Gdańskie biblioteki to miejsca niezwykłego ruchu.  Wraz z czytelnikami pojawiają się autorzy nie tylko z Trójmiasta, ale z całej Polski. A to wspaniała okazja do organizowania spotkań, żywego uczestnictwa  z opowieściami. Zresztą zdarzenia literacko – artystyczne uobecnione są również w innych reprezentatywnych dla naszej kultury miejscach: w Nadbałtyckim Centrum Kultury, Instytucie Kultury Miejskiej, w Centrum Sztuki Współczesnej” Łaźnia”, w „Plamie” GAK, w Europejskim Centrum Solidarności… Wszędzie w mieście coś się dzieje!

Jan Drzeżdżon

Maria Jentys-Borelowska i Marek Adamkowicz / Fot. Joanna Szymula

Takim właśnie kameralnym, arcyciekawym zdarzeniem wśród wielu innych było spotkanie w Filii Gdańskiej Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej przy ul. Mariackiej wokół osoby i twórczości Jana Drzeżdżona (1937 -1992), zapomnianego dziś trochę pisarza związanego z Gdańskiem i Kaszubami. Punktem wyjścia do prywatnych i emocjonalnych wspomnień czytelników, którzy między innymi osobiście znali autora, stała się książka Marii Jentys-Borelowskiej,  „Ogrody zamyśleń, marzeń i symboli. Rzecz o Janie Drzeżdżonie”, Gdańsk 2014. Autorka opracowania przyznała, że wszystko to uczyniła z miłości do Kaszub i wielkiej fascynacji pisarzem, osobiście jej znanego. Wieczór uświetniła swoją obecnością Urszula Drzeżdżon, żona pisarza, która cennymi uwagami dopowiadała wspomnienia, ale przede wszystkim w głębokim zamyśleniu słuchała wielogłosowej o nim pamięci.

Prowadzący spotkanie Marek Adamkowicz podkreślił, że autorka swoją książką właściwie przywraca postać Drzeżdżona, który od początku swojej drogi pisarskiej, ale też akademickiej  budził kontrowersje, przyciągał i niekiedy odpychał.  Samo opracowanie daje cenny wkład dla poważnej krytyki literackiej, ale zarazem będąc swobodnie otwartą analizą  wielu wątków i znaczeń twórczości pisarza, stanowi ciekawy „miniprzewodnik zarówno dla niewtajemniczonych, jak i literaturoznawców”. Dlatego istotnym fragmentem wprowadzenia  było podkreślenie tego, że mówić o autorze trzeba w całości, o oryginalności pisarstwa Drzeżdżona, ale i słabych tonach jego literatury. W tym ujęciu książka M. Jentys – Borelowskiej nie stała się wzniosłą hagiografią poety, a osobistą, emocjonalną, krytycznoliteracką wypowiedzią o wielkich sprzecznościach i poszukiwaniach samotnika.

Tak zapamiętała pisarza (pierwotnie nauczyciela języka polskiego i fizyki w szkole podstawowej w rodzinnym Domatowie), jako małomównego, skrytego, cichego człowieka, który powtarzał, że ”będzie wielkim pisarzem”.

Była to skomplikowana droga życia i pisania, której trudną częścią bywało odrzucanie przez wydawnictwa i ich tzw. wewnętrznych recenzentów wczesnych dzieł pisarza, jak to miało np. miejsce w przypadku książki „Cierpienia więźnia Feliksa” .Oceniono ją w ostrych i nadzwyczaj niestosownie nieprzyjemnych, wyszydzających słowach jako ”miernotę”, grafomańską, bez znaczenia.  W wielkim poruszeniu Jentys-Borelowska przypominała owo podcinanie skrzydeł młodemu pisarzowi, nie tyle broniąc dzieła, co właśnie wypominając bezpardonowy język zjadliwych słów recenzji. Zwracając uwagę na styl krytyki autorka, sama zresztą przyjmując niejednorodność wczesnych i późnych książek twórcy, wspomniała o takcie oceny i wyczuciu takich mistrzów jak Jarosław Iwaszkiewicz czy Henryk Bereza, którzy pomagali niejednemu młodemu pisarzowi przetrwać trudne debiuty.  I właśnie H. Bereza, redaktor czasopisma „Twórczość”, jako mistrz wsłuchiwania się w potencjały i talenty artystyczne pierwszy w pełni, można powiedzieć, bezkrytycznie przyjął pisarstwo Drzeżdżona, a skutkiem takiego nastawienia była wydana w 1975 roku powieść „Upiory”. Tę właśnie książkę uhonorowano cenioną nagrodą za debiut powieściowy im. Wilhelma Macha.  To był przełom w życiu twórczym – Jan Drzeżdżon zaistniał na rynku pisarskim. Przypomniano również inne jego tytuły, jak „Okrucieństwo czasu”, „Twarz Boga”, „Leśną Dąbrowę”, „Oczy diabła” czy najdojrzalsze, skomplikowane „Karamoro”. Przy okazji tego ostatniego goście wraz z publicznością zastanawiali się nad znaczeniem i pochodzeniem tytułu. Okazało się, że prawdopodobnie wywodzi się on od przydomka puckiego włóczęgi (choć skojarzenia wędrowały aż do Skandynawii). Usłyszawszy go, pisarz nadał mu własny, wewnętrzny sens, jak twierdzi się, do ciągłego odczytywania go.

Jan Drzeżdżon

Filia Gdańska / Fot. Joanna Szymula

Podczas rozmowy nieustannie powracał osobisty motyw zmagania się z odrzuceniem, z popękaną wizją świata Drzeżdżona. Maria Jentys-Borelowska i Marek Adamkowicz, choć zwracali uwagę na owe „mielizny” literackie, „na grę duszy bez oszlifowania”, przypominali też, jak głęboko jego literatura była zakorzeniona w zranionej przeszłości pisarza, w pierwotnym doświadczeniu – w strachu, w głodzie, w tym zapachu okolic Stutthofu. Jest więc to „literatura strasznego świata z odrobiną piękna” („Karamoro”), dzieło o ambiwalencji dobra i zła i jednak walki ze złem („Okrucieństwo czasu’), wreszcie o postrzeganiu świata ludzkiego jako manekinów, kukieł, automatów – nieodłącznych motywów autora. Do tego, podkreślała Jentys – Borelowska, pisarz przechodził długą drogę zmagania się z Bogiem, w ogóle z chrześcijaństwem.  Z tego wadzenia została mu tylko ludzka postać Jezusa, całkowicie odbóstwiona, niedoktrynerska, po prostu powiernik, przyjaciel. Słuchaliśmy więc  zwyczajnej opowieści o tajemnicach człowieka, o słabościach, o skrytości twórcy.

Ciekawym wątkiem spotkania, który szerzej rozwijał prof. UG Józef Bachórz, była szerzej tu pokazana kaszubszczyzna Drzeżdżona, bo, jak wiadomo, pisał zarówno po polsku, jak i w kaszubskim. Ważną tutaj cezurą, zdaniem autorki opracowania,  był rok 1973, kiedy pisarz przebywał w USA. Podobno do wyjazdu za granicę pisarz nie lubił Kaszub i Kaszubów. Przewartościowanie nastąpiło właśnie z perspektywy amerykańskiej. Po powrocie wtopił się emocjonalnie w klimat i mentalność kaszubszczyzny i przede wszystkim walczył o rangę języka kaszubskiego, odrzucając deprecjonującą jego zdaniem kwalifikację tego języka jako dialektu. Obecni w Bibliotece przedstawiciele Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego wykazali zaś zniuansowane perypetie językowych i kulturowych interpretacji tego problemu, zaznaczając, że Drzeżdżon pisał w języku kaszubskim.

Przy okazji  omawiania niestandardowych własnych dróg badawczych pisarza wspomniano też o dystansie akademików wobec jego stylu działania naukowego. Otóż Jan Drzeżdżon, od 1976 r. wykładowca literatury na Uniwersytecie Gdańskim odstawał od typowej, często ograniczającej metodologii badawczej i tym samym nie zawsze traktowano go jako systematycznego naukowca, a raczej jako pasjonata zakorzenionego w literaturze („Współczesna literatura kaszubska 1945 – 1980”). Ale prof. Bachórz odnosząc się do owych pretensji  zarówno wobec całości pisarstwa Drzeżdżona, jak i sposobu badania literatury, z szacunkiem i humorem przywołał zdanie, że i „genialny Homer czasem się zdrzemnie”.

Czy są jakieś jasne, promienne strony tej tragicznie osamotnionej twórczości poety i prozaika? Tak, to napisany dla ukochanej córeczki  Asi utwór dla dzieci pt. „Tajemnica bursztynowej szkatułki”.

Na pytanie, czy twórczość Jana Drzeżdżona ma charakter ponadczasowy, czy są dziś czytelnicy, którzy czekają i czytają Drzeżdżona Kaszubę? Okazało się, co zachwyciło, że dzwonią z Katowic, ze Szczecina… a zakończeniem tej współczesności  niech będą słowa: „Drzeżdżonem należy się w Gdańsku chełpić tak, jak innymi gdańskimi pisarzami”.

Tekst: Joanna Szymula