Czym dla większości gdynian jest Opływ Motławy w Gdańsku, tym (jak sądzę) dla gdańszczan jest Osada Rybacka na Oksywiu – wielką tajemnicą.

Jestem typową gdańszczanką, dla której Gdynia kończy się na wysokości skweru Kościuszki. Niekiedy obejmuje jeszcze Dworzec Morski, obok którego cumują potężne statki wycieczkowe, będące synonimem luksusu i wielkiego świata. Wykorzystując jednak wiosenny ciepły weekend, zapuściłam się z rodziną w nieznane mi dotychczas rejony. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że… Oksywie nie leży na końcu świata.

Historia i zaduma

Oksywie to dziś najstarszy fragment Gdyni, a przed kilkudziesięciu laty oksywscy rybacy nie mogli zrozumieć, dlaczego to ich wieś w 1925 roku została włączona w granice administracyjne Gdyni, a nie odwrotnie. Ot, chichot historii…

Starym gościńcem, który przed wiekami łączył obie wsie (dzisiaj ul. Arciszewskich), można podejść do murowanej, niewielkiej świątyni, zbudowanej w miejscu drewnianego kościółka z początku XIII wieku, i dotknąć cegieł pamiętających XVII wiek. To kościół pod wezwaniem św. Michała Archanioła, najstarszy dziś zabytek Gdyni.

Zewnętrzną, podwieżową ścianę zdobią tablice poświęcone załogom polskich okrętów, zatopionych podczas II wojny światowej.

Przytulony do kościoła stary cmentarz, kryjący prochy starych kaszubskich rodów i polskich patriotów, skłania do zadumy. Nieopodal południowej ściany świątyni uwagę przykuwa nagrobek Bernarda Chrzanowskiego – Wielkopolanina zakochanego w ziemi kaszubskiej, który „poruszył wiatr od morza”, zachęcając Stefana Żeromskiego do przyjazdu nad Bałtyk. Tu spoczywa też bojownik o polskość Kaszub Antoni Abraham. Kaszubskiemu Królowi na zawsze już towarzyszy żona Matylda z Paszków, pochowana obok niego.

Bogusław Pinkiewicz – Spacer do oksywskiego kościoła

Opuszczając teren cmentarza, postanowiliśmy udać się nad brzeg morza. Ale którędy? Rozum podpowiadał nam odbicie w prawo. Ulicą ks. Antoniego Muchowskiego, proboszcza parafii z przełomu XIX i XX wieku, doszliśmy jednak nie do wymarzonego przez dzieci piasku, lecz do kolejnego cmentarza. Tym razem była to nowa nekropolia – cmentarz Marynarki Wojennej, utworzony w miejscu przedwojennego cmentarza marynarskiego. Obok pamiątkowych płyt poświęconych marynarzom i oficerom Marynarki Wojennej ustawiona została replika latarni morskiej.

“Latarnia Oksywska zaświeciła po raz pierwszy w dniu 1 października 1887 roku. […] zbudowana została na pustkowiu, na wschód od wsi Oksywie, na wysokim, stromym klifie /39 m n. p. m./, 60 metrów od linii brzegowej. Na prawo od latarni znajdował się dziki jar zwany przez latarników “Morskim Okiem”, a stromo w dół w kierunku plaży schodziła ścieżka i kamienne schodki prowadzące do wąskiego pomostu.[…]” – przeczytaliśmy na tablicy umieszczonej obok miniaturowej latarni.

Oksywianie odradzili nam poszukiwanie owych schodków. Ulicą ks. Miegonia przeszliśmy do ul. Dickmanna, na której poczuliśmy już prawdziwy wiatr od morza…

Czereśnie i zapach ryb

Przycupnięte wzdłuż wąskiej uliczki Kolonia Rybacka chaty, otoczone są niewielkimi ogrodami i sadami, a sprzedawane przez tutejsze gospodynie dorodne czereśnie dodają okolicy prawdziwie sielskiego klimatu.

Widoczny przy końcu ulicy turkusowy błękit nie pozostawiał złudzeń – plaża jest już nasza. Zanim jednak do niej dotarliśmy, po drodze z niepokojem przyglądaliśmy się niemal wiszącemu nad urwiskiem domostwu oraz podziwialiśmy zmodernizowaną przystań rybacką. Tutaj już wyraźnie czuć było zapach ryb, a liny wyciągu łodziowego nie dawały dzieciom spokoju. Ech, tak uczepić się ich i zjechać w dół urwiska… Ale uwaga, wskazany jest rozsądek!

Mijając zasapanych plażowiczów wspinających się po wąskich schodach ku górze, zbiegliśmy na plażę. Ledwo słyszalny szum fal, rybackie łodzie, piasek, słońce, w oddali bardzo wyraźny Półwysep Helski – czegóż chcieć więcej? Jedynie łącząca dwa kawałki plaży, a ułożona z płyt typu jomb, krótka droga wzdłuż brzegu psuje nieco wakacyjny klimat, ale za chwilę znów woda i piasek.

A powrót? Nie ma wyjścia – trzeba pokonać dziwnie strome tym razem schody. Dzieci nie czują zmęczenia, liczą – 10… 20… 50…150. Uff… 180 schodów. Za to na górze! Ależ widok!

Opływ Motławy również nie leży na końcu świata:) – zapraszam

Artykuł napisany dla czasopisma „Maluchy 3miasta i okolic„.