W Balsam Cafe znalazłam się za sprawą znajomych, którzy to miejsce określili jako ulubione. Z przyjemnością zasiadłam na przedprożu przy ul. Piwnej 66.
Kiedy relaksuję się na ulicy Piwnej, nic mi do szczęścia nie jest potrzebne – wystarczy mi widok Wielkiej Zbrojowni, Bazyliki Mariackiej i uśmiechniętych turystów, którzy przyjechali z różnych zakątków świata do miasta, w którym ja sobie po prostu mieszkam. Oni (ci turyści) niejednokrotnie spore fundusze przeznaczają na podróż do Gdańska, a ja mam je (to miasto) na co dzień! Cóż za fantastyczne uczucie:)
Tak więc siedząc i cudnie się z moim towarzystwem bawiąc, sięgnęłam mimo woli po menu. Zupełnie nie byłam głodna, ale łakomstwo kazało mi zamówić sałatkę z łososiem.
Podane przez sympatycznego kelnera danie nie zachwyciło mnie wyglądem.
– Szkoda, że te oliwki nie są czarne, wtedy całość miałaby jakiś charakter – pomyślałam. To jednak moja „ułomność”, że zawsze lubię widzieć na talerzu silniejszy akcent, także nie zrażając się, przystąpiłam do konsumpcji. Wszystkie składniki sałatki były świeże i smaczne (chociaż ryba mocno poszarpana zamiast pokrojona), ale brakowało mi jakiegoś łącznika – sosu po prostu. Zbyt duża ilość sałaty lodowej, niewspółmierna do smakowitości na wierzchu (czerwona cebula, pomidor, papryka oraz wspomniany łosoś i oliwki) wróciła wraz z talerzem do kuchni…
Sałatka zgodnie z informacją w menu kosztuje 18 zł, według kelnera miała kosztować 20 zł. Kiedy jednak płacąc okraszony piwem rachunek, ponownie poprosiłam o menu, cena mojego dania powróciła do tej „pisanej”. Jak smakowało piwo nie wiem, ale sądząc po humorach mojego towarzystwa – znakomicie:)
Czy wrócę kiedyś do Balsam Cafe? Pewnie tak, ale raczej nie w tym sezonie. Tyle jeszcze smaków przede mną:)
Brak komentarza