Jezioro Jasień / Fot. Aleksander Masłowski (archiwum)

Przesiedziawszy sporo czasu w „Piekle” (kto powiedział, że w piekle siedzi się krótko?) ruszamy w dalszą drogę na zachód wzdłuż ulicy Kartuskiej, aż do Trójmiejskiej Obwodnicy. Poprzednio skończyliśmy naszą peregrynację na wysokości pierwszego poważnego zakrętu ulicy, gdzie obecnie stoi osiedle „Słoneczna Dolina”.

Fot. Ewa Kowalska

Przy tym zakręcie znajdowała się niegdyś cegielnia i szkoła, po której pozostał do dziś budynek tuż przy jezdni, obecnie mieszkalny, a mający w swojej historii również epizod związany z bardzo rozrywkowym lokalem.

Ulica Kartuska omija teraz zakosem wzniesienie po lewej stronie. Zbliżamy się do Zaborni, której niegdysiejsza nazwa to Christinenhof, czyli „Dwór Krystyny”, co prof. Januszajtis proponuje tłumaczyć jako „Krysin”. Skąd wzięła się nazwa „Zabornia”, trudno dociec. Majątek ziemski, który należał kiedyś do wsi Ujeścisko (Wonneberg), wiąże swoją lokalizację z kolejnym stawem na trasie Potoku Siedleckiego, który w tym miejscu nazywany był „Die Bäk”, czyli po prostu „Potok”. Nazwa „Christinenhof” pojawia się dopiero z czasem, wcześniej miejsce to nazywano „Teichhaus”, czyli „Dom [nad] Stawem”. O stawie pisano:

Jest to zbiornik wodny, którego wody łączą się ze stawem w Krzyżownikach, skąd miasto czerpie większość wody.

Był to zatem ważny element systemu zaopatrzenia Gdańska w wodę, która Potokiem Siedleckim docierała aż do Bramy Wyżynnej, gdzie przy pomocy systemu pomp w Kunszcie Wodnym, tłoczona była rurami do miejskich studni.

Fot. Ewa Kowalska

Wzrok przyciąga stojący tuż przy ulicy, po jej prawej stronie, przy drugim zakręcie zakosu budynek z ciekawą dekoracją strefy dachu, w postaci m.in. kamiennych waz. Budynek ten domaga się wielkim głosem remontu fasady, która zachowałaby jednak jego oryginalne ozdoby.

Fot. Ewa Kowalska

By zobaczyć wspomniany wyżej staw, musielibyśmy skręcić w prawo w ulicę Myśliwską. Warto to zrobić choćby dlatego by zobaczyć absolutnie sielską enklawę dawnego Krysina, stopniowo przekształcaną w bardzo elegancki zakątek z ciekawymi przykładami nowej, ale opartej na starych wzorcach architektury podmiejskiej.

Opuściwszy Christinenhof docieramy do miejsca, gdzie droga szerokim łukiem okrąża ponad stumetrowe wzniesienie po północnej stronie, które nazywano kiedyś „Nenkauerberg”, czyli „Jasieńską Górą”. Po przeciwnej stronie drogi, nad kilkoma małymi stawami, znajdowała się kiedyś jasieńska cegielnia, a za nią, za wysokim garbem, leży wieś Szadółki, obecnie kojarzona głównie z z pobliskim wysypiskiem odpadów. Lokalizacja kilku cegielni w okolicy związana była z występowaniem złóż gliny, która doskonale nadawała się do produkcji cegieł.

Przed nami Jasień – miejsce o bardzo długiej historii, po raz pierwszy zanotowana w źródłach w roku 1284, kiedy to Mściwój II nadał ją Piotrowi Glabunowicowi. Wówczas określono ją mianem „Gnanovo”. Nazwa ta, przechodząc fonetyczną ewolucję, zapisywana była jako Ninechow, Nynkaw, Nenkowy, Nenci, by wreszcie przybrać postać Nenkau, pod którą wieś znana była aż do II wojny światowej. Genezy powojennej nazwy upatruje się regionalnej wymowie wyrazu „jesion”.

Jasień przez sporą część swojej historii był królewszczyzną, która trafiała w ręce kolejnych dzierżawców. Dla historii Gdańska miejsce to o tyle ważne, że właśnie przez Jasień płynie Potok Siedlecki, który wraz z kolejnymi stawami, zaopatrywał niegdyś Miasto w wodę. Posiadacze Jasienia musieli być osobami dość krewkimi, skoro znane są historie o ich sporach o wodę z Gdańskiem. Było tak w 1638 r., kiedy to ówczesny dzierżawca Jasienia postanowił przegrodzić potok, pozbawiając w ten sposób Gdańsk zaopatrzenia w ten życiodajny surowiec. Sprawa oparła się aż o polskiego króla, który spór rozstrzygnął na korzyść miasta. Podobna sprawa miała miejsce w roku 1715, również zakończyła się wyrokiem nakazującym respektowanie przywilejów krzyżackich jeszcze, a potwierdzonych przez polskich królów, które czyniły wodę z Jasienia własnością Gdańska, bez względu na posiadanie samej wsi przez tego czy innego dzierżawcę. Szczególną fantazją wykazał się inny dzierżawca wsi, Martin Schembeck, który w 1686 r. najechał nocą zbrojnie Szadółki, uprowadzając konie z łąki, i odmawiając następnie ich zwrotu. Sprawa trafiła na wokandę sądową, ale treść wyroku zaginęła gdzieś w mrokach czasu.

Dzisiejszy Jasień to duże skupisko nowoczesnych budynków, które same w sobie nie są może niczym ciekawym, ale warto przejść się ulicami osiedla po to choćby, by zaznać się z ich nazwami. Fantazja urbanistów uczyniła z nowej części Jasienia miejsce, gdzie w nazwach ulic zapisano sporą część kaszubskiej i pomorskiej mitologii. Wśród postaci upamiętnionych w ten sposób odnajdziemy półlegendarną księżniczkę Damrokę, olbrzyma stolema, demoniczną pólnicę – odpowiednik polskiej południcy, słynnego Remusa, który niósł „oświaty kaganek” między Kaszubów, a zanim trafił na karty książki Aleksandra Majkowskiego, miał podobno rzeczywisty pierwowzór w wędrownym sprzedawcy książek. Napotkamy także ulicę Blizbora, nieszczęśliwie zakochanego rycerza z kaszubskiej legendy, a także ulicę Kraśnięta, poświęconą kaszubskim krasnoludkom.

Fot. Ewa Kowalska

Tuż przy Kartuskiej znajduje się reprezentujący styl „namiotowo-skoczniowy” kościół. To parafialna świątynia Jasienia, poświęcona błogosławionej Dorocie z Mątowów, gdańskiej „świętej”, która, mówiąc delikatnie, nie zrobiła szczególnej kariery w Gdańsku. Niezwykłą popularność zyskała sobie za to w ostatnich latach życia w Kwidzynie, gdzie dokonała żywota dobrowolnie zamurowana w zaaranżowanej na tę potrzebę celi w katedrze. Mimo niezaprzeczalnej opinii świętości, z jaką odchodziła z tego świata i bardzo szybko rozpoczętego procesu kanonizacyjnego, doczekała się jak dotąd jedynie beatyfikacji i to dopiero po prawie 600 latach.

Nieco dalej na zachód, wśród „jednorodzinnej” części Jasienia można zobaczyć resztki parku i dworu – niegdysiejszego centrum majątku ziemskiego.

Tuż za Jasieniem ulica Kartuska krzyżuje się z wypływającym z Jeziora Jasień potokiem o tej samej nazwie, a dalej, docierając do miejsca noszącego nazwę Karczemki. To „Karczemki Nynkowskie”, czyli jakbyśmy powiedzieli dzisiaj „Jasieńskie” – ostatnio kojarzące się głównie z węzłem komunikacyjnym – za niewielkim laskiem zobaczyć możemy jezioro.

Jezioro Jasień / Fot. Ewa Kowalska

To właśnie Jezioro Jasień, wspomnienie po wielkim kawale lodu, który oderwał się od cofającego przed tysiącami lat się lodowca i topniał powoli, aż wreszcie pozostawił po sobie sporych rozmiarów zbiornik wodny. Byłoby to miejsce urocze, gdyby nie cywilizacja, która tuż obok niego pociągnęła betonowe wstęgi Obwodnicy, dniem i nocą przemierzanej przez tysiące samochodów. Patrząc na jezioro z Karczemek znajdujemy się na wysokości ok. 140 metrów nad poziomem morza, a lustro wody jeziora znajduje się na wysokości mniej więcej 120 metrów.

Już od Jasienia wędrowaliśmy wzdłuż dużego obszaru wrzosowisk pomiędzy ulicą Kartuską, a położonym na północ od niej lasem, które znane są pod nazwą „Poligonu”. Było to miejsce przez długie lata znajdujące się w posiadaniu wojska, na którym setki rekrutów wyciskało siódme poty pod ojcowskim okiem podoficerów. Można tam po dziś dzień odnaleźć relikty poligonowych czasów, w postaci betonowych zapór przeciwczołgowych, niewielkich bunkrów i innych obiektów mówiących wyraźnie o dawnym przeznaczeniu tego miejsca. Wojsko wycofało się z niego przed wielu laty, a obecnie teren dawnego poligonu wchłaniany jest stopniowo przez podmiejską zabudowę. Widać to świetnie w Kiełpinku, gdzie osiedle „Wiszące Ogrody”, które na początku XXI w. zaczęło się od kilku budynków i rozrosło znacznie od tego czasu. O nazwie Kiełpinka, niegdyś majątku ziemskiego, gdzie możemy do dzisiaj zobaczyć pozostałości stacji kolejowej „Klein Kelpin” warto pamiętać, bowiem miejsce to zaczyna funkcjonować w świadomości ludzkiej jako „koło Auchan”, co jest procesem dość normalnym, ale mino to nie zasługującym na specjalną aprobatę.

I tak, minąwszy molocha centrum handlowego, dotarliśmy do Obwodnicy, która dzieli świat na ten „przed” i „za”. Stojąc na środku wiaduktu którym ulica Kartuska przebiega nad obwodnicą, rzadko kto zdaje sobie sprawę, że jest właśnie w miejscu, gdzie znajdował się kiedyś przysiółek o nazwie „Karczemki Kiełpińskie”, po którym nie ma najmniejszego śladu.

Ulicą Kartuską można by przejść jeszcze wprawdzie parę kilometrów, ale my zatrzymamy się zaraz za obwodnicą, tuż skrzyżowaniu z ulicą Otomińską, gdzie niegdyś biegła granica Wolnego Miasta i Polski. Tak przebyliśmy kilka kilometrów odległości i kilkaset lat historii miejsc położonych wokół jednej z bardzo starych dróg łączących Gdańsk ze światem.

Spacer wzdłuż ul. Kartuskiej cz. I

Autor: Aleksander Masłowski