Gdańska pisarka Helena Zawistowska ufundowała gdańszczanom, których korzenie sięgają ziemi wileńskiej, piękny upominek. Na rynku księgarskim pojawiła się bowiem jej książka „Od Wilii po Uklę. Niezapomniany czas letnich wakacji w Wilnie i na Wileńszczyźnie w latach dwudziestych i trzydziestych dwudziestego wieku.”

Książkę już trzymam w ręku, już czuję zapach „Rajskiego Ogrodu” okalającego dom przy ul. Połockiej 45a w Wilnie, w którym upłynęło dzieciństwo Heleny Zawistowskiej z domu Hajdukiewicz. Już czytam:

Szczęśliwe było nasze dzieciństwo, ale 85 lat temu nie wiedzieliśmy, że jesteśmy szczęśliwi. Wydawało się nam, że rzeczywistość w której żyliśmy jest jedyną możliwą, a więc normalną, powszechną i wieczną. Te mgliste odczucia małego dziecka już z trudem odtwarzam, ale przecież wypływały one z realiów, które dobrze pamiętam: rodzinę, ogród i tę specyficzną, niezapomnianą aurę towarzyszącą domowi w tamtych zamierzchłych czasach. Dla młodych ludzi to epoka już historyczna, może nie warta przypominania… Ale przecież należy do naszej wspólnej przeszłości, więc być może ktoś zechce poznać (chociażby w tym maleńkim zarysie) i odtworzyć czas bliskich – wszak jeszcze niektórzy żyją – antenatów.

Premiera wspomnień

Zanim jednak zanurzyłam się w lekturze wspomnieniowej książki, miałam wielką przyjemność uczestniczenia w rodzinno-przyjacielsko-wspomnieniowo-wileńskim święcie. W murach Ratusza Staromiejskiego w Gdańsku – siedzibie Nadbałtyckiego Centrum Kultury (NCK), gdańska pisarka Helena Zawistowska obchodziła swoje 90. urodziny, połączone z promocją książki „Od Wilii po Uklę. Niezapomniany czas letnich wakacji w Wilnie i na Wileńszczyźnie w latach dwudziestych i trzydziestych dwudziestego wieku”. Pasją autorki, z zawodu lekarza medycyny, jest pisanie książek dla dzieci. Tym razem jednak, sięgając daleko w przeszłość, postanowiła przekazać potomnym obraz swojego dzieciństwa na Wileńszczyźnie – obraz tak bardzo bliski wielu dojrzałym mieszkańcom Gdańska.

Bohaterka wieczoru pojawiła się w zapełnionej po brzegi Sali Mieszczańskiej w towarzystwie Władysława Zawistowskiego, również pisarza. Byłam zapewne jedyną tego wieczora osobą, która nie skojarzyła obu nazwisk…

– Nie pomyślałaś, że Zawistowski może być synem Zawistowskiej? – żartował sobie ze mnie fotografik Maciej Kostun.
Ano, nie pomyślałam:)

Obowiązki gospodarza pełnił dyrektor NCK Larry Okey Ugwu – przywitał jubilatkę i gości. Nie omieszkał przy tym, jak zwykle zgrabnie, nawiązać do kraju swojego pochodzenia – Nigerii.
– Tam, gdzie się urodziłem, ogromnym szacunkiem darzy się seniorów – powiedział, kłaniając się jubilatce, zapowiadając jednocześnie występ artystyczny… dzieci. Młodzi muzycy, w wieku od 5 do 10 lat, kształcący się w Centrum Rozwoju Talentów – Instytut Suzuki, oczarowali publiczność niezwykle różnorodnym repertuarem, zakończonym… melodią kowbojską.

Najbardziej wyczekiwanym fragmentem spotkania były wspomnienia związane z Wileńszczyzną. Władysław Zawistowski, opowiadał o świecie widzianym oczami swojej mamy – przed wojną kilkuletniej dziewczynki, a aktorka Halina Winiarska odczytywała fragmenty książki, fragmenty pełne miłości, wspomnień i tęsknoty. Niezwykłej atmosfery wieczoru nie chłonęła tylko jedna osoba, ba! osóbka – półtoraroczna Zoja Zawistowska – prawnuczka pisarki. Malutka zajęta swoimi sprawami zdawała się nie zauważać, że i ona była gwiazdą wieczoru – dla niej bowiem, na pierwsze urodziny, ta książka została napisana.

Słuchając opowieści syna autorki i odczytywanych urywków wspomnień, czegoś mi jednak brakowało. Brakowało mi głosu pisarki…
Po godzinie przemówiła. Mocnym głosem, pewnie, podziękowała wszystkim, którzy przyczynili się do powstania książki. Jak podkreśliła, inspiracja do jej narodzin powstała w rodzinie, ale wydanie było możliwe dzięki całemu sztabowi ludzi i pomocy Miasta Gdańska. Bardzo ważną rolę odegrał starszy brat autorki – Jerzy Hajdukiewicz, który nie tylko jest autorem wielu zdjęć, ale również wielokrotnie służył siostrze swoją niezawodną pamięcią.

– Tyle osób brało udział w wydawaniu książki i jej promocji, że właściwie moja rola jest zupełnie znikoma. Ja ją tylko napisałam – humorystycznie zakończyła Helena Zawistowska.

Nie z Wilna, ale z Wilna

Podziękowaniom pisarce nie było końca, a dostojna jubilatka nie wykazywała objawów zmęczenia. Ja podpisuję się w sposób szczególny pod słowami Katarzyny Hall, która powiedziała:

– Chcę podziękować w imieniu potomków Wilnian – tych nie z Wilna, ale z Wilna, którzy na pewno będą czytelnikami wspomnień. Przeglądając ilustracje w książce mam poczucie, jakbym ogladała zdjęcia z dzieciństwa mojej mamy…

Ja z kolei dziękuję Elżbiecie Pękali – zastępcy dyrektora NCK za zaproszenie na ten niezwykły wieczór i za stworzenie klimatu rodzinnej uroczystości. Jej kobiece oko niezmiennie czuwało nad całością – ja to widziałam;)