Miasto Słowa to nazwa gdyńskiego, literackiego weekendu, którego hasło Czytelnik/Kreator bohatersko przeciwstawia się dręczącym nas sondażom, jakoby dwie trzecie Polaków nie przeczytało w ubiegłym roku żadnej książki.

Miasto Słowa

Miasto Słowa / Fot. Joanna Szymula

W sobotę i niedzielę, 28 – 29 maja 2016 r. odbył się 2. weekend żywych, miejskich akcji promujących czytanie tak, żeby miasto usłyszało. W ten właśnie sposób od trzech lat wiosenną porą – od kwietnia do czerwca – szukamy w Gdyni inspiracji, bo czytelnik jest głównym punktem zainteresowania.

Inicjatywa ta jest połączona z lipcowym Nadmorskim Plenerem Czytelniczym, jak również z prestiżową Nagrodą Literacką Gdynia, co daje nam, odbiorcom, rozciągnięte w czasie poczucie nieustannego kontaktu z tworzeniem, autorem, dyskusją nad zdarzeniem, w skrócie nazywanym – książką.

Już po wyjściu z kolejki SKM zaczynamy przystawać, bo właśnie znajdujemy się w Czytelni Dworcowej, i to bardzo ciekawe doświadczenie obserwować podróżnych, którzy przystają, siadają na specjalnych meblach czytelniczych i tych, którzy pospiesznie odjeżdżają. Właściwie o to też organizatorom literackich akcji chodzi, aby miasto stało się przestrzenią dialogu, i samo jako zasób różnorodnych słów uczestniczyło w opisach świata, dawało siłę do jego stwarzania.
Tak się stało, że pogoda dopisała, więc wychodząc ze słów, często miało się poczucie nierzeczywistości.
W Muzeum Miasta Gdyni odbyła się maratońska ilość spotkań, a gośćmi byli przedstawiciele różnych gatunków i tematów. Wśród nich autor reportażu Wojciech Tochman, Anna Dziewit – Meller i jej ostatnia, wstrząsająca książka „Góra Tajget”, oryginalny Hubert Klimko – Dobrzaniecki („Rzeczy pierwsze”), Zbigniew Miłoszewski – autor filmowanych kryminałów („Uwikłanie”, „Ziarno prawdy”), a nade wszystko gość specjalny, znakomita włoska pisarka Melania G. Mazzucco („Tak ukochana”, „Limbo”), której książki systematycznie ukazują się w Polsce. No i oczywiście poetka i poeci – Joanna Mueller, Darek Foks, Dariusz Sośnicki. Nie zawsze czytanie książek na spotkaniach przez autorów jest wciągające, ale tutaj wyjątkowo zabrzmiały poetyckie strofy, czysto i delikatnie. Odseparowały od faktów, zbliżyły do odczuwania, ironicznej demaskacji wyobrażeń.

MIasto SłowaNiezwykle ciekawym punktem tego cyklu gdyńskich pokus literackich było zaproszenie do rozmowy o eseju, gatunku, który, jak to ujął Stanisław Rosiek, wszyscy piszą i się na nim znają. Spotkanie ciekawe, zwłaszcza, że rzadko mamy okazję dostępu do warsztatowych tajemnic tej trudnej jednak formy i w ogóle na spotkaniach literackich ten gatunek jest niszowy. Dyskusja wśród znawców   (prof. Ryszard Koziołek, prof. Jacek Leociak, literaturoznawca Marek Zaleski oraz eseista, znawca fotografii Wojciech Nowicki) fantastycznie wciągała. Można powiedzieć, że dawno nie obcowaliśmy z tak jasną, nasyconą merytoryką lekkością przekazu. Czym jest esej? Wszystko zaczęło się dawno, od renesansowych przemyśleń M. Montaigne’a, a kto się tego wzoru trzyma, jest mistrzem. Najbardziej energetycznie ujął temat prof. J. Leociak, znawca i badacz czasów Zagłady, wybitny eseista:

Pisanie eseju to myślenie na własny koszt. Esej jest myśleniem pomiędzy czytelnikiem a myślami pisarza. Jeśli piszemy o traumatycznej historii, formuła eseju wzywa do czytania, do określenia ”ja” autorskiego, zwłaszcza, kiedy odsłania problemy przeszłości. Esej wyraża niezwykłe napięcie poznawcze. Więc może nie ma zmierzchu eseju?

Wszyscy zgodzili się, że mimo ogromnej konkurencji reportażu esej nie zginie, bo żyjemy w kulturze przytłaczającego obrazu, ikonicznego nadmiaru i z tego też powodu trzeba znaleźć nowy język jego opisu. Obraz tak się skomplikował, że potrzebuje tłumacza, a tę zawiłość może najpełniej przybliżyć eseista. Prof. R. Koziołek zaryzykował nawet termin – esej jako alternatywne medium dla coraz bardziej przemyślnych wytworów kultury. Ostrzeżono nas również, aby esej nie stawał się dyletanckim całopisaniem, np. blogów – rdzeniem takiego pisarstwa musi być przenikliwość oparta na wiedzy. To mogła być rozmowa bez końca.

Żywe akcje gdyńskie promowały też hasło „Słowa do kontroli”. Jeśli ktoś wsiadł do trolejbusu albo stał na właściwym przystanku i miał szczęście, to można było posłuchać aktorów Teatru Gdynia Główna i dać się zaskoczyć recytacją. To bardzo dobre doświadczenie, dzięki któremu można zweryfikować swoje nastawienie do mówcy książek. Happening, który wygaszał ekran smartfona, wyzwalał emocje. Bo co to znaczy, że ktoś między nami nagle coś mówi? Nie wszyscy mieli możliwość dać się tak zaskoczyć.

Formuła gdyńskich pomysłów uobecniania się w literaturze przez Miasto Słowa interesująco koresponduje ze wszystkimi przedsięwzięciami propagującymi kulturę w Trójmieście. Na przykład nadzwyczajnym wydarzeniem w Gdańsku jest organizowane przez Nadbałtyckie Centrum Kultury „Czytanie Pomorza” trasami wybranymi przez literackich przewodników – już od maja działają. Natomiast w Sopocie podczas wakacji czeka Literacki Sopot.
To, co przyciąga do wszystkich projektów jest pociągające napięcie rozpisane na długi czas, tak, jakbyśmy czytali opasłą książkę miesiącami. W Gdyni wielki finał nastąpi po wakacjach.
We wrześniu zostanie wręczona Nagroda Literacka Gdynia, a nominowani do niej w czterech kategoriach – eseju, prozie, poezji i przekładzie na język polski – zostali już oficjalnie ogłoszeni.

Tekst: Joanna Szymula