Konfrontacja między mrocznym liryzmem, a alternatywną rzeczywistością Opery Leśnej, czyli Rykarda Parasol i znajdujący się w operowych piwnicach Klub Pod Sceną.

Rykarda ParasolOd czasu do czasu zdarzają się w Trójmieście koncerty, gdzie zderzają się dwa zupełne oddzielne światy. Dokładnie takie wrażenie odniosłem w niedzielę, będąc na koncercie Rykardy Parasol w Klubie Pod Sceną. Jeśli nie słyszeliście wcześniej o tym miejscu, to nic dziwnego – jest to sala, która znajduje się dosłownie pod sceną sopockiej Opery Leśnej. W tym wypadku zderzyły się ze sobą świat wielkiego, niegdyś prestiżowego festiwalu, oraz muzyczna alternatywna. Pomieszczenie to służyło wielu polskim celebrytom jako miejsce pofestiwalowych imprez. Zresztą sami organizatorzy stronę internetową klubu okrasili wspólnym zdjęciem Dody oraz Piaska.

Z jednej więc strony mamy wielką kolorową scenę, Kelly Family, współczesny polski pop oraz kabarety, z drugiej zaś Rykardę Parasol, artystkę mocno inspirującą się Lou Reedem, Nickiem Cavem, Johnym Cashem czy Patti Smith. Niecodziennie tego typu krainy się ze sobą spotykają, dlatego z dużym zaciekawieniem wybrałem się na to wydarzenie. Już na samym wstępie widać było, że Opera Leśna raczej nie jest miejscem, które stara się nadążać za trendami. Jej piwnice nie przypominają raczej dzisiejszych sali klubowych; one reprezentują raczej wyobrażenie, jak tego typu przestrzenie powinny wyglądać, autorstwa osób nigdy w nich nie bywających.

Zaskakująco dobrze w takich warunkach odnalazła się Rykarda. Jej mroczne piosenki, czerpiące pełnymi garściami z folku, bluesa, soulu i chanson, brzmiały autentycznie. Amerykanka, która w tym roku wydała już swój trzeci album pt. „Against The Sun”, znakomicie kontrolowała swój niezwykły, niski głos opowiadała za jego pomocą o swoich osobistych przeżyciach. Parasol urzekła charyzmą, ale pokazała także swoją sympatyczną stronę, gdy przerwach między utworami często rozmawiała z publicznością, żartując z charakterystycznym dla siebie poczuciem humoru. Momentami mocno dawało się we znaki dość zachowawcze brzmienie, oparte na gitarach oraz klawiszach, i mało urozmaicona konstrukcja utworów, ale taki już urok twórczości, która ma swoje korzenie we wczesnej muzyce gitarowej.

Występ Rykardy Parasol w Klubie Pod Sceną był interesującym doświadczeniem. Z jednej strony ciekawe mroczne piosenki i wyrazista wokalistka, z drugiej strony zdjęcia przypominające o latach świetności tego miejsca. Mimo, że miejsce pozostawia sporo do życzenia, mam nadzieję, że w najbliższej przyszłości będzie odbywało się więcej tego typu koncertów.

Tekst: Krzysztof Kowalczyk

Relacje z koncertów w Trójmieście