Dwór w Krzyżownikach / Fot. A. Masłowski

Poprzednią część spaceru po ulicy Kartuskiej zakończyliśmy tuż za skrzyżowaniem z Łostowicką i Nowolipiem. Ruszając ponownie ku zachodowi natkniemy się wkrótce na duży kompleks dworu Krzyżowniki. To centrum majątku ziemskiego, który pojawia się w dokumentach już w XV w. Początkowo miejsce to nazywało się Szydlickim Młynem (Schidlitzer Mühle), później w tym właśnie miejscu leżała wieś Emaus, przeniesiona później nieco niżej, w stronę Gdańska. Z czasem, dla samej posiadłości patrycjuszowskiej przyjęła się dość zagadkowa nazwa „Tempelburg”, co w dosłownym tłumaczeniu znaczy „Zamek Świątyni”. Idąc tropem nazwy, której pierwszy człon na zachodzie Europy związany jest przeważnie z rycerskim zakonem Templariuszy, próbuje się im właśnie przypisać taki czy inny udział w zaistnieniu majątku. Wnioski takie należy jednak raczej włożyć między bajki.

Z pewnością wiadomo za to, że należący do Krzyżaków majątek był dzierżawiony przez rodzinę Bock, a już za polskich czasów przeszedł w ręce gdańskiej rodziny patrycjuszowskiej Brandesów, a następnie Schwartzwaldów. W 1623 r. gościem tego miejsca i jego gospodarzy był sam król Zygmunt III Waza. Zachowane do dziś elementy dworskiego kompleksu pochodzą z połowy XVII. Kiedy dworem władali Schwarzwaldowie zapadła decyzja o budowie rurociągu, którym miała być dostarczana do Miasta woda pitna. Rezerwuarem tej wody stał się staw młyński w Krzyżownikach, zasilany przez Potok Siedlecki niosący wodę z Jeziora Jasień. Podziemny, drewniany rurociąg prowadził stąd wzdłuż dzisiejszej ulicy Kartuskiej i Nowych Ogrodów aż na Targ Sienny. Tam stanęła stacja pomp zwana Kunsztem Wodnym, która, napędzana przez nurt Raduni, pompowała wodę dalej, ponad fosą przy Bramie Wyżynnej do rozgałęziającego się już w Mieście systemu wodociągowego. W 1763 r. gdańska loża masońska „Pod Trzema Poziomnicami” urządziła w majątku Krzyżowniki obchody nocy świętojańskiej. Kolejni dzierżawcy byli nieodmiennie członkami masonerii, masoni korzystali więc z dworu i jego otoczenia także w XIX w.

Pod koniec XIX w. dworski kompleks służył zakładowi wychowawczemu dla trudnej młodzieży męskiej, zwanemu wprost „zakładem przymusowego wychowania”. W okresie międzywojennym funkcjonowała tam szkoła, a po wojnie na wiele lat rozsiadła się we dworze Milicja Obywatelska. Milicyjna posiadłość, już w rękach Policji, ograniczona została na przełomie XX i XXI w. do nowych budynków w dawnym kompleksie. Od tego momentu dwór użytkowała przez jakiś czas szkoła poligraficzna, a obecnie mieści się tam prywatna szkoła i schronisko młodzieżowe.

Krzyżowniki razem z kilkoma innymi przedmieściami zostały włączone do Gdańska w 1814 r.

Na przeciw dworu w Krzyżownikach, w pewnym oddaleniu od ulic Kartuskiej znajduje się Cmentarz św. Franciszka. Kwadratowy teren, z którego rozrosła się ogromna gdańska nekropolia, powstał tuż po wybudowaniu katolickiego Kościoła w Emaus, o którym pisałem w poprzednim odcinku naszego spaceru. Stuletni z górą cmentarz ma całkowicie inny charakter od przyrośniętego do niego olbrzyma. Stary drzewostan i coraz bardziej wiekowe (w tym nieliczne przedwojenne), zupełnie odmienne od dzisiejszej mody cmentarnej nagrobki upodabniają go do starych podmiejskich, lub wręcz wiejskich cmentarzyków.

Tuż za nim zaczyna się cmentarz komunalny, który w wyniku nieporozumienia ugruntowanego urzędniczą beztroską, zaczęto w pewnym momencie nazywać „Łostowickim”. Nazwa ta, umownie (z powodu braku nazwy oficjalnej) ukuta została przez ludność od nazwy ulicy, najbliżej której cmentarz zlokalizowano. O ile „cmentarz przy Łostowickiej” nie budziłby specjalnych zastrzeżeń, to skrót myślowy „cmentarz łostowicki”, lub pisany wielkimi literami „Cmentarz Łostowicki” jest absolutnie nie do przyjęcia. Ale cóż można poradzić, skoro ta całkowicie błędna nazwa nie tylko ugruntowała się już w świadomości mieszkańców Gdańska, ale pojawia się także w urzędowej korespondencji i (sic!) na planie Gdańska na stronie internetowej magistratu. Co gorsze, liczni obywatele przekonani są, że skoro cmentarz jest „Łostowicki”, to zmarłych chowa się „na Łostowicach”. I tak położona o dobre dwa kilometry dalej na południe wieś Łostowice pozbawiona została (zapewne już na zawsze) wyłączności na swoją własną nazwę.

Ogromny cmentarz, o powierzchni z górą 55 hektarów, to główne miejsce spoczynku mieszkańców Gdańska, które powoli nabiera swojego charakteru, wraz ze wzrostem zadrzewienia wydzielaniem miejsc upamiętniających ważne, a tragiczne momenty historii. Od 1998 r. istnieje tam kwatera sybiraków z pomnikiem poświęconym ofiarom Golgoty wschodu. Na cmentarzu funkcjonuje też od 2008 r. specjalna kwatera dla dzieci nienarodzonych.

Zostawmy jednak cmentarz i ruszajmy dalej. Jesteśmy więc ciągle przed dworem w Krzyżownikach, a kiedy przejdziemy parędziesiąt metrów w górę Kartuskiej, natkniemy się na obszar po lewej stronie ulicy, na którym od kilkunastu lat wznoszone są nowoczesne osiedla domów jedno- i wielorodzinnych. Osiedla te mają urocze nazwy takie jak „Zielony Stok”, czy „Słoneczna Dolina”. A tak naprawdę miejsce to nazywa się Piekło. Przedwojenna nazwa „Hölle”, została, nie wiedzieć czemu, rozbudowana po 1945 r. do „Piekliska”. Piekielna nazwa pochodzi od istniejącej w tym miejscu (zanotowanej pierwszy raz na początku XVIII w.) karczmy „Piekło”. Nazwy osiedli skutecznie wyparły i oficjalną nazwę okolicy i pamięć o nieco krótszej, ale jakże wymownej nazwie historycznej. Trudno się zresztą dziwić, bo wyobraźmy sobie jak wyglądałyby reklamowe banery deweloperów zachęcające: „Zamieszkaj w Piekle”…

I tak, jako że nic nie wyszło z drastycznego przyspieszenia tempa naszego spaceru, odwołując się do ugruntowanej już w poprzednich odcinkach praktyki przystanków w kolejnych lokalach gastronomicznych z przeszłości, zapraszam Państwa do karczmy „Piekło”, gdzie odpoczniemy przed dalszą wędrówką.

Autor: Aleksander Masłowski