Ulica Kartuska to jedna z dłuższych ulic w Gdańsku. O tym, że biegnie aż do granic Miasta od strony Kartuz, którym zawdzięcza swoją nazwę, wie każdy. Gorzej z określeniem w którym miejscu się zaczyna. Są tacy, którzy chcą widzieć jej początek już w miejscu, gdzie stoi Urząd Miejski. W rzeczywistości zaczyna się nieco na zachód, od skrzyżowania z Pohulanką i Powstańców Warszawskich. Jej długość jest rzeczywiście imponująca, wynosi bowiem w granicach Gdańska ponad 12 kilometrów. Kartuska jest osią, na którą nawleczone są, jak kolejne paciorki, historyczne podgdańskie wsie, będące dzisiaj dzielnicami Gdańska.
„Sztuczny” podział ewidentnie jednej i tej samej drogi na Nowe Ogrody i Kartuską sztucznym kiedyś nie był. Kartuska zaczyna się bowiem w miejscu, gdzie do końca XIX w. znajdowała się jedna z miejskich bram, nazywana Bramą Nowych Ogrodów lub Bramą Majorów (zdarza się też przypisywanie jej nazwy „Brama Siedlecka”). Historyczna dzielnica położona zaraz za tą bramą to Nowe Ogrody Zewnętrzne, lub II Nowe Ogrody. Podział Nowych Ogrodów na wewnętrzne i zewnętrzne, to, podobnie jak w przypadku Peterszawy, efekt budowy nowej linii fortyfikacji w początkach XVI w., która przecięła kilka podgdańskich miejscowości, włączając część ich terenu do Miasta, a część pozostawiając w charakterze przedmieścia. Los tych „odciętych” przedmieść nie był różowy. W czasach pokoju kwitły wprawdzie, korzystając z bezpośredniej bliskości Gdańska, kiedy jednak przychodziła wojna ginęły na długo przedtem, zanim rozpoczynało się właściwe oblężenie. Niszczone były przez załogę gdańskiej twierdzy, by nie dawały schronienia atakującemu wrogowi. Najdotkliwsze dla Nowych Ogrodów były przygotowania do oblężenia przez Francuzów. W 1806 r. całe przedmieście zostało zrównane z ziemią, a po wojnie i dwóch oblężeniach jeszcze w połowie XIX w. zamiast ładnej wsi były w tym miejscu jedynie kartofliska.
Mijając teren dawnych Nowych Ogrodów Zewnętrznych, z których historycznej zabudowy pozostały właściwie jedynie dwa drewniane domy po prawej stronie, tuż za nowoczesnym gmachem na skrzyżowaniu z ul. Powstańców Warszawskich, po tej samej stronie ulicy dostrzeżemy spory park, położony na stoku wzniesienia. To teren dawnego Cmentarza św. Barbary, założonego drugiej połowie XIX w. na terenie należącym uprzednio do Szpitala św. Jakuba. Cmentarz funkcjonował do końca II wojny światowej, a nawet nieco dłużej. Później, podobnie jak większość pozostałych historycznych cmentarzy w Gdańsku został zlikwidowany i przekształcony w park. Kamienna tablica z nazwą dawnego cmentarza, ustawiona od strony ul. Bema przypomina, od kilku lat o jego istnieniu.
Kawałek dalej, po lewej stronie mijamy Dolinę Śliw (Schlagthal, Schladahl), której nazwa każe się domyślać niegdysiejszych sadów. I tak docieramy do Siedlec. Nazwa ta, wprowadzona bezmyślnie w kilka lat po wojnie, zastąpiła inną, brzmiącą „Szydlice”, która miała bardzo stary rodowód, a cały okres kiedy w okolicy używany był język niemiecki, przetrwała zakonserwowana była w formie fonetycznej kalki „Schidlitz”. Gdańscy Polacy używali nazwy Szydlice, która zdążyła się nawet pojawić na mapach wydanych tuż po wojnie, by w parę lat potem paść ofiarą radosnej twórczości komisji nazewniczej.
Siedlce, podobnie jak II Nowe Ogrody były wspaniale rozwijającą się wsią aż do roku 1807, kiedy zostały doszczętnie zniszczone przez wojnę. W połowie XIX w. były jedynie częściowo na powrót zasiedlone. Na otaczających je stokach funkcjonowały przysiółki o ciekawych nazwach. Szlapka (Schlapke) pochodzi prawdopodobnie od przezwiska miejscowego gospodarza, a zwolennicy polskiej etymologii wszystkich nazw miejscowych na świecie dopatrują się w niej nawiązania do słowa „człapać”, niezbyt korzystnie świadczącego o gracji z jaką chodził miejscowy karczmarz. W Winnicy (Weinberg) – okolicy obecnych ulic Zakopiańskiej i Winnickiej, na południowym stoku wzniesienia, w XVI w. miano uprawiać winorośl i produkować wino, które według przypuszczeń XIX-wiecznego kronikarza „nadawało się do picia”. Była też Wielka i Mała Mulda – obecne ulice Skarpowa i Wyczółkowskiego i Pole Schellinga. To ostatnie to obszar nad centrum dawnej wsi Szydlice, pomiędzy dzisiejszą Kartuską i Wzgórzem Mickiewicza. W 1537 r. teren ten zapisany został gdańskiemu Domowi Ospy (Lazaretowi) przez jego właściciela, Arnolda van Schellinge. Po niesławnym okresie tzw. „wojen napoleońskich” te gęsto uprzednio zabudowane tereny były w większości polami uprawnymi, na które stopniowo i bardzo powoli wracała zabudowa.
Nielogiczna ul. Kartuska
I tak w naszej wędrówce przez Siedlce docieramy do miejsca, gdzie ulica Kartuska zaczyna zachowywać się nieco nielogicznie. Tuż przed miejscem, gdzie wznosi się ogromny, neogotycki gmach szkoły dla chłopców z 1902 r., dzisiejsza siedziba VIII Liceum Ogólnokształcącego, jest normalne, spore skrzyżowanie, wyposażone nawet w sygnalizację świetlną. Jakież to ulice krzyżują się w tym miejscu? Otóż Kartuska z… Kartuską. Skąd bierze się ta topograficzna osobliwość? Do II wojny światowej ulica Kartuska robiła w tym miejscu dwa zakręty – pierwszy o 90 stopni w prawo, a drugi o tyleż w lewo. Pierwszy od nazwy pobliskiego lokalu nazywano „Krzywym Łokciem” (Krummer Ellenbogen). W lewo od skrzyżowania odbijała bezimienna obecnie ulica Brunnengang (Studzienny Zaułek), a na wprost, tak jak dzisiejsza główna jezdnia Kartuskiej, biegła Schulstrasse (Szkolna). Gwałtowne zakręty ulicy Kartuskiej spowodowane były prawdopodobnie koniecznością ominięcia bagna, które w tym miejscu tworzył Potok Siedlecki. Obecna ulica jest zatem od tego miejsca podwójna, a jej dwa równoległe biegi schodzą się dopiero paręset metrów dalej w Emaus.
W miejscu, gdzie Schulstrasse kończyła się skrzyżowaniem z Kirchenweg (Kościelną), stanął w 1901 r. ewangelicki Kościół Odkupiciela (Heilandskirche) – budowla neogotycka, z dzwonnicą wzorowaną na Wieży Więziennej. Kościół ten, zaprojektowany przez tajnego radcę budowlanego von Tiedemanna, powstał pod czujnym okiem proboszcza Alberta Hoffmanna, jednoczesnego kapelana gdańskiego więzienia przy dzisiejszej Kurkowej. Kościół przetrwał wojnę w stanie nadającym się do odbudowy (gorsze ruiny przywracano wówczas w Gdańsku do życia), zapadła jednak decyzja o jego rozbiórce. W ten sposób neogotycki dialog gmachu szkoły i kościoła, nadający specyficznego uroku panoramie Siedlec, został na zawsze przerwany, a przy jedynej w Gdańsku ulicy Kościelnej nie ma żadnego kościoła.
Skoro już jesteśmy przy zniszczeniach wojennych, to wypada rozprawić się z opowiadaną w okolicy legendą, jakoby zniszczenia zabudowy Siedlec w 1945 r. dokonała niemiecka artyleria rozstawiona na wzgórzach i bombardująca Rosjan posuwających się wzdłuż Kartuskiej. Relacje naocznych świadków, zebrane pieczołowicie po wojnie i wydane drukiem w Niemczech, zgodnie potwierdzają, że w chwili wkroczenia pierwszych czerwonoarmistów do Siedlec jedynie niektóre domy były zniszczone. Ci sami świadkowie, chroniący się przed swawolą „wyzwolicieli” na okolicznych polach, widzieli następnej nocy łuny pożarów, a kiedy wrócili na Kartuską zastali dopalające się resztki zabudowy.
I tak, w naszej wędrówce ulicą Kartuską dotarliśmy do Siedlec, oddalając się od centrum Gdańska zaledwie o kilometr. Zanim ruszymy w dalszą drogę, by przejść pozostałych jedenaście, proponuję wskoczyć w wehikuł czasu, by przenieść się kilkadziesiąt lat w przeszłość, wstąpić do restauracji „Krummer Ellenbogen” przy Kartuskiej 100 i pokrzepić się przed dalszą wędrówką.
Autor: Aleksander Masłowski
Kiedy dzisiaj fotografowałam budynek VIII LO, usłyszałam głos przechodnia: – A wie pani, że w tej szkole kręcili jeden z odcinków „Stawki większej niż życie”? Klos wyskakiwał z okna budynku – widziałem to z okna szkoły, do której wtedy chodziłem (SP nr 14). Nie wiedziałam 🙂
Ulubiony odcinek mojego syna, ze szkołą do której chodzi! 🙂 Jest to II odcinek serialu pt. „HOTEL EXCELSIOR „. Można tam zobaczyć wiecej zdjęć Gdańska z lat 60-tych: Długi Targ,ul Mariacką, Żuraw, przeprawę małym promem przez Motławę, dworzec w Oliwie. Zaś główną, tytułową rolę gra w tym filmie Grand Hotel w Sopocie.
Jeśli nie będzie to nietaktem, dodawanie czegokolwiek do tekstu prof.Grüna, to należałoby jeszcze wspomnieć o przedwojennej restauracji „Derra” mieszczącej się przy ul. Kartuskiej 22/24. W lokalu tym odbywały się spotkania członków NSDAP w Wolnym Mieście. Tu też,w październiku 1930 roku, odbyło się pierwsze zebranie partyjne z gauleiterem Albertem Forsterem. Obiekt ten stoi do dziś, do niedawna był w nim sklep rowerowy.
Zaś przy Kartuskiej 58 jeszcze do niedawna stał budynek przedwojennej Ochronki Macierzy Polskiej. Niestety już nie istnieje, od dłuższego czasu popadał w ruinę i niedawno go rozebrano.
Jak dodanie może być nietaktem?! Chodziło za mną, że o czymś ciekawym zapomniałem – teraz wiem o czym 🙂 Dziękuję i pozdrawiam.
🙂
a ja miałem zajęcia z fizyki na początku lat 90-tych w sali, z której Kloss wyskakiwał
Wspaniala strona, super artykuly! Jak to dobrze, ze mozemy sie dowiadywac wiecej o Gdansku- w koncu wiekszosc z nas to potomkowie tych przesiedlonych ze wschodu (w moim przypadku po kadzieli), i brakuje nam tego mocnego zwiazku (wynikajacego z tradycji pokolen) z Gdanskiem. Ale to sie zmienia! Wspaniale!
pozdrawiam wszystkich 'czytaczy’:) i autorow.
Swietnie, ze pan Maslowski pisze o naszej dzielnicy.
Chce tu przypomniec, ze nasza dzielnica po wojnie najpierw nazywala sie SIEDLICE. Dopiero pozniej skreslili to „i”.
Ta ul. Nowe Ogrody najpierw nazywala sie UL. NOWY SWIAT.
A dzielnica Chelm nazywala sie POHULANKA. Ta nazwa pozostala jako ulica.
Dalej musze wspomniec, ze zanim do tego pieknego budynku szkolnego wprowadzilo sie VIII. Liceum, tam w gornych pietrach byla SZKOLA PODSTAWOWA NR. 30, a w dolnych dwoch pietrach SZKOLA PODSTAWOWA NR. 12, ktora ja skonczylem w roku 1951. Zdalo nas 43. Teraz w czerwcu mielismy 5. spotkanie klasy. Nasz wychowaca jeszcze zyje. Ma 90 lat.
Adres tych szkol, to nie byla Kartuska, tylko UL. UJEJSKIEGO 5. Ta krotka uliczka zaczynala sie od Krzywego Lokcia i szla obok gruzow ewang. kosciola do ul. Koscielnej.
Ja tez bylem swiadkiem podpalania blokow mieszkalnych na Kartuskiej przez Ruskow pare dni po „wyzwoleniu”. Chodzili od wejscia do wejscia domow z kanistrami benzyny i podpalali. To byl okropny widok z mojej ul. Na Zboczu.
Pozdrawiam wszystkich interesujacych sie historia dzielnicy.
Dieter z Hamburga.
Ja przepraszam pana Maslowskiego, bo chce dla tych starszych przypomniec naszych nauczycieli ze SZKOLY PODSTAWOWEJ NR. 12 w latach 1946-1951:
KULCZYCJI Walerian – kierownik szkoly,
pani BAR – gimnastyka,
JANKOWSKI Mariusz – chemia i wychowanie fizyczne,
siostra KINGA – religia,
KOZINSKI Wojciech – fizyka,
MIGDAL (KULCZYCKA) Teresa – matematyka,
PAPIEWSKA Genowefa – rysunek,
SZWARCOWA – spiew,
ZUBRYCKA – jezyk rosyjski,
WOJAKOWSKA – biologia,
MISKIEWICZ Jadwiga – wychowawczyni w II., III., i IV. klasie,
DABROWSKA Maria – jezyk polski i wychowawczyni w V. klasie,
WRZESINSKI Kazimierz – historia i wychowawca w VI. i VII. klasie. Potem kierownik szkoly.
Uczyly nas tez panie: CZYZYNSKA, GRELAK, SIEMIRACKA, SOCHACKA Kazimiera i Pan KOLODZIEJCZYK Ryszard. – Woznym szkoly byl pan WARECKI.
Prosze wybaczyc ten wpis, ale moze ktos tez znal tych ludzi. To dla przypomnienia.
Serdecznie dziękuję Panie Dieterze za wspomnienia. Mam wrażenie, że rosyjskiego uczył mnie PAN Zubrycki. Może to syn, a może pomyliłam nazwiska. Zazdroszczę pamięci, ja nie mam pojęcia jak się nazywała woźna w mojej szkole. Za to pamiętam tematy matur z j. polskiego w 1975 r., ale tylko dlatego, że zapisałam je na serwetce śniadaniowej:)
wow !
Dziekuje bardzo za tak wspaniała podróż, mam 30 lat i urodziłem sie na siedlcach . pozdrawiam
Dziękuje za wspaniałą opowieść i wpisy .Wychowałam się w tej dzielnicy.Mieszkałam od 1966-1987r przy ul.Kłopot i ukończyłam szk.pod.nr 14 im.Gen.K.Świerczewsiego.Dziaj po 30 latach przyjechałam na spacer na „matczyne” Siedlce, ? serce się wyrywa gdy wspominam spędzony tu czas.Niestety nie mogę odnaleźć żadnych wzmianek o ul.przy której mieszkałam 21 lat:-(:-(:-
Relacje świadków mogą być obarczone stronniczością i niechęcią do RKKA. Faktem jest że był to teren zaciekłych walk między 65 Armią a niemiecką 4 DPanc. A wymiatanie niedobitków za pomocą miotaczy ognia to normalka. Ostrzał artyleryjski też wchodzi w grę gdyż zniszczone były głównie dachy i górne pietra. Sam w takim bloku z 1938 mieszkam. Po za tym jak przebywali na polach to ktoś ich tam z władz niemieckich skierował aby nie przeszkadzali niezwyciężonemu Wermachtowi w obronie. W dymach i huku wojny co oni mogli zobaczyć?