Cóż to właściwie jest „Sobótka”? Odpowiedź na to pytanie jest istotna, jeśli chcemy prześledzić historię zielonego fragmentu Gdańska położonego na zachód od centrum Wrzeszcza.

Wzgórza nad Gdańskiem Wrzeszczem

Wzgórza nad Wrzeszczem od strony ul Traugutta w połowie XVIII w.

Otóż Sobótka to obecnie miejscowość na Śląsku, której nazwa jest pozostałością tajemniczo i nieco złowrogo brzmiącej dawnej nazwy „Sabath”. Tak właśnie wzmiankowano ją już w XIII w. Sobótka leży u stóp masywu góry Ślęży, miejsca równie tajemniczego i magicznego jak dawna nazwa miejscowości. Wyraz „sabat”, wywodzący się z hebrajskiego określenia czegoś siódmego, a więc między innymi siódmego dnia tygodnia czyli soboty, kojarzy się mocno z czarami i czarownicami, będąc w zasadzie synonimem zgromadzenia (lub raczej zlotu) tych ostatnich. Sobótka to także tradycyjna nazwa święta letniego przesilenia, zwanego także „nocą Kupały”, obrosłej legendą uroczystości dawnych ludów północy, które tego dnia, a dokładniej tej nocy mocno folgowały rozmaitym naturalnym instynktom. Święto to wypada w wigilię dnia chrześcijańskiego świętego – Jana Chrzciciela. Chrześcijaństwo, nie mogąc skutecznie zabronić świętowania, próbowało je oswoić, nadając mu nazwę „nocy świętojańskiej”.

Sobótka w Gdańsku

A więc: góra, czarownice, noc świętojańska… Co to ma wspólnego z Gdańskiem? Czy w Gdańsku jest Sobótka i w jaki sposób ta nazwa pojawiła się na planie miasta? Mamy wszak ulicę o tej nazwie (w dopełniaczu: „Sobótki”), a na jednym z zalesionych wzgórz na południe od niej pojawiła się ostatnio tabliczka z napisem „Sobótka 99 m npm”. By prześledzić drogi, jakimi Sobótka trafiła do Gdańska, cofnąć musimy się do początku XIX w.

W końcu wieku XVIII tereny znane dzisiaj pod nazwą „Jaśkowego Lasu”, a więc zielony kompleks po obu stronach Jaśkowej Doliny, były z rzadka porosłymi drzewami wzniesieniami, częściowo wykorzystywanymi rolniczo, częściowo pokrytymi wrzosowiskami. W licznych niegdyś w okolicy wrzosowiskach upatruje się zresztą źródła nazwy Wrzeszcza. Taki obraz okolicy ukazuje nam np. rycina Matthäusa Deischa, opublikowana w jego „50 widokach Gdańska” z lat 60. XVIII w.

Sytuacja zmieniła się, kiedy właścicielem terenów na zachód od wsi Wrzeszcz stał się gdański kupiec Johann Labes. Był to człowiek zamożny, przedsiębiorca i armator, a ponadto, co najbardziej godne pamięci, wielki filantrop. Niestety czasy, w których przyszło mu żyć, były dość trudne, szczyt jego gospodarczej aktywności przypadł bowiem na lata wojen napoleońskich. Mimo, że wśród słabiej znających historię Gdańska osób ciągle funkcjonuje mit Napoleona wyzwoliciela i zbawcy, krótkie (na szczęście) francuskie panowanie w mieście było okresem okupacji i kompletnej ruiny gospodarczej – ostatecznym zakończeniem dawnej wielkości i potęgi Gdańska. Francuski model uszczęśliwiania narodów doprowadził Labesa do bankructwa, podobnie jak wielu jego kolegów należących do dawnej gospodarczej elity miasta.

Zanim jeszcze francuscy „wyzwoliciele” (oj nie ma Gdańsk szczęścia do wyzwolicieli…) pojawili się u bram miasta, zdążył Labes nabyć posiadłość w Jaśkowej Dolinie. Bezleśne wzgórza, na południe od dolin,y kazał obsadzić rozmaitymi gatunkami drzew, wytyczając alejki i polany, budując świątynki i altanki, przekształcając nieużytki w piękny, romantyczny park. Początkowo park przeznaczony był dla jego rodziny i licznie odwiedzających zamożny dom gości. Przesiąknięty prospołecznym duchem, co było dość charakterystyczne dla ówczesnych zamożnych mieszkańców Gdańska, postanowił udostępnić urządzone przez siebie tereny parkowe zwykłym ludziom. Miało to miejsce w 1803 r. Tak zaczyna się historia wielkiego i pięknego niegdyś parku, dziś zdziczałego i podejrzewanego przez niektórych o to, że jest naturalną częścią oliwskich lasów.

Okres „siedmioletniej nędzy”, jak już wkrótce zaczęto określać czasy francuskiej okupacji Gdańska, szyderczo obdarzonego mianem „wolnego miasta”, dały ludziom pokroju Labesa szerokie pole do charytatywnej działalności. On sam zdążył wprawdzie przeżyć jedynie dwa spośród owych siedmiu lat, ale były to lata bardzo intensywne. Jeszcze przed przybyciem armii złośliwego Korsykanina, kiedy równano z ziemią przedmieścia Gdańska, by nie dawały osłony atakującym, Labes pomagał ludziom, którzy utracili dach nad głową. Kiedy rozpoczęło się długie oblężenie pomagał rannym, nie sprawdzając po której stronie walczyli. Kiedy Prusacy poddali się i nastał trudny okres przymusowej współpracy ze „złodziejską szajką” napoleońskiego gubernatora Jeana Rappa, Labes, jako senator Wolnego Miasta, starał się, choć możliwości były mocno ograniczone, działać na rzecz ochrony interesów popadającego w nędzę gdańskiego społeczeństwa. Działał na tyle aktywnie i na był na tyle niewygodny okupantom, że za którąś z wypowiedzi przyszło mu nawet spędzić czas jakiś w charakterze osadzonego w Twierdzy Wisłoujście. Pobyt w więzieniu i stres związany z konfliktem z francuskimi władzami, oraz bankructwo do jakiego doprowadziła go polityka napoleońska względem Gdańska, uznawane są za przyczynę jego przedwczesnej śmierci.

Ciekawym epizodem jego społecznej działalności było wspomaganie miejscowej wspólnoty żydowskiej (a były to czasy, kiedy nie patrzono w Gdańsku na Żydów zbyt przychylnym okiem), kiedy ta usiłowała wznieść dla siebie synagogę. Był także inicjatorem zorganizowania systemu pomocy dla najuboższych, których stale przybywało – dzięki działaniom Labesa powstał dom pracy dla ubogich. Wspierał ich do końca życia. Zmarł w 1809 r. w swoim domu przy Jaśkowej Dolinie, a jego pogrzeb w Kościele Mariackim zgromadził tłumy tak wielkie, że jak pisano „kościół okazał się zbyt mały by ich wszystkich pomieścić”. Spoczął w rodzinnej krypcie pod Kaplicą Kempenów, a więc tuż przy wejściu do zakrystii.

Janowa Góra na planie z 1895 r.

Wobec tak świetlanego życiorysu trudno się dziwić, że cała południowa część dzisiejszego kompleksu leśnego przy Jaśkowej Dolinie nazywana była przez następne 100 lat Johannisberg, czyli „Janowa Góra„. Nazwa ta, w odróżnieniu od „Jäschkenthaler Wald”, czyli Jaśkowego Lasu po drugiej stronie Jaśkowej Doliny, utrzymała się aż do początku XX wieku. Wówczas dopiero obie części kompleksu zaczęto nazywać wspólnym mianem Jaśkowego Lasu.

Senator Labes uczczony został nazwą ulicy Labesweg – dzisiejszej Lelewela. Ale dwie inne ulice: Johannisthal (Janowa Dolina – dzisiaj Matejki) i Am Johannisberg (Przy Janowej Górze – dzisiaj Sobótki) wspominając Jana, czyli Johanna, upamiętniały właśnie Johanna Labesa. Z tabliczek przy Labesweg nazwisko gdańskiego filantropa znikło oczywiście po 1945 r. jako „niepolskie”. Zastąpiło je inne, rdzennie polskie nazwisko Joachima Lelewela, którego dziadek ze strony ojca nazywał się jeszcze Lölhöffel von Löwensprung. Nazwy „Janowej Doliny” i „Przy Janowej Górze” zostały także zniesione, aczkolwiek nie całkiem. Johanna Labesa wspomnieć można również korzystając z usług kulinarnych baru Neptun przy Długiej, bar ów mieści się bowiem w przyziemiu dwóch kamienic, z których jedna – ta po numerem 34 – była własnością rodziny należała od 1801 r. do Labesa. Innym domem, którego był właścicielem jest kamienica przy Chlebnickiej 30.

Ale o tym jak ulica Sobótki mimo wszystko jest wspomnieniem o Labesie, o czarownicach i nocach świętojańskich – w następnej części.

Na tropach gdańskiej Sobótki cz. II

Autor: Aleksander Masłowski

O nie-masońskiej kamienicy przy ul. Sobótki