Gdynia Chylonia rzadko jest wymieniona w przewodnikach turystycznych jako miejsce godne zwiedzania przez turystów. O tym, że to błąd, przekonuje przewodnik turystyczny Wojciech Chomka.

Gdynia Chylonia widziana ze Świętej Góry

Dokładnie dwa lata czekałam za zrealizowanie spaceru po Chyloni. Obiecałam go sobie w styczniu 2008 r., po promocji przewodnika wydanego przez Urząd Miasta Gdyni, a napisanego pod redakcją Roberta Hirscha. Okazją do spaceru stało się szkolenie zorganizowane dla członków Koła Przewodników przy gdańskim oddziale PTTK. Grupę prowadził instruktor przewodnictwa Wojciech Chomka.

…………………………………………………………..

Mroźny sobotni poranek. Wysiadających z kolejki SKM z jednej strony poraża widok szkaradnych budynków hali targowej, z drugiej odsunięte nieco od torów zabudowania Osiedla Meksyk. Jakież szczęście mają mieszkańcy owego sławnego kawałka gdyńskiej ziemi. Ulokowany pomiędzy torami kolejowymi a terenami przemysłowymi, nie stanowi łakomego kąska dla deweloperów. Mieszkający tu od lat ludzie, w przeciwieństwie do tych z osiedla domków zwanego Pekinem, mogą spać spokojnie. Nikt ich stąd nie wyrzuci.

Zabytkowy, pochodzący z XIX w. budynek dworca i siedziba dawnej ekspedycji pocztowej zostały zdominowane przez rozdzielającą je pizzerię. Jak to często bywa, frontowa fasada jest w znakomicie lepszej kondycji od tej oglądanej z okien pociągów, natomiast tory na tyłach dworca pokonywane są przez okolicznych mieszkańców w sposób urągający wszelkim zasadom bezpieczeństwa.

Tuż przy położonym w pobliżu dworca targowisku, w natłoku straganów i samochodów dostawczych, ginie willa przy ul. Chylońskiej 112a, zaprojektowana przez Adolfa Berezowskiego. Wpisany w 1987 r. do rejestru zabytków dworek, wyróżnia się charakterystycznym, zdobiącym fasadę czterokolumnowym portykiem i otoczony jest kiedyś piękną zapewne zielenią. Przed wojną obiekt należał do Zakładów Gazowych i stanowił służbowe mieszkanie dla kolejnych kierowników, a po zakończeniu działań wojennych pozostał w rękach gazowników. Odmienna w charakterze jest stojąca nieopodal (tuż przy ul. Chylońskiej) stara wozownia, zbudowana z cegły i ozdobiona charakterystyczną konstrukcją poddasza.

Idąc ul. Chylońską w kierunku Wejherowa można spotkać na swojej zaniedbane, ale z widocznymi śladami dawnej świetności wille, pełniące dawniej funkcje gastronomiczno-hotelowe, a nieco odmienną architekturą wyróżnia się budynek poczty, zbudowany w 1935 r. w stylu funkcjonalizmu. Ozdobiony był orłem w koronie, którego Niemcy w 1939 roku rozkazali zdjąć i oddać na złom. Oddelegowani do tego zadania Polacy pocięli go na kawałki i ukryli w piwnicach Klubu Pocztowca przy ul. Zygmunta Augusta. Po wojnie orłowi ucięto koronę (sic!) i taki okaleczony zawisł w holu poczty główej w Gdyni. Dzisiaj ponownie zdobi go korona.

Spacerując po Chyloni nie można zapomnieć o gdyńskim szlagierze ostatnich lat – Muzeum Motoryzacji. We wnętrzu starej hali poprzemysłowej panuje klimat przedwojennej uliczki, wybrukowanej oryginalnym kamieniem odzyskanym z ul. Starowijskiej w Gdyni. Ściany ozdobione są elementami fasad nieistniejących już domów z Gdyni i Gdańska oraz licznymi pamiątkami z epoki, a na pięterku zainscenizowana jest niewielka kawiarenka. Wzdłuż uliczki puszą się wiekowe oldtimery. Waniliowy DKW wspomina dawne czasy z Wandererem z 1938 roku, Mercedes 170 V chwiali się skórzaną tapicerką Peugoetowi 402, którego projektantem był… stomatolog. Oczy zwiedzających zachwycają Buick, Plymouth, Buick Master SIX z 1925 r. (dotychczas najstarszy samochod muzeum) i Ford 8 V Super de Luxe, który palił ile chciał i był niezwykle komfortowy, co jasno wynika z wyników ankiety przeprowadzonej w tamtych latach w USA – ponad 75 % populacji amerykańskiej została poczęta w tego typu samochodach.

Po drugiej stronie uliczki ustawił się rząd motocykli, budzących nie mniejsze zainteresowanie od wypolerowanych samochodów.

Wracając jednak do przeszłości Chyloni, a jednocześnie wędrując ul. Chylońską w kierunku Gdańska, nie sposób nie zauważyć kościoła, w którym stare łączy się nowym. Oto bowiem w 1990 r. oddano do użytku dobudowaną nawę boczną usytuowaną prostopadle do prezbiterium ceglanej świątyni, której praprzodek stanął tu w XIV wieku, a nad całością od początku czuwał św. Mikołaj. Wewnątrz rozbudowanego kościoła, o orientacji zmienionej z wschodnio-zachodniej na północno-południową, zachwycają neogotyckie ołtarze boczne i pochodząca z 1430 r. Piękna Pieta oraz szokuje współczesny ołtarz główny, autorstwa krakowskiego artysty malarza – Adama Brynckena.

Nieopodal kościoła stoi ustawiona po II wojnie światowej kapliczka św. Mikołaja, którego kult jest w Chyloni żywy od wieków.

Ale mieszkańcy dawnej wsi nie tylko myśleli o duszy. Ważnym elementem ich życia były karczmy, a najbliższa wspomnianej kapliczce należała do rodziny Voss (ul. Chylońska 27). Dzisiaj w jej wnętrzu handluje się mięsem, kwiatami i żarówkami.

Skoro był kościół i karczma, musiała też być szkoła. Ukryty pomiędzy bezdusznymi wieżowcami przy ul. Lubawskiej ceglany budynek, powstał pod koniec XIX wieku i do czasu wybudowania w 1935 r. nowego obiektu przy ul. Morskiej, był jedyną szkołą w okolicy. Obecnie w jej wnętrzach ulokowała się zerówka i świetlica dla pobliskiej Szkoły Podstawowej nr 10, a w piwnicy, Alicja Dranka ze współpracowniczkami ze szkoły, urządziła Izbę Kaszubską, stworzoną na bazie pamiątek po byłej mieszkance dzielnicy – Marii Pilarczyk. W zabytkowym budynku można obejrzeć wyposażenie dawnej chaty kaszubskiej i narzędzia, jakimi posługiwali się mieszkający w Chyloni ludzie.

Gdynia Chylonia to również zieleń. Wokół Potoku Chylonka, pomiędzy ulicami Morską, Chylońską i Wiejską, powstał w 2001 r. Park Chyloński, stanowiący prawdziwą rekreacyjną atrakcję dzielnicy i cudownie komponujący się z pobliską Świętą Górą. Od wieków było to miejsce kultu, łączące się z postacią św. Mikołaja i cudownego źródełka, którego woda ponoć przywracała wzrok niewidomym.

I tu, na wzniesieniu Święta Góra, z którego rozciąga się piękna panorama na rozległą okolicę warto zakończyć spacer. Warto go zakończyć właśnie tutaj, żeby móc powiedzieć – Gdynia Chylonia da się lubić!

Ja więdnę, jak nie mam widowni – zakończył spacer cicerone Wojtek Chomka. Na sobotniej wyprawie pojawiło się zaledwie pięć osób, a ja kolejny raz zadawałam sobie pytanie, dlaczego szkoleniowe spacery Koła Przewodników nie są dostępne dla ogółu mieszkańców Trójmiasta (choćby nawet za symboliczną opłatą). Tłumy ludzi pojawiające się na spacerach organizowanych przez NCK czy przez pracowników Urzędu Miasta Gdyni pokazują, jak wielkie jest zapotrzebowanie na tego rodzaju wspólne wyjścia. Wojtek szczęśliwie poradził sobie ze wspomnianym więdnięciem, ale po prostu szkoda, szkoda niewykorzystanej okazji na tzw. wyjście do ludzi.