Powstanie budynku przy Eigenhausstrasse (Własna Strzecha) 18a związane jest w pewnym sensie z utworzeniem w Gdańsku Wyższej Szkoły Technicznej, czyli Politechniki Gdańskiej. Jak wiadomo uczelnia ta otwarła podwoje w 1904 r., stając się naukowym centrum nie tylko Miasta, ale całego regionu. Niczym magnes przyciągała osobowości, nadała też swojemu otoczeniu, dawniej wiejskiej okolicy między Gdańskiem a Wrzeszczem, zupełnie nowego znaczenia.
Ćwierć wieku przed powstaniem Politechniki, w roku 1873, jako trzecia w Gdańsku założona została loża wolnomularska Zum rothen Kreuz (Pod Czerwonym Krzyżem), która początkowo spotykała się w siedzibie loży Jedność przy Nowych Ogrodach, a następnie wynajmowała pomieszczenia w budynku przy Wielkim Młynie na Starym Mieście. W 1904 r., a więc jednocześnie z otwarciem Politechniki, mistrzem loży Pod Czerwonym Krzyżem został Albert Erhardt, architekt, który podjął starania zmierzające do przeniesienia siedziby loży bliżej Politechniki, którą w naturalny sposób uznał za centrum sztuk, wśród których środowiska masońskie czuły się najlepiej. W tym celu nabył dla loży działkę przy Hauptstrasse 143 (obecnie Grunwaldzka 14 – tuż obok Teatru Miniatura), tylną częścią przylegającą do terenu zabudowanego domkami Fundacji Abegga, przy „Własnej Strzesze”, jak po wojnie przetłumaczono Eigenhaus – nazwę głównej ulicy założenia. W literaturze spotkać można się z opinią, że w miejscu późniejszej siedziby loży stał już budynek wzniesiony przez Fundację Abegga, który masoni zaadaptowali do swoich potrzeb. Wydaje się to dość nieprawdopodobne, bowiem księgi adresowe nie znają adresu Eigenhaus 18a przed rokiem 1906, a na planach Wrzeszcza sprzed tego roku widać w tym miejscu jedynie maleńki budynek (zapewne gospodarczy) położony na tyłach długiej posesji, będącej wówczas ogrodem budynku przy dzisiejszej Al. Grunwaldzkiej 14. Przeczy temu również opowieść samego Alberta Erhardta, który opisując w 1908 r. siedziby gdańskich lóż masońskich w dziele Danzig und seine Bauten, stwierdza:
Specjalnie dla celów loży Pod Zwycięskim Światłem wzniesiony został ostatnio budynek zaprojektowany przez radcę rządowego i budowlanego Erhardta i dopracowany w szczegółach przez miejskiego budowniczego z Sopotu Puchmüllera, który ze względu na swoje odpowiednie rozplanowanie zyskał sobie w kręgach loży powszechnie uznanie
Wynika z tego, że budynek powstał specjalnie dla wolnomularzy, a zaprojektowany został z uwzględnieniem wszystkich pomieszczeń koniecznych dla masońskich spotkań i obrzędów, o co trudno byłoby przy adaptacji, i co było główną bolączką lóż funkcjonujących w przebudowywanych lub wynajmowanych siedzibach.
Do budynku odsuniętego od linii zabudowy ulicy Własna Strzecha wchodziło się przez ogród, a następnie umieszczonymi równolegle do głównej fasady schodami na wysoki parter do przybudówki – wiatrołapu, za którą rozpoczynała się długa, przechodząca przez całą głębokość budynku sień. Bliższa wejścia część sieni służyła jako szatnia, w dalszej były schody prowadzące na piętro. Okno klatki schodowej zdobił witraż z personifikacją światła. Z szatni prowadziło wejście do dwóch mniejszych sal w amfiladzie od frontu budynku przeznaczonych do zwyczajnych, nierytualnych spotkań, a tuż przed klatką schodową, przez kolejną, małą sień, wchodziło się do wielkiej sali jadalno-bankietowej o powierzchni ponad stu metrów kwadratowych, z pięcioma oknami wychodzącymi na ogród za budynkiem. Oprócz trzech sal na parterze znajdowały się także toalety i bufet. Piwnice mieściły mieszkanie zarządcy budynku (szumnie zwanego „kasztelanem”), pomieszczenia gospodarcze i magazynowe oraz kuchnię wyposażoną w windę łączącą ją z bufetem na parterze, a także kotłownię z piecem gazowym służącym do ogrzewania budynku.
Po wejściu schodami na pierwsze piętro docierało się do górnej sieni, z drzwiami do gabinetu mistrza loży na wprost schodów oraz wejściami do pomieszczenia urzędników loży, sali spotkań ogólnych i specjalnej sali dla braci posiadających stopnie mistrzowskie. W narożnym pomieszczeniu, dostępnym z dwóch poprzednich, poprzez niewielki przedsionek odbywano niektóre obrzędy. Mansardowy strych mieścił jeszcze dwie „sale do pracy”, w których domyślać można się czytelni, zwłaszcza z powodu umieszczonej również tam biblioteki i kilku innych pomieszczeń o niesprecyzowanym przeznaczeniu.
Nowe życie loży Pod Czerwonym Krzyżem
Z przeprowadzką loży do nowej siedziby w 1906 r. zbiegła się w czasie zmiana jej nazwy. W nowym miejscu nazywała się już Zum siegenden Licht, czyli dosłownie „Pod Zwyciężającym Światłem”, aczkolwiek ze względu na pewną chropawość takiego tłumaczenia, w literaturze polskiej przyjęło się nazywać lożę „Pod Zwycięskim Światłem”.
Budynek był nowoczesny, wygodny i uwzględniał wszystkie potrzeby wolnomularzy. Podobno „bracia” z innych lóż mocno zazdrościli tym spod „Zwycięskiego Światła” użyteczności i komfortu ich nowej siedziby. Tym chętniej zapewne korzystali z niej podczas I wojny światowej. Dotyczyło to masonów z „Eugenii pod Ukoronowanym Lwem” i „Jedności”.
Albert Erhardt mistrzował loży przez 20 lat, a kiedy w 1924 r. wyjechał do Niemiec, jego miejsce zajął lekarz, Johannes Petruschky, którego po 10 latach zastąpił ostatni na tym stanowisku radca edukacyjny Friedrich Ostwald, profesor słynnej Petrischule. Zmierzch „zwycięskiego światła”, podobnie jak pozostałych lóż masońskich w Gdańsku, przyniosła błyskawicznie postępująca nazyfikacja Wolnego Miasta. Po zwycięstwie nazistów w Niemczech w 1933 r., pod naciskiem „jedynie słusznej ideologii” i próbując przetrwać, loże wolnomularskie deklarowały lojalność względem nowego systemu, wyrzekając się tajemnicy i kojarzonych z semityzmem masońskich obrzędów. Podobnie postąpiła część gdańskich wolnomularzy, przystępując do dziwnego tworów nazwanych „Narodowy Chrześcijański Zakon »Fryderyk Wielki«” i „Niemiecki Zakon Chrześcijański”. Nie na wiele się to jednak zdało, bowiem narodowi socjaliści nie zamierzali tolerować żadnych organizacji społecznych nie założonych przez siebie, a zwłaszcza tak kontrowersyjnych jak loże masońskie.
Loża Pod Zwycięskim Światłem zniknęła z krajobrazu gdańskich stowarzyszeń około roku 1933, chociaż przez moment pod adresem Eigenhaustrasse 18a figurował jako właściciel „Niemiecki Zakon Chrześcijański”. Budynek stał pusty przez parę lat, aż wreszcie kupił gdański przedsiębiorca Arthur Wockenfoth, współwłaściciel firmy F.A.Schnibbe, specjalizującej się w obrocie szkłem i wyrobami szklanymi. W rękach Wockenfotha dawna siedziba masonów pozostawała do pierwszych lat wojny, i wówczas przejściowo funkcjonował w niej Instytut Techniki Lotniczej Politechniki Gdańskiej (Flugtechnisches Institut). W 1941 r. budynek wraz z działką przejęło niemieckie państwo, nie bardzo wiedzące, jak się wydaje, co z nim począć, bowiem wynajmowano w nim mieszkania studentom i pracownikom Politechniki.
Po wojnie siedziba loży weszła w skład zasobów lokalowych polskiej politechniki w Gdańsku, z czasem stając się siedzibą Katedry Wysokich Napięć i Aparatów Elektrycznych. Niestety, w związku z nowymi zadaniami i kompletnym brakiem szacunku (niestety pokutującym gdzieniegdzie do dziś) dla zabytków architektury z przełomu XIX i XX w. budynek poddano kolejnym adaptacjom i rozbudowie, które całkowicie zatarły jego niegdysiejszy wygląd.
Śladów wystroju z czasów loży szukać można jeszcze we wnętrzach, w większości podzielonych przepierzeniami na mniejsze pomieszczenia. Architektoniczna dewastacja jest o tyle oburzająca, że budynek, wraz z całym kompleksem Politechniki wpisany został w 1979 r. do rejestru zabytków, podlega zatem ochronie. Z tym, że nie bardzo jest już co chronić…
Autor: Aleksander Masłowski
Brak komentarza