Sobotnia wędrówka po Gdańsku, zorganizowana przez Nadbałtyckie Centrum Kultury, rozpoczęła się, nie jak zapowiadano przy skrzyżowaniu ulic Sienna Grobla i Wiesława, lecz w końcowej części ulicy Na Stępce, przy charakterystycznej żółtej balustradzie, wyraźnie widocznej również z Mostu Wapiennego w ciągu ul. Grodzkiej.
Gospodyni spotkania Bronisława Dejna zwróciła uwagę uczestników na cel, jakiemu przyświecały tegoroczne wędrówki zatytułowane „Szlak wodny Gdańska”.
– To oswajanie miasta w kontakcie z wodą – podsumowała i zaprosiła prezydenta Pawła Adamowicza do otwarcia ósmej już edycji wędrówek.
Paweł Adamowicz – Prezydent Miasta Gdańska:
– Ze środków unijnych i budżetu Gdańska, Urząd Morski w Gdyni i Miasto Gdańsk odbuduje i zakonserwuje duże fragmenty nabrzeży. W starym porcie, wzdłuż północnej części Wyspy Spichrzów projekty budowlane są już na ukończeniu, a prace powinny się zacząć na przełomie tego i przyszłego roku. Ich celem jest udostępnienie niektórych miejsc dla jednostek pływających, żeby rzeczno-morski charakter Gdańska przywrócić nie tylko w sensie świadomości, ale także funkcjonalności. Razem z tym projektem realizujemy z sąsiednimi gminami projekt Delta Wisły, którego celem jest udrożnienie i wykorzystanie Wisły z dopływami dla komunikacji wodno-tramwajowej i rekreacyjnej, a być może nawet dla rutynowego poruszania się między miastami. […]
W latach 2014-2020 liczymy na kolejne pieniądze z UE. Trwają prace nad studium wykonalności dotyczącym kładki nad Motławą. Jego celem jest uzyskanie odpowiedzi na pytania – co, gdzie, jak i za ile – żeby kładka nie przeszkadzała ruchowi po Motławie. Widziałem symulacje w Akademii Morskiej w Gdyni, jest to możliwe. Ja jestem za kładką, uważam, że ożywi Ołowiankę. […]
Jesteśmy zainteresowani utrzymaniem Klubu Zejman. Odbyły się już spotkania z prezesem Polnordu. Jest zrozumienie u inwestora, żeby ten dorobek utrzymać na Wyspie Spichrzów. Oczywiście nie czas jeszcze na szczegóły, ale uwrażliwiamy inwestora, żeby klub funkcjonował po zabudowaniu północnej części wyspy.
W tym roku powstanie plan zagospodarowania przestrzennego Wyspy Spichrzów. On został wstrzymany do czasu wyłonienia partnera biznesowego, został nim Polnord i teraz kończymy plan, a następnie poszczególne zadania inwestycyjne. Odbędą się kolejne konkursy na poszczególne obiekty. Ten duży konkurs był jedynie koncepcyjny, którego celem było pokazanie, co w przyszłości, w sensie urbanistycznym można by było zrealizować.
Dyrektor Perucki marzy i my go wspieramy, by obok filharmonii wybudować przestrzenie wystawienniczo-konferencyjne, by Ołowianka była jeszcze bardziej centrum konferencyjnym. Potrzeba co najmniej 1000 miejsc . Przedmieście Gdańska ma szansę stać się wielkim centrum konferencyjnym.
Jakub Szczepański – Wydział Architektury Politechniki Gdańskiej
– Gdybyśmy się tu znaleźli [w okolicy wspomnianej żółtej barierki – przyp. EK] na początku XIX wieku, to stalibyśmy w wodzie kanału.
Cały ten teren był odwodniony kanałami, które w XVII wieku stanowiły regularną sieć. To miejsce, które widzimy patrząc w kierunku miasta, to była najważniejsza brama miasta. Przez setki lat wpływały tędy statki, a 90 procent podróżnych docierających do miasta spotykało się właśnie z tym widokiem, toteż nie przypadkowa była to kompozycja – w osiach kanału wieże Kościoła Mariackiego, Ratusza Głównego Miasta, bastion Brązowy Koń, a jeszcze dalej fosa, której już nie ma. Ten kanał, ta trasa została przebudowana w XIX w na tor kolejowy, potem powstała też bocznica w kierunku Ołowianki. Później ta trasa zniknęła, teraz w miejscu kanału i torów jest już tylko droga. Przez setki lat w tym miejscu kursował prom znany z rycin z XVIII wieku, a na pewno był już wcześniej. Funkcjonował do lat 70. XX wieku, a dzisiaj mamy jedynie jego pozostałości.
W fosie znajdującej się kilkadziesiąt metrów przed nami, pod koniec XIX wieku urządzono basen służący wojsku. Huzarzy uczyli się tu pływać, a po kilku latach funkcjonowania jako wojskowy, udostępniono go cywilnym mieszkańcom. Kąpiel w nim kosztowała tyle, ile bilet tramwajowy z Wrzeszcza do Gdańska. Basen przestał funkcjonować po wybudowaniu łaźni na Dolnym Mieście i na Osieku.
Stanisław Flis – Stowarzyszenie Archiwistów Polskich Oddział Gdańsk
– Chciałem zwrócić uwagę w tym miejscu na dwie rzeczy, które później nie będą widoczne – na willę, która stoi po drugiej stronie Motławy – jest to willa Klawitterów, oraz na zatoczkę po promie linowym nr 2.
Lucyna Nyka – Wydział Architektury Politechniki Gdańskiej
– Pamiętajmy, że o historii powinniśmy mówić nie tylko ze względu na samo poznanie historii miasta, w którym żyjemy, ale także, abyśmy jako obywatele i mieszkańcy byli świadomi, że identyfikowanie tych powiązań miasta z wodą również powinno mieć wpływ na sposób dzisiejszego budowania miasta. Jak to może być wykorzystane? […] Tu był bardzo ważny teren, bo to była brama do miasta i my tę bramę możemy próbować odtworzyć, również w postaci wspomnianego basenu. Oczywiście nie odtworzymy bezpośrednio historii, nie sprawimy, żeby zawijało do nas dzisiaj codziennie kilkadziesiąt żaglowców, jak to było w wieku XVIII, natomiast bramę tego miasta możemy identyfikować na wiele innych sposobów, między innymi przez dobre projekty urbanistyczno-architektoniczne i projekty kultury.
Ja skoncentruję się na projekcie kultury właśnie. Wspólnie z Biurem Europejskiej Stolicy Kultury przygotowujemy projekt, który tworzyłby środowisko dźwiękowe wjazdu do miasta. Na przykład dźwięk byłby wydobywany z bojek, instalacji interaktywnych. Nie byłby to ewenement na skalę światową, bo w Japonii takie projekty są już realizowane. Tutaj w okolicach żółtych barierek przebiega linia, gdzie do Motławy wpadała fosa, czyli tu była bogata archeologia wody i my budując cokolwiek na tym terenie, możemy próbować tę wodę odtwarzać. To jest przykład takiego właśnie zaprojektowania obiektu kultury, który był nazwany Trzy Teatry. Jest to nazwa umowna, ale w tym kierunku są prowadzone działania, aby tę wodę wpleść ponownie w krajobraz. Miasta są wielkie i silnie zidentyfikowane właśnie przez to, że nie powielają gotowych rozwiązań, tylko następuje próba kontynuacji tradycji miejsca. Próbujemy rozwijając Gdańsk wpleść Klub Zejman, być może powinniśmy również sięgnąć do tradycji wody.
Stanisław Flis
– Polski Hak powstał późno. Jest to cypel poza fortyfikacjami miejskimi, który naniosła woda Wisły i Motławy. Pojawia się w XVI wieku, w średniowieczu płynęła tędy jeszcze Wisła, natomiast po rozpoczęciu budowy fortyfikacji nowożytnych, cypel został wyraźnie odcięty od miasta i Polski Hak stał się bramą do miasta.
Polski Hak mijały okręty płynące na inne morza, a równocześnie było to miejsce podobne do bosmańskiej łachy – terenu położonego na Martwiej Wiśle tzw. Leniwce. W momencie, kiedy cypel zwanym Polskim Hakiem zaczął się wydłużać, stał się miejscem cumowania. W tym miejscu Motława między lewym a prawym brzegiem, przy obwałowaniach nowożytnych, była przecięta pływającą przegrodą drewnianą, zamykaną na noc. Polski Hak, jako miejsce cumowania szkut wiślanych, był terenem newralgicznym i dlatego od początku XXVII wieku wybudowano tam umocnienia wysunięte poza pierścień umocnień miasta – zwane blokhausem . To była konstrukcja drewniano – ziemna, mocno odsłonięta również od góry. Utrzymywano tu załogę złożoną z wojska gdańskiego, a blokhaus był wyposażony w kilka armat kontrolujących całe ujście Motławy do Wisły i całą przestrzeń Wisły. Na przedpolu obwarowań, między obwarowaniami a blokhausem, zaczęła się tworzyć infrastruktura. Na mapach z XVIII wieku widać już karczmę. Ta zabudowa stopniowo się zmieniała, aż powstała dzielnica zwana Sienną Groblą. Ten obszar bardzo się zmienił w XIX wieku.
Wspomniałem wcześniej o willi Klawitterów (Aleksander Masłowski ma odmienne zdanie o budynku – zapraszam do lektury [E.K.]). Klawitterowie byli rodem cieśli okrętowych, prowadzili warsztat okrętowy na Brabanku – miejscu za cyplem wyspy Ołowianki. W 1827 r. Johann Wilhelm Klawitter postanowił zacząć budować statki pełnomorskie, ale już parowe i o konstrukcji częściowo metalowej. Założył pierwszą, nowoczesną stocznię w Gdańsku, której zabudowania można fragmentarycznie oglądać za willą. Częściowo to były zabudowania Elmoru i zostały wyburzone.
Ponieważ stocznia zaczęła się dość szybko rozwijać, a trzeba zaznaczyć, że to był czas, kiedy jeszcze nie było Stoczni Cesarskiej Królewskich Warsztatów Naprawy Korwet – była to pierwsza nowoczesna stocznia. Żeby mieć większe możliwości produkcyjne, stocznię przeniesiono w roku 1865 na tereny Polskiego Haka. Powstały tam jeszcze dwie małe stocznie prywatne, ale do lat 80. XIX wieku to była największa stocznia budująca nowoczesne, parowe okręty stalowe i żaglowce. Tu zbudowano bocznokołowiec pasażerski Paul Beneke, który obsługiwał ruch pasażerski pomiędzy Gdańskiem, Gdynią, Helem i Sopotem jeszcze w okresie międzywojennym i stanowił bardzo poważną konkurencję dla statków żeglugi polskiej, które również takimi przewozami turystycznymi się zajmowały.
Czerwony domek na końcu ul. Na Stępce. To miejsce w XIX wieku zaczęło być terenem przemysłowym – tam znalazły się składy drewna, opału, a w okresie międzywojennym znalazła się tam firma handlująca ropą naftową i benzyną między innymi na potrzeby ruchu kołowego w Gdańsku.
Bardzo ciekawą historią dotyczącą Polskiego Haka są trzy domy z XVIII wieku. Dzisiaj są przeznaczone do wyburzenia. Pierwszy z nich, z drewnianą ścianą, jest z końca XVIII wieku. Dalej za nim stoją dwa domy o konstrukcji szkieletowej i te są jeszcze starsze. Nikt nie potrafił mi udzielić odpowiedzi, dlaczego nie są wpisane na listę zabytków.
W czasie wielkiego kryzysu przemysł stoczniowy w Gdańsku przeżywał bardzo ciężkie chwile. O ile Stocznia Gdańska miała zapewnione prace zlecone z Polski, to Stocznia Schichaua, ta największa gdańska, miała poważne kłopoty i około 1929 r. zatrudniała tylko 300 pracowników, a normalnie osiem tysięcy.
Stocznia Klawittera nie wytrzymała technologicznie i finansowo. Została postawiona w stan upadłości. Poprzez Komisariat Generalny RP w Gdańsku odbywały się negocjacje w sprawie wykupu tej stoczni przez Polskę, ale duże opory pojawiły się ze strony Senatu WMG, który za bardzo nie chciał zbyt wielu polskich inwestycji na terenie portu gdańskiego i sprawa upadla. Majątek stoczni rozsprzedano do 1932 r. i na tym… wcale nie kończy się historia przemysłu na Polskim Haku. Po wojnie funkcjonowały tu Zakłady Rybne, po których nie ma już śladu, bo upadły na początku lat 90. XX wieku, składy opałowe oraz funkcjonowała Spółdzielnia Rybacka Jedność Rybacka.
Przystań promu. Po 1 sierpnia 1975 roku zlikwidowano żeglugę promów linowych na Motławie. Do tego czasu pływały dwa promy. W deszczowy dzień 1 sierpnia 1975 r., około godz. 15, statek wycieczkowy Maryla, wracający od strony Westerplatte, zahaczył śrubą okrętową o naprężoną linę promu osobowego pełnego ludzi. Ponieważ padał deszcz, był nakryty brezentowym dachem. Załoga statku nie zauważyła początkowo, że lina zaplątała się o śrubę. Dopiero jak statek nagle szarpnął i się zatrzymał zauważono, że prom przewraca się do góry dnem. Utopiło się 18 osób, mimo natychmiastowej akcji ratunkowej. Ludzie spod tego dachu nie potrafili się wydostać. Potem zapadła decyzja o likwidacji wszystkich promów tego rodzaju na obszarze całego Gdańska.
Przy dawnym murze Stoczni Klawittera znajduje się obelisk upamiętniający tę katastrofę, ale kilkanaście lat temu ktoś ukradł z niego brązową tablicę i do tej pory nie została odtworzona…
Pierwszy przystanek został zakończony działaniami artystycznymi. Na betonowym ogrodzeniu w ciągu ul. Na Stępce, przy ruinach spichlerzy zainstalowana została wystawa, którą stanowił fotoreportaż Piotra Andruszkiewicza, studenta Akademii Fotografii w Warszawie, zatytułowana „Było sobie życie…”, a prezentująca dzisiejszy obraz Polskiego Haka. Kuratorem wystawy jest Anna Zaleska. Do 9 czerwca można ją oglądać w Ratuszu Staromiejskim w Gdańsku.
Galeria zdjęć z pierwszej wędrówki
Galeria zdjęć z drugiej wędrówki
Dziękuję za relację z wędrówki, w której nie mogłam uczestniczyć.
Ja też bardzo dziękuję. Niestety mimo chęci nie mogłam być osobiście. Dlaczego ten festiwal jest w okresie „wariactwa” wycieczkowo-majowo-czerwcowego???!!! 🙁
Urząd Miejski właśnie lansuje, chyba ponownie, słuszny skądinąd „Program ożywienia dróg wodnych w Gdańsku”. W projekcie dostrzeżono walory biegnącej wzdłuż nabrzeża Motławy malowniczej ulicy Wiosny Ludów, przy której stoi kilka historycznych budynków i kamienic, dobrze widocznych np. z pokładu płynących na Westerplatte statków.
Wśród tych budynków wyróżnia się willa Klawitterów z pocz. XX w, właścicieli jednej z gdańskich stoczni. Po II WS w willi mieściły się biura Elmoru. Jak wiadomo Elmor już dawno padł. Nowy właściciel, firma developerska coś ma na tym rozległym obszarze wybudować. Na razie „oczyszcza” teren z baraków i hal produkcyjnych.
Niestety doszły do mnie słuchy, że deweloper zamierza również zburzyć historyczną willę Klawitterów, właśnie załatwia pozwolenie na rozbiórkę. Wnętrze willi było pierwotnie wykonane w stylu secesyjnym, jeszcze w latach 90-tych można było podziwić żeliwną balustradę klatki schodowej oraz drzwi i przeszklenia secesyjne.
Jak teraz to wygląda – niewiadomo, gdyż teren jest zamknięty i strzeżony. Rozbiórka trwa.
To skandal.
Jestem nieco zaskoczony treścią fragmentu o Stoczni Klawittera.
Kolega Flis (pozwalam sobie tak go tytułować ze względu na znajomość z kursu przewodnickiego) twierdzi, że szary budynek przy ul. Wiosny Ludów to „willa Klawittera” oraz, że pozostałości stoczni można oglądać za nią. Przecież stocznia znajdowała się na Brabanku, czyli w miejscu gdzie obecnie zieje w ziemi dziura za blaszanym płotem – miejsce przygotowane pod inwestycję deweloperską. Klawitterowie mieszkali na rogu ówczesnych ulic Brabank i Wallgasse (dzisiaj to skrzyżowanie nie istnieje). Ich dom widać znośnie na lotniczym zdjęciu w książce „Gdańsk na fotografii lotniczej z okresu międzywojennego” (il. nr 13). Dzisiaj nie ma po nim najmniejszego śladu. Zabudowania za inkryminowaną „willą Klawitterów” to teren firmy braci Heykingów i fabryki chleba „Germania”. Jeszcze dalej jest kamienica i Hafenamt.
Czy są jakieś przesłanki, by szary budynek który padł niedawno pod ciosami koparki, uznać za „willę Klawittera”?:)
Niestety przykro mi powiedzieć, a bywam w Lubece czy Amsterdamie i na tle tych miast Gdansk wygląda nędznie. Mało tego Gdansk jest miastem brudnym pełnym smieci. Przykład – prosze popłynąć Martwą Wisłą od Polskiego Haka do mostu Wantowego (to jeden przykład).
Prawda jest bolesna – mimo wielkego zaangazowania władz od 20 lat w Gdańsku przybywa budowli brzydkich i burzących architekturę (betonowe brzydactwa nad motławą).
Tak widzą to turysci z zachodu. I co wy na to. Bo słychac tylko jakie to w Gdańsku robi się dzieła skoro turysci odbierają to inaczej.
Proszę do Lubeki pojechac i zobaczyc jak tam sobie radzą.
Pozdrawiam – coraz bardziej zawiedzony perspektywą archiektoniczną nadmotławskiego krajobrazu.
P.S.
Gdańsk nie jest przyjazny żeglarstwu. TAk się mówi wsród braci żeglarskiej.
„Gdańsk nie jest przyjazny żeglarstwu”. Rozszerzył bym to na Gdańsk boi się wody i jest do niej odwrócony tyłem. Oj, nie mamy szczęścia do władz, które mogłyby wpłynąć na zmiany – te pozytywne. Wolą stawiać sobie pomniki w postaci stadionu Arena (bo sami są mali duchem).
Przyszłe pokolenia będą miały co robić ! Kanały do zagospodarowania są.