Ten świat stanął na głowie! Zaraz ci coś opowiem! Padniesz, mówię ci – padniesz! – siadam z Natalią i zamawiamy kawę. A więc – dzwonię do restauracji w Koziej Wólce i zamawiam obiad dla 160 osób. Dla ilu? 160! Dla czterech autokarów, wypełnionych niemieckimi emerytami. Porządny, drogi, trzydaniowy obiad. Ustalamy przystawkę, rozmawiamy o zupie, wybieramy drugie. Umawiamy się na konkretną, wcale nie najniższą cenę. I co?
Kozia Wólka to nie metropolia, więc powinni być wdzięczni! Pani właścicielka – jak się później okazało – od wczoraj – jest miła do momentu, w którym dodaję: i jak rozumiem, 4 kierowców oraz 4 przewodników będą oczywiście przez Państwa zaproszeni? Co? Jak to? NIE! Nie? Osiem osób? – dziwi się szczerze młoda pani właścicielka – osiem osób nie zapłaci? Ojej, to ja muszę z teściem… To może ja jeszcze oddzwonię… To może dla państwa coś innego podamy, tańszego coś… Ja jeszcze dam znać… Ratunku!
Teść ratuje sytuację
Po kwadransie do Natalii oddzwania „stary” właściciel, teść młodej pani. Przeprasza i zapewnia, że u niego po wsze czasy przewodnik i kierowca będą gośćmi. Tłumaczy, że synowa wraz z synem przedwczoraj przejęli interes, a on nie zdążył jeszcze przekazać im wszystkich tajników i zasad współpracy z biurami podróży. I to się wszystko skończyło? – pytam – a super! – odpowiada Natalia – goście byli bardzo zadowoleni, kelnerki uwijały się jak mróweczki, jedzenie było smaczne. Na przewodników i kierowców czekał pięknie przystrojony stół. A gdyby nie zostali zaproszeni? – pytam. To odwołałabym zamówienie – po prostu. Znalazłabym inny lokal, który „zna się na inteligencji”. Uważam – dodaje Natalia – że zaproszenie przewodnika i kierowcy to obowiązek restauratora, nie jego dobra wola. Tak jest na całym świecie! Kto tego nie rozumie, popełnia duży błąd. To tak jakbyś swoich gości nie poczęstowała kawą. Aż tak?
Musi to na Rusi?
Robię małą sondę wśród przewodników. Alicja uważa, że zaproszenie przewodnika do stołu przy okazji obiadu grupy to grzeczność i uprzejmość ze strony lokalu, ale jednak nie jest to obowiązek. Tak samo – dodaje – jak ustąpienie miejsca w tramwaju starszej pani z laską. Nie ma obowiązku zwolnienia miejsca, ale nieustąpienie jest niegrzeczne. Wojtek nie lubi niejasnych sytuacji, więc unika jak ognia chodzenia na obiady z grupą. Odprowadza pod drzwi restauracji i albo się żegna, jeśli program jest zakończony, albo przychodzi po gości za półtorej godziny. Aga, kiedy już musi, zostaje na obiedzie, w momencie płacenia zawsze wyjmuje portfel i pyta o rachunek i w 90% przypadków kelner z uśmiechem szepce, że przewodniczka jest oczywiście zaproszona. Aga chowa portfel i serdecznie dziękuje. Agata oburza się, gdy pytam, czy zdarzyło jej się zapłacić przy okazji obiadu „na trasie” – Chyba – kochana – oszalałaś – mówi. Dzięki mnie zarabiają, pomagam im językowo (niewielu kelnerów zna włoski, a to właśnie Włosi są najczęściej klientami Agaty). Nigdy nie zdarzyło mi się zapłacić. Pomyśl – to ja wybieram ich lokal na drogi obiad dla mojej grupy. Dzwonię, ustalam, często przychodzę wcześniej sprawdzić, czy wszystko gotowe. Goście zostawiają kupę pieniędzy, zamawiają wina po 30 zł za kieliszek. I co – państwo restauratorzy nie mogą poczęstować mnie obiadem? Podaj mi jeden sensowny powód! Niedoczekanie! Wanda mówi wprost: nie stać mnie na posiłki w lokalach, do których chodzę z gośćmi – i jako przewodniczka, i jako tłumaczka. Wolę więc wcześniej dyskretnie zapytać kelnera, czy jestem zaproszona. Jeśli nie – po prostu nie zostaję. Nagle muszę załatwić „bardzo pilną sprawę” na mieście i ulatniam się jak kamfora.
Znaj proporcje, mocium panie!
Osobiście uważam, że lokal, w którym jestem „zawodowo” z grupą i który po części dzięki mnie zarabia – powinien zaprosić na posiłek. Dla jasności – taki, jaki zamówiła grupa. Jeśli goście zamawiają z karty – patrzę – w jakim przedziale cenowym. Staram się wówczas nie wychylać ani w jedną, ani w drugą stronę. Jeśli Niemcy zamawiają pstrąga, nie zamawiam racuchów, ale jeśli zamawiają tylko zupę, to nie „naciągam” restauratorów na droższe dania. Po prostu nie wypada. Podobną zasadę stosowałam w przypadku randek.:) Jeśli panowie „tylko piwo” i słone paluszki – to jakoś niezręcznie było się rozpędzać… Podsumowując – mądry restaurator zaprosi do stołu i kierowcę i przewodnika. Z grzeczności. Z dobrego wychowania. Dodajmy – chodzi przecież o kilka ziemniaków, parę łyżek sałatki i kawałek ryby. Jaki jest ich realny koszt dla jego kieszeni?
Porcyjki dla krasnoludków
Całkiem niedawno goście – którym towarzyszyłam kilka dni – po obiedzie w znanej gdańskiej restauracji – poszli na obiad. Tak – proszę Państwa – poszli coś zjeść! Obiad, który jedliśmy składał się bowiem z filiżanki zupy, nawet nie miseczki, ale właśnie filiżanki, dwóch małych ziemniaczków, kawalątka mięska, paru łyżeczek buraczków i wysokiej ceny. Czy ja wyglądam na krasnoludka? – zapytał ze śmiechem szef grupy – to są porcyjki dla dzieci! Gdzie podziała się ta słynna staropolska gościnność? No właśnie, gdzie?
Król jest nagi!
Wielokrotnie obserwuję, że wielu restauratorów niebywale oszczędza. Na wielkim talerzu jedzenia jest mało. Pewnie po cichu liczą na to, że goście zamówią i przystawkę , i zupę, drugie danie, potem deser… Po zjedzeniu obiadu wielu turystów nadal jest głodnych, ale jakoś niezręcznie powiedzieć o tym głośno. Zjadłabym jeszcze raz tyle – szepce do mnie starsza turystka. Pyszne ziemniaczki, z sosikiem! I jaka miękka pieczeń! A kapustka! Tylko bardzo skąpo! Inny pan dodaje – nie chodzi przecież o to, żeby dostać wiadro ziemniaków i udziec barani – ale tutaj to już przesadzili! – pan grzebie widelcem na prawie pustym talerzu. Zaczął za szybko – bo był głodny – i to był błąd! Teraz mu więc trochę głupio, wyszedł na „obżartucha”. Nie ma już nic, podczas kiedy inni kontemplują kawałek brokuła, celebrują pół pomidorka (koktailowego) i długo przyglądają się liściowi sałaty. Pan dzieli więc samotnego ziemniaczka na małe kawałeczki i wolno kończy posiłek. Nie jest zadowolony. Nie tylko Polak – jak głodny – to zły! 🙂
Autorka: Magda Kosko – Frączek – nauczycielka, wykładowczyni, doktorantka, tłumaczka, przewodniczka, od ponad roku mama Andrzejka – Małego Chłopczyka.
Napisz do autorki: [email protected]
Towarzysz Mąż mówi, że w przypadku mini porcyjek prosi o lupę.
Dobre i prawdziwe.Oczywiscie , ze przewodnik i kierowca za free!!!!!!!!!!!!!!
Jakby kogoś zaintrygowało, co schowało się pod dwoma kawałkami rybki – jest to ziemniak. Łan potato. 🙂
Sprawa jest w sumie prosta. Do knajpy w której z jakiegokolwiek powodu cokolwiek było nie tak jak powinno po prostu drugi raz grupy nie zaprowadzę. I to choćbym musiał zamiast tego pójść do baru mlecznego. Konkurencja w tej branży jest duża i naprawdę jest w czym wybierać. Oczywiście nie dotyczy to Kozich Wólek, gdzie sprawa ma się nieco inaczej. Tam rzeczywiście ustala się takie rzeczy z wyprzedzeniem, ale raczej wg. tej samej zasady – jeśli przez telefon coś jest nie tak – można podjechać kilka kilometrów dalej i zjeść gdzie indziej.
W końcu kolejna część! 🙂 nigdy się nie zastanawiałam nad takimi szczegółami – to bardzo ciekawe 🙂
Drugie zdanie Aleksandrze nie jest proste w odbiorze. 🙂
Jest trochę lepiej. Konkurencja wymusza podniesienie poziomu obsługi. Pozostaje problem z napiwkami dla personelu. I dlaczego czeka się tak długo na rachunek!
Trwające wieki oczekiwanie na rachunek zawsze mnie zastanawiało….
Jakby ktoś się wybierał na węgry, to polecam przy granicy węgierskiej jeszcze na Słowacji w Sahach restaurację u Marity +42 19 08 92 20 75
Wychodzi po turystów na parking, można płacić i w euro i w złotych,
bardzo dobre jedzenie i dużo i bez problemu serwuje jedzenie dla 4 kierowców (bo tam mi się wymieniali).
Pozdrawiam
🙂
Nach Ungarn? Super! Polak – Węgier dwa bratanki.
Na moje to organizator (w tym momencie) przewodnik powinien mnie turyste w obcym miejscu zabrac tam gdzie i dobrze i tanio zjem a nie tam gdzie (on – przewodnik) zje za darmo…
Wg mnie to chyba nie dokonca etyczne. Chodzi o to ze po pierwsze goscinny to powinien byc przewodnik ktory o mnie zadba a nie o siebie. I tu raczej nie restaurator jest gospodarzem tylko przewodnik.
A proszę napisać co jest nieetyczne? Pytam z ciekawości, bez złośliwości. Nieetyczne jest to, że przewodnik chciałby też zjeść obiad? I to nie na koszt turystów, tylko tego, który zarobi krocie ?
Ale chyba rozumiem Pani / Pana myślenie – bo może powstać sytuacja, w której przewodnik będzie namawiał grupę na słaby, „niesmaczny” lokal, o którym jednak wie, że tam „zje gratis”. Otóż żaden znający się na rzeczy przewodnik tego nie zrobi – bo niezadowolenie turystów skupi się na nim.
święta prawda 🙂 musisz mi następnym razem szepnąć na ucho – choć uważam, że spokojnie można też glośno o tym powiedzieć , żeby inni na takie mini mini nie trafili !!!! – gdzie to było 🙂
A u mnie jest tak : czasami goście od razu mówią – Pani jest naturalnie zaproszona- to wtedy normalnie za mnie płacą a ja uroczo dziękuję ! jeśli nikt nic nie mówi to wtedy kelner jak chcę płacić oburza się i szepce „no co ty” – tu też uroczo się uśmiecham 🙂 A chodzę tylko tam gdzie mi smakuje !!!!!!
Ja też zawsze z dobrego wychowania wykonuję ruchy świadczące o chęci zapłaty – szukam, grzebię, wyciągam i czekam, aż ktoś się oburzy :))