Na Cmentarzu Garnizonowym w Gdańsku odsłonięto tablice poświęcone ofiarom reżimu komunistycznego – Danucie Siedzikównie „Ince” i Feliksowi Selmanowiczowi „Zagończykowi”. Można powiedzieć, że była to kolejna uroczystość patriotyczna w kolejnym miejscu związanym z naszą historią najnowszą, tyle tylko, że byłoby to zbyt duże uproszczenie.

Inka i ZagończykŻeby zrozumieć wyjątkowość chwili, trzeba się cofnąć do czasów PRL, kiedy obraz wydarzeń z lat tuż powojennych pokazywano w krzywym zwierciadle reżimowej propagandy. O prawdziwych losach „Inki” czy „Zagończyka” wiedzieli co najwyżej ich towarzysze broni oraz środowiska związane z opozycją demokratyczną. Oficjalnie tematu nie było, stąd zdziwienie, ale i pytania budziła w latach 80. – zwłaszcza w młodym pokoleniu – data „1946” umieszczona tablicy epitafijnej „Inki”, którą dzisiaj można oglądać w kościele Mariackim (przeniesiono ją tutaj wraz z innymi tablicami poświęconymi AK z kościoła św. Bartłomieja). Trudno bowiem było zrozumieć, dlaczego upamiętniono osiemnastoletnią dziewczynę, która została stracona rok po wojnie. Trudno też było dociec, kim był morderca?

Dziś już takich niejasności, na szczęście, nie ma. O życiu, działalności i okolicznościach śmierci Danuty Siedzikówny wiemy bardzo dużo. Dużo też możemy powiedzieć o Feliksie Selmanowiczu, który razem z nią został rozstrzelany. Znamy nawet nazwiska sędziów i katów. To wszystko pokazuje, jak bardzo zmieniło się nasze podejście do wydarzeń, które miały miejsce po roku 1945.

Droga na Pomorze

Prezes IPN dr Łukasz Kamiński uważa, że „Inka” jest symbolem polskiej historii. W losach dziewczyny można bowiem dostrzec doświadczenie całego narodu.

Urodzona w 1928 r. Danuta Siedzikówna poznała okrucieństwo wojny jako dziecko. Ojciec Wacław, który był leśnikiem, został aresztowany przez Sowietów w lutym 1940 r. Wywieziony na Sybir, dostał się po podpisaniu układu Sikorski-Majki do Armii Andersa, ale nie przetrzymał trudów wędrówki przez Bliski Wschód. Zmarł w 1943 r. W tym samym czasie za współpracę z AK Niemcy rozstrzelali matkę „Inki” – Eugenię. Po jej śmierci dziewczynką zaopiekowali się krewni, zaś ona sama związała się z podziemiem. Odbyła szkolenie dla sanitariuszek.

W 1945 r., a więc już po przejściu frontu, ponownie trafiła do konspiracji, choć tym razem raczej z przymusu, będąc zakładnikiem sytuacji. Stało się to po aresztowaniu przez NKWD i Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa wszystkich pracowników nadleśnictwa w Narewce na Podlasiu. Jako zarzut postawiono współpracę z podziemiem niepodległościowym. Wśród zatrzymanych była i Danuta Siedzik. W drodze do Białegostoku więźniowie zostali odbici. „Inka” znalazła się w szeregach 5. Wileńskiej Brygady AK, z którą w następnych miesiącach przeniosła się na Pomorze. W 1946 r. brała udział w akcjach przeciwko milicji i UB, co później zostało wykorzystane przeciwko niej. Padły – fałszywe – oskarżenia, że zabijała przedstawicieli nowej władzy.

W lipcu „Inka” została aresztowana w mieszkaniu przy ul. Wróblewskiego we Wrzeszczu. W zatrzymaniu pomogła Regina Żylińska-Modras, która już wcześniej wpadła w ręce bezpieki.

Śledztwo w sprawie Siedzikówny było krótkie, ale brutalne. Wyrok zapadł po jednym (!) posiedzeniu sądu.

Marzena Kruk i Grzegorz Berendt, autorzy wydanej przez IPN skrótowej biografii „Inki”, przypominają, że dziewczyna została skazana dwukrotnie na „karę śmierci, utratę praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na zawsze oraz przepadek mienia na rzecz Skarbu Państwa” za przynależność do organizacji, „która miała na celu usunięcie przemocą ustanowionych organów władzy zwierzchniej narodu i zmianę przemocą istniejącego demokratycznego ustroju państwa polskiego, przy czym udział jej przejawiał się w uczestniczeniu wraz z bandą w charakterze sanitariuszki w akcjach” oraz za to, że jako członek oddziału „dopuszczała się wielokrotnie zamachów na funkcjonariuszy UB i MO, SOK i żołnierzy Armii Czerwonej, członków organizacji politycznej”. Dodatkowo za nielegalne posiadanie broni otrzymała 15 lat więzienia. Czas pokazał, że była jedyną kobietą skazaną na śmierć przez gdański Wojskowy Sąd Rejonowy.

Wyrok wykonano 28 sierpnia 1946 r., tydzień przed osiągnięciem przez „Inkę” pełnoletniości. Razem z nią został rozstrzelany Feliks Selmanowicz „Zagończyk”, uczestnik kampanii wrześniowej i żołnierz AK, który pozostał w podziemiu antykomunistycznym.

W 1991 r. Sąd Wojewódzki w Gdańsku uznał za nieważny wyrok Wojskowego Sądu Rejonowego, stwierdzając, że Danuta Siedzikówna „działała na rzecz niepodległego bytu państwa polskiego”…

Tajemnica wydarta ziemi

Nie byłoby uroczystości na Cmentarzu Garnizonowym, gdyby nie odnalezienie szczątków „Inki”. Tablicę ku jej czci umieszczono bowiem w miejscu, gdzie we wrześniu 2014 r. ekipa IPN natrafiła na jej grób. Wiadomość o zidentyfikowaniu zmarłej podano oficjalnie 1 marca tego roku przy okazji obchodów Narodowego Dnai Pamięci Żołnierzy Wyklętych, choć już wcześniej istniało przekonanie, że kobiecy szkielet należy właśnie do Danuty Siedzikówny. Profesor Krzysztof Szwagrzyk, który z ramienia IPN kieruje akcją poszukiwań grobów ofiar reżimu komunistycznego, wskazywał na bliskość i podobieństwo pochówku dwóch osób (młodej dziewczyny i starszego od niej mężczyzny), zakopanych płytko, w byle jak skleconych skrzyniach. Nasuwało to skojarzenia z potajemnym pochówkiem przez UB „Inki” i „Zagończyka”. Teraz miejsce odnalezienia szczątków upamiętniają tablice, powstałe z inicjatywy Społecznego Komitetu Budowy Pomnika Żołnierzy Wyklętych w Gdańsku. Zrządzeniem losu znalazły się one zaledwie kilka kroków od symbolicznych grobów Siedzikówny i Selmanowicza.

Maciej Pawełek, krewny sanitariuszki „Inki”, nie ukrywa, że jest wzruszony postawą mieszkańców Trójmiasta, którzy tak pięknie przypominają o ofierze jej życia. „Inka” ma epitafia i pomnik w Sopocie, jej imieniem są nazywane skwery i szkoły.

Prezes IPN ma nadzieję, że zainteresowanie postacią Danuty Siedzikówny będzie obecne w młodym pokoleniu, którego przedstawiciele – uczniowie – zjawili się licznie na uroczystości. Jednocześnie Łukasz Kamiński zachęca rodziny ofiar zbrodni komunistycznych do zgłaszania się do kierowanej przezeń instytucji. Wciąż bowiem pobierany jest materiał genetyczny, niezbędny do identyfikacji odnalezionych szczątków. Ich poszukiwanie będzie kontynuowane i na Cmentarzu Garnizonowym, choć dokładnego terminu prac archeologicznych jeszcze nie ustalono.

Tekst: Marek Barski