W upalną letnią niedzielę, ruszyliśmy ze Złotej Karczmy do Doliny Radości. Naszym celem była… smażona ryba w „Rybakówce”, ale przy okazji „zaliczyliśmy” sympatyczny spacer.

Wędrówkę rozpoczęliśmy na osiedlu Złota Karczma przy wejściu do lasu z ulicy Wiolinowej. Niestety zapomniałam włączyć Endomondo, więc odtworzony na mapie ślad spaceru nie do końca oddaje stan faktyczny, ale całość wyglądała mniej więcej tak:

Po minięciu szlabanu droga się rozwidla. My ruszyliśmy w prawo, w kierunku Kleszej Drogi – fantastycznej trasy rowerowej.



Po dotarciu do Szwedzkiej Grobli zorientowaliśmy się, że nie do końca jesteśmy przygotowani do spaceru:) Którą drogę wybrać?

Długo się nie zastanawiając, minęliśmy altanę wypoczynkową i weszliśmy w wąską Ścieżkę Cecylii, pomiędzy Szwedzką Groblą a (ostro w tym miejscu zakręcającą) Droga Kleszą.

Zapowiadało się ciekawie – nie do końca wiedzieliśmy gdzie wyjdziemy. Jakież było nasze zdziwienie, kiedy już po chwili doszliśmy do kolejnego skrzyżowania, kolejnych drogowskazów i… Doliny Wężów. Ale jak to tak? Do naszego celu – Doliny Radości już tylko 1 km (w lewo). Przecież dopiero rozpoczęliśmy wędrówkę!

A zatem ruszamy w kierunku Kuźni Wodnej (żeby było chociaż odrobinę dłużej). Wybraliśmy kolejną wąską ścieżynkę, która niespodziewanie zaczęła się piąć w górę.
Od urodzenia mieszkamy w Gdańsku, ale nigdy tu nie byliśmy. Jakie to fantastyczne uczucie – zgubić się we własnym mieście:) I nadszedł ten moment, że włączyliśmy nawigację. O! Stoimy na Wzgórzu Danza.
O tym, „Jak leśnik Danz podpisał się na drzewach” możemy przeczytać w artykule Bartosza Gondtka.

Rzuciliśmy okiem na mapę i już wiedzieliśmy – ryba w Rybakówce nie ucieknie, czas bowiem na Kamień Ericha Felkellera. Zbiegając ze Wzgórza Danza dotarliśmy do szlabanu i ulicy Bytowskiej. Stąd kilka kroków wąską ścieżką ponownie w górę i kamień zdobyty!



W tym momencie rozpoczęła się nasza droga powrotna w kierunku Złotej Karczmy. Jeszcze tylko wymarzona ryba w „Rybakówce” i ruszyliśmy w kierunku Obwodnicy. Do wyboru mieliśmy Drogę Kleszą lub Matarnianą. Wybraliśmy tę drugą – wzdłuż Potoku Oliwskiego.



Kolejny słupek na trasie podpowiedział nam kierunek wędrówki.

Potok Oliwski – bardzo potrzebuje wody! Chwilami łatwiej go było usłyszeć niż zobaczyć.

Uciekając przed agresywnymi komarami dotarliśmy do ogrodzenia wytyczającego granice policji. A więc koniec naszego spaceru – przed nami Złota Karczma.

Zazwyczaj proponuję Państwu całkiem dosłowną trasę spaceru – tym razem zachęcam do… zgubienia się w lesie. Sama nie wiem, czy dzisiaj byłabym w stanie dokładnie powtórzyć ślad wędrówki. Ważne, że było sympatycznie, miejscami wręcz dziko.
Inne POMYSŁY na spacer – zapraszam
Brak komentarza