Od 27 maja 2014 r. w Ratuszu Głównomiejskim oglądać można wystawę zatytułowaną: „Król Stanisław Leszczyński w Gdańsku 1733-1734”. Wystawa poświęcona jest najbardziej dramatycznym epizodom gdańskiej historii XVIII wieku.

Stanisław Leszczyński w Gdańsku - wystawa

Wystawa zaczyna się już na dziedzińcu ratusza, gdzie w aranżacji, która pozostała po poprzednim przedsięwzięciu wystawienniczym, poświęconym okresowi francuskiej okupacji, przebrano manekiny imitujące żołnierzy z początku XIX wieku, w mundury o sto lat wcześniejsze. Mimo zapewnień organizatorów wyrażanych w zapowiedziach trudno poczuć tam „grozę”, „echa bitwy”, a w szczególności „zapach prochu”.

Wybierając trasę tradycyjną, można na początek przejść przez Letnią Salę Rady, zwaną „czerwoną”, by w jej przepychu zastanowić się nad niegdysiejszą wspaniałością naszego Miasta, początek końca której zwiastowały wydarzenia związane z osobą nieszczęsnego króla Stanisława I.

Portrety

W pierwszej sali właściwej wystawy poznajemy postaci zaangażowane w całokształt dramatu, z koronowanymi głowami na czele. Zgromadzono tam prawdziwą galerię portretów osób, które w taki czy inny sposób brały udział w gdańskich wydarzeniach 1734 roku, czy to bezpośrednio w nich uczestnicząc, czy to jedynie pociągając za sznurki ówczesnej polityki. Wąska i długa sala wypełniona portretami nie ułatwia wprawdzie percepcji dzieł sztuki, którymi większość z nich bezsprzecznie jest, ma się za to wrażenie spotkania oko w oko z ludźmi tam ukazanymi. Portrety powieszono bowiem tak, że ich twarze uwiecznionych osób znajdują się na linii wzroku, lub nieco powyżej niej.

Broń, ryciny, mapy

W drugiej sali, nieco mniej klaustrofobicznej, pojawiają się kwestie wojskowe, a więc broń, model okrętu, a do tego ryciny, wśród których niewątpliwie najciekawsze są mniej lub bardziej szczegółowe mapy Gdańska i jego okolicy, licznie wówczas sporządzane do celów obronno-oblężniczych. Część z nich znana jest każdemu, kto ma jakie takie rozeznanie w gdańskiej kartografii historycznej, część jednak, ta pochodząca z pozagdańskich zbiorów, warta jest szczególnej uwagi. W drugiej sali, tuż przy wejściu, zwiedzający styka się także po raz pierwszy (i przedostatni) z multimediami, szumnie zapowiadanymi przez MHMG, z kategorii ekstrawagancji muzealnej przechodzącymi stopniowo do tzw. standardu wystawiennictwa. W tym przypadku jest to zamontowany w pulpicie ekran dotykowy, pozwalający na zapoznanie się z europejską polityką doby polskiej wojny sukcesyjnej.

Oblężenie Gdańska

Trzecia sala, to kontynuacja tematyki ukazanej w drugiej – a więc wojna. Tu poznamy więcej szczegółów oblężenia Gdańska przez Rosjan i Sasów, zobaczymy więcej broni i ryciny z mundurami z epoki, staniemy twarzą w twarz z pechowym hrabią de Plelo. Ów notabene dorobił się wreszcie przy okazji wystawy pomnika w mieście, które próbował, choć nieudolnie ratować na polecenie króla Francji, zięcia oblężonego Stanisława Leszczyńskiego. Tu też zwiedzającemu będzie dane skorzystać z drugiego i ostatniego eksponatu, który od biedy można zakwalifikować do multimediów. Od biedy, bowiem multimedium to przypomina bardziej rozwiązania z drugiej połowy XX wieku niż te z pierwszej XXI. Jest to bardzo ciekawe, choć niezbyt wierne, przedstawienie gdańskich fortyfikacji atakowanych przez wroga, z fragmentem panoramy Miasta i mrożącymi krew w żyłach scenami batalistycznymi. Instalacja ta powstała przez powiększenie obrazu nieznanego autora, na co dzień eksponowanego w muzeum w toruńskim ratuszu. Oryginał oglądać można w ramach wystawy w tej samej sali co multimedialne powiększenie. Naciskanie podpisanych przycisków na panelu obok instalacji powoduje rozświetlanie odpowiedniego fragmentu malowidła, przez co można się zorientować, które miejsca autor obrazu ujął w swojej barwnej opowieści.

Życie codzienne

Czwarta sala otwiera się przed zwiedzającym jeszcze szerzej niż druga i trzecia, jest to bowiem pomieszczenie kamlarii – dawnej kasy miejskiej, która w tak bogatym mieście jak Gdańsk musiała być odpowiednich rozmiarów. Nie wykorzystano jednak całej jej powierzchni, formując ze ścianek zawierających gabloty coś w rodzaju ukośnego przejścia. Za szybami kilku gablot znalazły się przedmioty związane z codziennym życiem w epoce, uzupełnione kilkoma niewielkimi obrazami. U końca ukośnej ścieżki stoją dwa dwuwymiarowe manekiny XVIII-wiecznych żołnierzy, stojące trochę tak, jakby ich ktoś tam zapomniał. Całość robi wrażenie przejścia – wypełniacza pomiędzy salami trzecią i piątą, w której znalazły się numizmaty. Te wyeksponowano wzorowo i nowocześnie, rezygnując z tradycyjnych, płaskich gablot, zamiast tego umieszczając monety i medale związane z okresem oblężenia 1734 r. pomiędzy pionowymi, przezroczystymi płytami, dzięki czemu każdy artefakt oglądać można z obu stron.

Odrobina luksusu

Ostatnia sala stanowi właściwie post scriptum do całej historii. Opowiada o dalszych losach osób, które wzięły udział w gdańskim dramacie, uwzględniając, rzecz jasna, jedynie te, które grały role pierwszoplanowe. Sala zaaranżowana została „na okrągło”, potęgując „pałacowe” wrażenie, które i tak odniesie zwiedzający, zaznajamiając się z pełnym przepychu „wygnaniem” Stanisława Leszczyńskiego w Lotaryngii. Zobaczymy tam ponownie portrety wielkich tego świata, a do tego nieco „pałacowych” akcesoriów, mebli i wspaniałe siodło wraz z kapą, zawieszoną na przemyślnym przezroczystym koniu.

Wystawa warta uwagi

Wystawa warta jest uwagi, dla pasjonatów gdańskiej historii wręcz obowiązkowa. Czy ktoś nie orientujący się w zawiłościach gdańskich dziejów wyjdzie z niej mądrzejszy niż był wchodząc? Raczej nie. W prezentowanej kolekcji artefaktów widać trud muzealników, którzy dotarli do zbiorów niejednokrotnie mocno odległych od Gdańska i stamtąd pozyskali obiekty. Materialną stronę wystawy ocenić trzeba zatem jako imponującą (jak na warunki gdańskie). Gorzej z kreatywnością i realizacją wymogów muzeum XXI wieku, które wciąż niedookreślone, kształtują się na naszych oczach. Multimedia, jako się rzekło wyżej, biedne, rzecz by można symboliczne. Atmosfera standardowa – muzealna – znaczy XIX-wieczna. Z szumnych zapowiedzi o przesiąknięciu całej wystawy atmosferą zmagań oblężniczych wyszły przysłowiowe nici. Właściwie żadnej interakcji, brak czegoś „więcej do poczytania”. Chwała za dwujęzyczne etykiety przy obiektach. Jednak akcentowanie tego w okołowystawowych laudacjach MHMG jako wyjątkowego osiągnięcia budzi pewne zdziwienie. To jest, proszę Państwa, standard. Kompletnie pominięto w scenariuszu i realizacji wystawy możliwość sprowadzenia przez zwiedzających potomstwa. Dla najmłodszego widza nie ma na wystawie nic.

Reasumując – wystawa byłaby genialna jeśli w nagłówku kalendarza figurowałaby liczba 1994 nie zaś 2014. Przed zorganizowaniem następnej dobrze byłoby gdyby wśród autorów scenariusza pojawił się ktoś obdarzony nieco większą kreatywnością. Dobrze byłoby się także zaznajomić z europejskimi choćby trendami i rozwiązaniami, które muzeom zapewniają liczne odwiedziny zwiedzających. Czytelnik iBedekera wystawę obejrzeć zdecydowanie powinien. Dzieci natomiast niech lepiej zostawi w domu, lub wyśle w tym czasie lody.

Tekst: Aleksander Masłowski

Wystawę oglądać można do 2 listopada 2014 r. 

Lektura uzupełniająca:

Król Leszczyński i hrabia Plélo w rocznicę oblężenia Gdańska