wydarzeń, które wywołują nostalgiczne wspomnienia lub uśmiech.
Na przedłużeniu ulicy Zdrojowej zbudowano w 1900 roku molo, po którym została dzisiaj już tylko betonowa podstawa. Symbolizowało brzeźnieński kurort. Pewnie nigdy w tym miejscu nie będzie odtworzone, dlatego jego ówczesny wygląd warto przypomnieć:
Molo, które służy dla gości jako promenada i wybiega daleko w morze, ma imponującą długość 100 metrów i szerokość 6 metrów. Kończy się szeroką na 7 i długą na 25 metrów płaszczyzną. Do cumowania parowców i łodzi żaglowych, zbudowane są specjalne miejsca cumownicze, i takoż mają tam schody dla łodzi cumujących o długości 8 m i szerokości 4 m, miejsce do cumowania łodzi żaglowych wynosi 17 m długości. Ławki dla odpoczynku są wszędzie poustawiane. (Fayerabend G., Ostseebad Brösen. Ein Führer durch den idyllischen Badeort am Ostseestrande, Danzig [1899], s.18.)
To na nim często bywali bohaterowie „Psich lat” Güntera Grassa:
Wolno pędzić przez całe molo, do samego końca, gdzie tworzy ostry, wietrzny trójkąt. Wolno zbiegać schodami z lewej i prawej na dolną kondygnację, gdzie przesiadują wędkarze i łapią fląderki. Wolno gnać w chyżych sandałkach po wąskich kładkach i po kryjomu przebywać w belkowaniu mola, mając nad głową pięćset niedzielnych butów, lekko stawiane laski spacerowe i parasolki od słońca. Na dole jest chłodno cieniście zielonkawo. Nie ma tam dni powszednich. Woda ma ostry zapach i jest przeźroczysta, tak że widać muszle i butelki, które przewalają się po dnie. (Günter Grass „Psie lata”, s. 124-126).
Tuż po pierwszej wojnie światowej pojawiły się w Brzeźnie problemy mieszkaniowe. Radzono sobie z tym problemem w niekonwencjonalny sposób:
Zły czas wojny przeminął. Można było zaczynać przyszłość.(…) W małym mieszkaniu dziadka nie dało się długo pozostać. Trzeba było szybko działać. I niejako cudem wszystko się szybko ułożyło. Nie tylko cały dom dla każdej z rodzin, lecz także ziemi ile kto chciał. To umocniło bliźniaków w ich pomyśle [dwóch braci bliźniaków, każdy z rodziną, jeden z nich był ojcem Gretchen], aby wprowadzić się do bunkrów położonych między Letnicą a Brzeźnem. Dla niejednego niewiarygodny zamiar, ale dla naszych rodzin szczęśliwy los. Wolności i czystej natury nie mieliśmy nigdy więcej jak w tym miejscu. Tu też bydło mogło hasać do woli. Franz wybrał drugi, Anton trzeci bunkier. Władze przyznały nam adres: Bateria Wiejska Brzeźno dom 2. Później ustalono nawet czynsz: 5 guldenów na miesiąc. Stary, wysoki fort ze swoimi fosami, wbudowanymi przejściami i szczelinami strzelniczymi, był dla Gretchen jej królestwem i zastąpił bajkowy zamek w Badingen. (Margarete Schirau, Gretchen aus Brösen, w: Unser Danzig, Nr 9, 1998, s. 33-36.)
Ciekawą postacią Brzeźna był organista, pełniący swoją funkcję od dnia powstania kościoła do 1945 roku. To Franz Potrykus, policjant, dzielnicowy w Brzeźnie, członek Rady Parafialnej. Zgodę na tę pracę, wykonywaną honorowo w każdą niedzielę, wyraził prezydent policji w Gdańsku. Sugerował jednocześnie, by inaczej rozwiązać problem organisty, gdyż funkcja społeczna F. Potrykusa kłóci się nieco z działalnością zawodową. Mimo tych zastrzeżeń wydanej zgody nie cofnięto w następnych latach.
Pierwsze miesiące po drugiej wojnie światowej wspominał Henryk Jaszak:
Dla nas dzieci bardzo ciekawym wydarzeniem było wpłynięcie kilka razy do basenu strefy wolnocłowej statku „Sobieski”, który przywoził żołnierzy polskich z Anglii. Zbliżający się statek widoczny był z plaży i molo. Biegliśmy, aby go przywitać przy nabrzeżu, bo zawsze można było otrzymać od załogi czy żołnierzy cukierki, suchary, a także pomarańcze. Żołnierze kolumnami szli ze strefy wolnocłowej ulicą I. Krasickiego, Gdańską, dalej do Wrzeszcza. Drugim ciekawym zjawiskiem były tabuny koni pędzone tą samą trasą, otrzymywane z zagranicy. Na plaży, zaraz po przyjeździe, widziałem trupy koni. Dowiedziałem się potem, że były to zwierzęta ze statków, które trafiły na miny.
Brzeźno to jednak dzielnica kąpielowa. Taki posiadała charakter w okresie Wolnego Miasta Gdańska, o takie jego oblicze zabiegają dzisiaj jego sympatycy i wielu korzystających z pięknej plaży. Na potwierdzenie tej opinii przywołam jeszcze jedno krótkie wspomnienie mieszkanki Brzeźna, Elżbiety Ponschke-Behrendt:
Latem przyjeżdżało wielu wczasowiczów z głębi Polski, z Łodzi. Biedniejsi z Brzeźna wynajmowali pokoje. Na Młodzieży Polskiej, w mniejszych domach, latem przebywały zawsze dwie polskie rodziny. Przychodziły do nas kupować. Kobiety różniły się od mieszkańców Brzeźna, w kapeluszach, elegancko ubrane, nieco wymalowane. U nas przed wojną się nie malowało. Moja babcia i mama były bardzo światowe. Jeździłyśmy na zakupy do Gdańska, tam wstępowałyśmy do restauracji.
Brzeźno rozwija się. Na naszych oczach rośnie nowoczesny kurort. Oby zachowane zostały te jego cechy, które niegdyś i dzisiaj traktowane są z uznaniem.
Autor: Waldemar Nocny
Jestem pełen uznania i podziwu dla twóczych pomysłów i organicznej pracy Pani Bronisławy Dejny !
To były piękne dni,gdy kierowała NCK w Gdańsku!