Jak wyglądała gdańska noc świętojańska? O tym w trzeciej części opowieści, której bohaterką jest gdańska Sobótka. Wiemy już kto i kiedy wpadł jako pierwszy na pomysł, by urządzić park i udostępnić go ludziom, wiemy też w jaki sposób park został uratowany od całkowitego zniszczenia. Dzisiaj kolej na opis świętojańskich szaleństw w Jaśkowej Dolinie.

Sobótka

Jaśkowa Dolina

W 1838 r. odbyły się u stóp wzniesień Góry Jana pierwsze obchody nocy świętojańskiej jako uroczystości zorganizowanej i sfinansowanej przez kasę miasta Gdańsk. Już wcześniej, za czasów Labesa, próbowano organizować tego typu świętojańskie zabawy w udostępnionym ludności parku, ale zachowanie podochoconych alkoholem przedstawicieli niższych warstw gdańskiego społeczeństwa, szybko zniechęciło filantropa do tego typu prospołecznych działań. Kiedy jednak uroczystości nabrały rangi imprezy publicznej w pełnym tego słowa znaczeniu, niemalże oficjalnego miejskiego święta, bawiono się tam znacznie spokojniej niż u progu XIX stulecia. Wilhelm Zernecke, w swoim „Całym Gdańsku…” upatrywał przyczyn tej zmiany temperamentów w swoistym egalitaryzmie imprezy, pisząc:

Widocznie osoby z niższych klas czują się dowartościowane przez równe traktowanie z wszystkimi innymi we wspólnej zabawie, a okazane im zaufanie, że sprawować będą się porządnie, powoduje że honor nie pozwala im robić zamieszania.

Czy rzeczywiście honor, czy obawa odpowiedzialności karnej za zakłócenie miejskiego święta skłaniała gdański proletariat do godnego zachowania – trudno dziś dociec. Rzeczywiście zabawy świętojańskie w Jaśkowej Dolinie, uznawane przez niektórych za „święto masońskie”, bo zaiste gdańskie loże brały w ich organizacji istotny udział, miały charakter egalitarny. Obok siebie, choć niekoniecznie wspólnie, bawili się przedstawiciele miejskich elit i proletariat.

Sobótka

Jaśkowa Dolina

Na potrzeby świętojańskich zabaw urządzono u stóp wzniesień od strony Jaśkowej Doliny place do tańca otoczone trawnikami i kwietnikami, ze specjalnymi miejscami dla orkiestry. Teren miejskich imprez świętojańskich powiększono w 1840 r. o łąkę w bezpośrednim sąsiedztwie drogi wiodącej przez Jaśkową Dolinę, urządzając na niej spory teren rekreacyjny z ławkami i huśtawkami. Charakterystycznym dla tego miejsca elementem stał się wkopany w ziemię, wysoki, drewniany słup. Wspinanie się na ten słup było stałym, a z czasem tradycyjnym konkursem w ramach obchodów nocy świętojańskiej w Jaśkowej Dolinie. Na szczycie umieszczano jakąś atrakcyjną nagrodę, całość smarowano mydłem, a zwinni młodzieńcy z małpią zręcznością śmigali po nim w górę i w dół ku uciesze zebranych. W trakcie imprez tańczono, śpiewano, brano udział w rozmaitych konkursach, a na koniec odbywał się pokaz fajerwerków odpalanych spod Leśniczówki, W połowie XIX wieku w miejskich imprezach na „świątecznej łące”, jak nazwano ten teren, brało udział corocznie około dwudziestu tysięcy ludzi. Liczba ta systematycznie rosła w kolejnych dekadach wraz ze wzrostem ilości mieszkańców miasta.

Sobótka

Jaśkowa Dolina

Świętojańskie szaleństwa w Jaśkowej Dolinie weszły na stałe w gdański krajobraz i odbywały się co rok aż do wybuchu I wojny światowej. Po dziesięcioletniej przerwie, spowodowanej wojną i powojennymi problemami, wznowiono je 23 czerwca 1924 r. i znowu w każdą najkrótszą noc roku tańczono, wspinano się na słup, ścigano w workach i z jajkiem na łyżeczce, by zakończyć imprezę pokazem sztucznych ogni. Tradycję przerwała dopiero (jak dotąd bardzo skutecznie) II wojna światowa i jej straszne dla Gdańska zakończenie. Chociaż „świąteczna łąka” istnieje do dziś, częściowo zajęta przez marnej urody barak ustawiony w jej centralnej części, nie ma tam już kwietników, kortów tenisowych, ławek i huśtawek, a jedynym elementem pamiętającym dawne, dobre czasy jest stojący tuż obok jezdni rozłożysty dąb posadzony w 1863 roku, upamiętniający uroczyste obchody 50. rocznicy bitwy pod Lipskiem.

Tak właśnie Jan w osobach Johanna Labesa, św. Jana, patrona najkrótszej nocy, a od kilkudziesięciu lat dodatkowo Jana Matejki, patrona ulicy, niegdyś nazywanej „przy Janowej Górze”, a wraz z nimi świętojańskie, czyli sobótkowe szaleństwa łączą się w historyczno-kulturową mieszankę nazw, wydarzeń, postaci i miejsc. Czy zatem jest w Gdańsku Sobótka? Oczywiście że jest, ale raczej jako obszar, duży, choć ciągle dość dziki park między Świętą Studnią, czy jak kto woli Studzienką, a Jaśkową Doliną, niż jako konkretne wzgórze. Bardzo niedobrze byłoby zatem, gdyby tabliczka na szczycie Królewskiego Wzgórza z napisem „Sobótka 99 metrów n.p,m.” odebrała temu miejscu jego historyczną nazwę. Królewskie Wzgórze, leżące nad Królewską Doliną i królewskim parkiem Zachariasa Zappa można równie dobrze odczytywać jako pamiątkę dziewiętnastowiecznych hołdów gdańskich elit składanych pruskim monarchom, jak i wspomnienie o wizytujących okolicę polskich królach Janie Sobieskim i Auguście Wettynie. Nazwa „Sobótka”, która przylgnęła już trwale do okolicy, dzięki swojemu świętojańskiemu kontekstowi, zawiera w sobie imię „Jan”, przez co do dzisiaj brzmi w niej wspomnienie o Labesie, wielkim przyjacielu ludzi, zapomnianym i pozbawionym innych, czczących niegdyś jego pamięć nazw topograficznych. O Sobótce jako „Górze Jana” warto jednak pamiętać, tak jak warto wiedzieć o przeszłości każdego miejsca, które składa się na naszą przestrzeń miejską, choćby tylko po to, by móc zrozumieć jego teraźniejszość.

Można także pomarzyć o przywróceniu gdańskiej tradycji corocznych obchodów imienin założyciela parku i uczynić na powrót noc świętojańską w Jaśkowej Dolinie stałym punktem w programie miejskich imprez. Skoro udało się to 150 lat temu, to czemu nie miałoby się udać teraz? Może tym razem honor i egalitaryzm nie pomogłyby utrzymać porządku, ale od czego są zaprawieni w podobnych bojach miejscy strażnicy. Wystarczyłoby rozebrać brzydki barak, uporządkować nieco teren, znowu ustawić ławki, huśtawki i koniecznie wkopać słup do wspinania. Korty tenisowe można by sobie darować. Wznoszące się nad „świąteczną łąką” parkowe tereny nie wymagają wielkich nakładów, ale przydałoby się przywrócić i oznaczyć dawne nazwy przynajmniej niektórych charakterystycznych punktów. Jeśli nie chcemy honorować członków pruskiej rodziny królewskiej, nie ma takiej potrzeby. Ale nazwy „Placu Labesa”, „Placu Zerneckego”, czy „Placu Lenza” powinny pojawić się znowu na polanach, które im niegdyś poświęcono z wdzięczności za zaangażowanie w sprawę publicznie dostępnego parku, z którego do dzisiaj chętnie korzystają setki spacerowiczów.

Autor: Aleksander Masłowski

Na tropach gdańskiej Sobótki cz. I
Na tropach gdańskiej Sobótki cz. II


Aleksander Masłowski zaprasza na spacer do Królewskiej Doliny