Kiedy przyjdzie nam ochota by zatrzymać się w biegu, czy to w ramach zwiedzania Gdańska, czy to podczas jego przemierzania z innych powodów, warto wybrać miejsce, które oprócz doznań kulinarnych zapewni nam wspaniały widok, a jeśli jeszcze będziemy mieli świadomość tego wszystkiego, co miejsce to przeżyło, dopiero w pełni poczujemy, że jesteśmy w mieście o tysiącletniej historii. Jednym z takich miejsc jest restauracja Kubicki położona nad samym brzegiem Motławy, w miejscu, gdzie powoli zmierza ona już ku swojemu ujściu do Wisły.
Adres restauracji brzmi „Wartka 5”. Polska nazwa ulicy, a właściwie fragmentu nabrzeża Motławy, jest mocno uproszczoną, spłaszczoną chciałoby się rzec, wersją nazwy oryginalnej, która brzmiała „Przy pieniącej się wodzie” (Am Brausenden Wasser). Próby wyjaśnienia pochodzenia tej oryginalnej nazwy bywają różne. Pędzenie nurtu Motławy, podawane czasem jako jej źródło, są raczej mocno przesadzone. Motława w tym miejscu płynie już raczej dość leniwie. Inną wodą, którą podejrzewa się o bycie powodem takiej nazwy tego miejsca jest Kanał Raduni, uchodzący do Motławy paręset metrów dalej, pod uroczym Mostem Wapienniczym. Istnieje też trzecia możliwość. Tuż przy Baszcie Łabędź, w przedostatnim zakręcie Motławy uchodził bowiem kiedyś Potok Siedlecki, który mógł mieć całkiem wartki nurt do samego ujścia. Być może wody potoku pieniły się, łącząc się z Motławą.
Jakkolwiek było nazwa ulicy pojawia się w połowie XVII wieku, kiedy na tereny po dawnym krzyżackim zamku, zlikwidowanym przez mieszkańców Gdańska w 1454 r., po dwustuletniej przerwie, powoli wkracza znowu zabudowa. Miejsce w którym dzisiaj mieści się restauracja Kubicki to właśnie teren krzyżackiego zamku, a jeszcze wcześniej gdańskiego grodu. Siedząc w ogródku restauracji, pod wiekowymi drzewami, możemy zdać sobie sprawę z tego, że w tym samym miejscu, jeśli wierzyć nieco ogólnikowym opisom kronikarskim, był prawie tysiąc lat temu niejaki Alrecht, wypędzony przez wiernych z diecezji biskup Pragi, członek czeskiej rodziny Sławnikowiców, lepiej znany jako święty Wojciech.
Kiedy Gdańsk zajęli w 1308 r. Krzyżacy nie zastanawiali się długo zapewne nad lokalizacją centrum swojej administracji i umieścili siedzibę swoich gdańskich namiestników w tym samym miejscu, gdzie niegdyś rezydowali namiestnicy polskich królów i książąt, a przez jakiś czas również samodzielni gdańscy książęta. Zamek powstał szybko, według standardowego projektu krzyżackich fortec. Podobny był zapewne i do zamku w Gniewie i do zachowanego świetnie zamku w Lidzbarku Warmińskim. Jak wyglądał w szczegółach tego nie wie nikt i pewnie nigdy się tego nie dowiemy, zburzony został bowiem nader dokładnie, a nikt nie zadbał o jakiekolwiek udokumentowanie jego wyglądu. Teorię o wizerunku zamku na obrazie „Okręt kościoła” w Dworze Artusa należy włożyć między bajki.
Z zamku został tylko fragment, w postaci jednej baszty, przebudowanej na kamieniczkę i fragmentu potężnego muru, który, mimo że jest jednym z najstarszych zabytków Gdańska, znajduje się w opłakanym stanie. Czy to zemsta na Krzyżakach? Ten mur dodaje historycznego klimatu okolicy „Kubickiego”, wystarczy po posiłku przespacerować się ku ujściu Kanału Raduni by zobaczyć ścianę z czerwonej, rozpadającej się, gotyckiej cegły.
A sama restauracja? To lokal o długiej tradycji. Mówi się i pisze ostrożnie, że założył ją Bronisław Kubicki około 1918 r. W księdze adresowej z tego właśnie roku wyczytać możemy, że pod adresem odpowiadającym dzisiejszemu „Wartka 5”, mieszkał wprawdzie pewien restaurator nazwiskiem Beyer, ale ów miał swój lokal pod nazwą „Café Central” przy Długim Targu 15. Kubicki przybył do Gdańska w 1919 roku i kupił kamieniczkę nad Motławą, w której otworzył swoją restaurację. Co ciekawe w latach 20. figuruje pod tym adresem jako właściciel restauracji ale pod imieniem Bruno a nie Bronisław.
Swój lokal nazwał Kubicki „Café International” (podobno nazywano go również „Nixquelle”). Zgodnie z nazwą był to rzeczywiście lokal międzynarodowy. Ze względu na osobę właściciela chętnie odwiedzali go gdańscy Polacy, a nawet urządzali tam spotkania swoich organizacji takich jak „Sokół”, „Gedania” i in. Właściciel restauracji był aktywnym działaczem polskich organizacji. Wojny nie dożył. Zmarł na atak serca w sylwestra 1936 r. Pozostawił żonę i syna Leonarda, zamordowanego później przez hitlerowców. Właścicielką lokalu została wdowa, Władysława, która prowadziła go aż do wojny, kiedy to został skonfiskowany. Władysława Kubicka nie została jednak wyrzucona ze swojego domu. Mieszkała w nim nadal, jako wynajmująca mieszkanie od Zarządu Nieruchomości.
W jakiś cudowny sposób u końca wojny, kiedy płonął cały historyczny Gdańsk, okolica „przy pieniącej się wodzie” została oszczędzona. To dodatkowa zaleta tego zakątka – domy przy Wartkiej i przy równoległej do niej Grodzkiej są w dużej części oryginalne. Tworzą swoisty „rezerwat” przedwojennego Gdańska.
Powojenne lata to próba reaktywacji lokalu, zakończona połowicznym sukcesem. Restauracja, tym razem nazwana już nazwiskiem Kubickich, otwarła swoje podwoje, jednak szybko została ponownie odebrana właścicielom. Tym razem to, co dziesięć lat wcześniej wydarli im Niemcy, zabrała im ich własna, choć mało przyjazna w tym okresie, ojczyzna. Lokal wrócił jednak w końcu w ręce rodziny i dzisiaj jest własnością już wprawdzie nie krewnej, ale powinowatej założyciela.
A więc gród, zamek, jedna z opok polskości w okresie międzywojennym, autentyczna gdańska zabudowa, wspaniały widok na Motławę i blisko stuletnia tradycja lokalu – to wszystko sprawia, że u „Kubickiego” warto się zatrzymać by zjeść, wypić i powspominać.
Autor: Aleksander Masłowski