Czy Sopot w majowy weekend lub w szczycie sezonu musi być zatłoczony? Zapewniam, że nie. Zapraszam w miejsca, w których można odpocząć od tłumów i cieszyć się niezwykłym urokiem uzdrowiska.
Zacznijmy spacer pod… domem towarowym przy placu Konstytucji 3 Maja. Nie wiedzą Państwo gdzie to jest? Proszę zatem wyszukać wzrokiem ozdobnego portalu i wszystko będzie jasne. U zbiegu dzisiejszej ul. Bohaterów Monte Cassino i dawnego Am Markt, na którym jeszcze przed wojną funkcjonowało targowisko, stał dom towarowy należący do rodziny Fastów. W 1945 r. obiekt niestety stanął na drodze czerwonogwardzistów, a w efekcie z okazałego budynku pozostał jedynie narożnik.
Ruszamy. Przejdźmy ul. Bohaterów Monte Cassino w górę, żeby po chwili skręcić w prawo w ul. Obrońców Westerplatte. Hanna Domańska, na łamach książki „Opowieści sopockich kamienic” nazywa tę zatopioną w zieleni uliczkę sopockim Montparnasse. Podziwiając pochodzące z XIX wieku wille, docieramy do mostku nad wąwozem im. Profesora Stefana Hermana.
Warto się zatrzymać na mostku i spojrzeć w dół na północne zbocze wąwozu – to Kokoryczkowe Zbocze, czyli niewielki użytek ekologiczny, którego najcenniejszym okazem roślinnym jest zagrożona wyginięciem kokorycz, podobno wiosną pokrywająca całe zbocze biało-fioletowym kwieciem. Nam nie było dane trafić na ten moment.
Po przejściu mostkiem nadal wędrujemy ul. Obrońców Westerplatte, ja jednak zachęcam, aby na moment wejść na ścieżkę prowadzącą wzdłuż wąwozu (lekko w dół). Po lewej stronie, poprzez bogaty drzewostan, możemy podejrzeć zabytkowy budynek Sopockiej Szkoły Muzycznej, a po prawej w dole zauważymy schody. Zapamiętajmy je.
Wracamy na ul. Obrońców Westerplatte. Po lewej stronie miniemy siedzibę Kościoła Chrystusowego w Polsce, czyli kościoła protestanckiego. Pod numerem 24, czeka na nas tajemnicza Willa Bergera, łącząca ze sobą wątki masońskie, podsłuchu, wybrzeżowych artystów i filmu. Zainteresowanym losami bogatej w historię willi, polecam tekst Marty Krzyżowskiej. W jakim stanie technicznym jest dzisiaj willa? Wystarczy rzut oka…
Spacerując wzdłuż ulicy trudno oderwać wzrok od bogatych, często zabytkowych willi otoczonych ogrodami. To jest prawdziwa magia!
Docieramy do ul. Jakuba (a chyba powinno być Franciszka) Goyki, która zamyka ul. Bohaterów Westerplatte. Przekraczamy jezdnię i brukowanym traktem podchodzimy pod kolejny ciekawy budynek. Dzisiaj to siedziba Art Inkubatora, a pierwotnie (wybudowana pod koniec XIX w.) rezydencja kupca Friedricha Jünckego, który prowadził w Gdańsku składy winne. Od 1942 r. budynek był w rękach NSDAP.
W dawnej wozowni rezydencji swoje miejsce znalazła Biblioteka Sopocka.
Rezydencję otacza pięknie zrewitalizowany park.
Z obrzeża parku, czyli krawędzi Skarpy Sopockiej, dostrzeżemy obiekty sportowe przylegające do Hali Sportowej Stulecia.
Równolegle do biegnącej niżej ulicy kierujemy się w stronę Gdyni, aby po chwili dotrzeć do nieco zaniedbanego budynku dawnej restauracji „Dolinny Młyn” (Thalmühle).
W głębi, za zbudowaniami, biegnie głęboki wąwóz – chcemy go zobaczyć. Jednak, żeby nie naruszać niczyjej prywatności, w poszukiwaniu dojścia do wąwozu, ruszyliśmy wygodną ścieżką w kierunku torów kolejowych.
Przez pięć lat mieszkaliśmy w Sopocie, a jednak tą ścieżką wzdłuż torów szliśmy pierwszy raz. Ta bliskość pędzących pociągów to dziwne uczucie. Szczęśliwie to tylko chwila, bo po kilkudziesięciu krokach zauważyliśmy w dole wąską stróżkę potoku Babidolskiego.
Nad potokiem i powstałym w wyniku spiętrzenia wód stawu (zasypanego w drugiej połowie XIX w.), stał niewielki młyn zbożowy, którego okolica cieszyła się ogromnym uznaniem sopocian i kuracjuszy. Uroczy zakątek stał się prawdziwą atrakcją turystyczną, co właściciel młyna przekuł na biznes, budując cukiernię (z czasem przekształconą w restaurację) z widokiem na morze. Przed chwilą minęliśmy jej zabudowania.
Po kilkunastu stopniach zeszliśmy ze ścieżki wiodącej wzdłuż torów i znaleźliśmy się w wąwozie Babidolskim. To naprawdę urocze miejsce, nie przeszkadzał nam nawet stukot wagonów Szybkiej Kolei Miejskiej.
Po jednej z ostatnich wichur w wąwozie powstała przeszkoda, która jednak dodaje miejscu jeszcze więcej uroku.
Wędrując w dół wąwozu dotarliśmy do ul. J. Winieckiego, którą ruszyliśmy w lewo i skręciliśmy w ul. Budzisza, a po chwili w lewo w ul. J.J. Haffnera. Stanęliśmy przed pawilonem wystawienniczo-edukacyjnym Skansenu Archeologicznego Grodzisko w Sopocie. A zatem przed nami skansen. Wchodzimy?
Nie mogło być inaczej! Przeszliśmy przez budynek (z kasami) i drewnianym pomostem nad niewielkim stawem.
Krótka „wspinaczka” na wzgórze grodowe i oto przed nami drewniana brama do skansenu. Na jego terenie często odbywają się imprezy z historią w tle. My trafiliśmy na budząca spore zainteresowanie „Sopocką Majówkę”.
Po powrocie na ul. J.J. Haffnera, tuż za ogrodzeniem skansenu, zainteresowała nas tablica informacyjna, z której wynikało, że oto znaleźliśmy się na terenie użytku ekologicznego Wąwozy Grodowe. Liczne źródełka i świeża zieleń stworzyły prawdziwie magiczną atmosferę. A to wszystko zaledwie 2,2 km od zatłoczonej ul. Bohaterów Monte Cassino. Wierzyć się nie chciało!
Naszym celem był staw Młyński na Kamiennym Potoku. Nad nim również nigdy nie byliśmy, więc docierając do miejsca, w którym ul. Powstańców Warszawy dobiega do ul. J.J. Haffnera – zachowaliśmy czujność. Znaleźliśmy schodki prowadzące ku górze i wędrując wzdłuż ogrodzenia zabudowań deweloperskich, nagle znaleźliśmy się w bajce!
Kobierzec białego i żółtego kwiecia, drzewa przeglądające się w wodach niewielkiego stawu – naprawdę magicznie!
Kiedy doszliśmy do krańca zbiornika nie byliśmy pewni dalszej drogi. Wybraliśmy nieco szerszą ścieżkę (lekko w lewo) i już po chwili byliśmy nad stawem Młyńskim. Tu woda nie robiła takiego wrażenia – była pokryta kożuchem zieleni, za to stojący obok dom młynarza, otoczony kwitnącymi magnoliami, prawdziwie nas zachwycił.
Młyn papierniczy przestał pracować na początku XX wieku, a w domu młynarza funkcjonuje dzisiaj Sopockie Centrum Integracji i Wsparcia Cudzoziemców.
I w tym momencie zrealizowaliśmy plan spaceru, ale… trzeba było wrócić do punktu startu. Skoro jednak byliśmy tak blisko restauracji Bulaj, ruszyliśmy ul. Powstańców Warszawy ku morzu, i kilka minut później delektowaliśmy się najlepsza na świecie bezą z sosem truskawkowym.
Powrót? Najprościej jest ruszyć aleją Fr. Mamuszki (wzdłuż morza) do molo, a następnie skręcić w prawu w ul. Bohaterów Monte Cassino i dotrzeć do punktu startu. My przeszliśmy przez króciutki fragment Parku Północnego i wąską ścieżką dotarliśmy na ul. J.J. Haffnera.
Za budynkiem szkoły skręciliśmy w prawo i przeszliśmy pod Halą Sportową Stulecia (chwilę wcześniej jej otoczenie widzieliśmy znad Skarpy Sopockiej).
Ruszyliśmy w lewo w ul. Winieckiego i niemal niespodziewanie dla siebie samych znaleźliśmy się u dołu znanego już nam wąwozu im. Profesora Stefana Hermana.
Zapamiętali Państwo te schody? Teraz musimy się na nie wspiąć. Ale nie ma strachu, to zaledwie (chyba) 68 stopni.
Na górze czeka na nas Dworek Sierakowskich i willa Deco oraz powrót do ul. Obrońców Westerplatte, którą dotrzemy do miejsca startu.
Ze względu na schody i przewyższenia wędrówka nie jest możliwa dla osób na wózkach, a utrudniona dla spacerowiczów z wózkami dziecięcymi. A dla cyklistów? Oni pokonają każdą przeszkodę:)
Jeśli szukają Państwo pomysłu na łatwiejszy spacer, to zapraszam do lektury kolejnych wpisów:
Trasę, którą Państwu zaproponowałam, uważam za jedną z najbardziej urokliwych. Zawiera w sobie wszystko – piękną architekturę, historię, dużo zieleni i cieków wodnych. Czas zatem na spacer romantyczny:)
Brak komentarza