W związku z informacjami o zamiarze pozbycia się przez gdańską telewizję jej niegdysiejszej siedziby przy ulicy Sobótki, pojawiają się w mediach informacje dotyczące kompleksu budynków, będącego przedmiotem oferty przetargowej.

Fot. Barbara F.

Przy tej okazji, jak to się niestety często zdarza, w opowieści o mocno zdewastowanych budynkach wkradają się pewne dość znaczące nieścisłości. Z okazji wzrostu zainteresowania potelewizyjnym kompleksem przy Sobótki, możemy w różnych miejscach obejrzeć fotografie dwóch efektownych budynków i ich rozsypujących się wnętrz, a przy okazji poczytać o tym, jak to jeden albo drugi, albo oba, należały w przeszłości do niezwykle tajemniczych i nieodmiennie rozpalających wyobraźnię masonów. Niestety, piszący o tych obiektach nie zadają sobie trudu sprawdzenia o czym w istocie piszą, przez co informacje o kompleksie wprowadzają zamęt w postrzeganie historii tego fragmentu dawnego Gdańska.

Na terenie dawnej siedziby telewizji

Na terenie dawnej siedziby telewizji znajdują się dwa duże obiekty. Jeden to budynek z charakterystyczną wieżą na wprost od wjazdu na posesję, drugi to kamienica (już z bliżej niewyjaśnionych względów nazwana „dworkiem”) o dość popularnej na przełomie wieków neorenesansowej architekturze. Podstawą zamieszania informacyjnego jest prawdziwa skądinąd informacja zawarta w publikacjach Hanny Domańskiej, znawczyni gdańskiej masonerii. W książce „Gdański Zakon Synów Przymierza” autorka pisze: „Około 1925 roku zarząd loży nabył na własność budynek stojący we Wrzeszczu, na kultowym wzgórzu noszącym teraz nazwę Sobótka, a dawniej »Zinglershöhe«”, natomiast w książce „Eugenia pod Ukoronowanym Lwem Dzieje Loży i wolnomularzy Gdańska i Sopotu, XVIII – XXI wiek” wspomina:

Około 1925 roku zarząd loży „Łańcuch nad Wisłą” nabył starą dziewiętnastowieczną restaurację noszącą nazwę »Zinglershöhe

Mieszkańcy willi przy ul. Sobótki 14

Zostawiając chwilowo na boku całkiem bogatą historię restauracji Zinglershöhe (czyli budynku o adresie Sobótki 15) zajmijmy się historią „dworku”, czy też „willi masonów”, jak to bywa ujmowane we wspomnianych wcześniej prasowych anonsach.

W II poł. XIX w. działka o numerze 20 przypisana do ulicy Jäschkenthaler Weg (Jaśkowa Dolina), należała do znanej gdańskiej rodziny patrycjuszowskiej Steffensów. W 1880 r. była przeznaczona pod zabudowę, a jej właścicielką stała się pani Johanna (lub Julianne) Grunwald z domu Papenguth, która zamieszkała tam wspólnie z (zapewne synem) Rudolfem Grunwaldem, mistrzem murarskim i rzeczoznawcą budowlanym. Obie rodziny – Grundwaldów i Papenguthów pojawiają się w Gdańsku od II poł. XIX w. i związane są z rzemiosłem budowlanym.

Do końca XIX w. wśród mieszkańców należącego do pani Grunwald budynku, pojawiają się dwie interesujące postaci, należące do świata gospodarczej i politycznej elity Gdańska. Pierwszą z nich jest Otto Münsterberg, kupiec drzewny i polityk, miejski deputowany, autor książek o gdańskim handlu i zagadnieniach urbanistycznych, który w 1898 roku wynajmuje okresowo (na lato) mieszkanie u pani Grunwald. W 1902 r. całą nieruchomość wynajmuje gdański kupiec i armator Theodor Rodenacker, właściciel linii żeglugowej, obsługiwanej przez parowce, niektóre noszące dość ciekawe nazwy, jak choćby „Blondynka” i „Brunetka”, a także świadczące o przywiązaniu armatora do Gdańska, jak „Motława”, „Dwór Artusa”, czy „Oliwa”. Oprócz morskiego biznesu Theodor Rodenacker zajmował się również lokalną polityką – jako miejski deputowany, i kulturą – jako promotor gdańskiego teatru. Nie jego jednak, a innego przedstawiciela tej rodziny, Eduarda Rodenackera, uhonorowano nazywając dzisiejszą ulicę Niemcewicza „Rodenackerstrasse”.

Około 1901 r. następuje zmiana numeracji budynków w okolicy. Dotychczasowa działka o numerze Jäschkenthaler Weg (Jaśkowa Dolina) 20, staje się numerem 14 przy Am Johannisberg, czyli dzisiejszej ul. Sobótki.

W 1907 r. czytamy w księdze adresowej, że działka przy Sobótki 14 jest placem budowy – powstaje właśnie kamienica, której poświęcony jest ten artykuł. Pierwszym właścicielem nowego budynku, utrzymanego w modnym stylu „gdańskiego neorenesansu” był dr Michał Litewski, laryngolog, prowadzący wówczas praktykę lekarską przy Targu Węglowym 14/16. Dr Litewski był nie tylko lekarzem, ale również działaczem polonijnym. W takiej funkcji odnajdujemy go w 1906 r., kiedy powstaje w Wejherowie Spółdzielczy Bank Kaszubski – dr Litewski jest wśród jego założycieli.

Budowa trwała dość długo, skoro jeszcze w księdze adresowej z 1910 r. (a wiec wg stanu na rok 1909) dr Litewski mieszka przy Targu Węglowym, a w przy dzisiejszej Sobótki 14 jedynym lokatorem jest murarz nazwiskiem Czurlowski. Prawdopodobnie murarz mieszkał w niedokończonym budynku i nadzorował pozostałe do wykonania prace. Założyć trzeba, że dr Litewski zamieszkał w Jaśkowej Dolinie w roku 1910. Nie na długo jednak, bowiem już w roku 1912 właściciel mieszka przy ul. Św. Ducha 87/89, a w budynku przy Sobótki rezyduje kapitan Edler von der Planitz, osobisty adiutant następcy tronu, ze służącym Mundtem i boną nazwiskiem Hüter, której obecność wskazuje na to, że zamieszkiwała tam również rodzina kapitana, a przynajmniej jego dzieci.

Przez pewien czas budynek służy zatem jako dom do wynajęcia. Tak jest przynajmniej do 1915 r., kiedy dr Litewski przenosi się z Głównego Miasta do Jaśkowej Doliny, by mieszkać tam aż do końca I wojny światowej. Nie udało mi się ustalić jakie były dalsze losy lekarza, być może kiedy powstała wolna Polska wyjechał z Gdańska, by ofiarować swoje usługi odrodzonej, od tak dawna upragnionej ojczyźnie. W każdym razie w roku 1920 nie jest już właścicielem interesującego nas budynku.

Tu, w sposób charakterystyczny dla sytuacji gospodarczo-politycznej Gdańska w okresie pomiędzy zakończeniem I wojny światowej, a utworzeniem Wolnego Miasta, następuje kilkukrotna zmiana właściciela budynku. Władają nim kolejno: dr filozofii Heinrich Glaue, kupiec Christian Petersen, a wreszcie Andreas Barsoe, który pozostanie właścicielem aż do połowy lat 30.
Ów Barsoe to hotelarz, właściciel Hotelu Carlton, dawniej nazywającego się „Deutsches Haus”, znajdującego się niegdyś pomiędzy dzisiejszymi Wałami Jagiellońskimi a Targiem Drzewnym.

W 1933 r. zaczyna się epizod stoczniowy w historii obiektu. Pozostający właścicielem Andreas Barsoe wynajmuje część budynku hrabiemu Edmundowi Komorowskiemu, wówczas jeszcze dyrektorowi banku, z czasem członkowi zarządu umiędzynarodowionej Stoczni Gdańskiej (Danziger Werft). Hrabia Komorowski będzie tam lokatorem aż do 1939 r. Drugą osobą związaną zarówno z budynkiem jak i z gdańskim przemysłem stoczniowym był Ludwig Noé.

Ludwig Noé urodził się w południowo-zachodnich Niemczech, po studiach na politechnice w Karlsruhe pracował jako inżynier u Rudolfa Diesla, w zakładach Hanomag, stoczni Kruppa w Kilonii, by w końcu trafić do Gdańska, gdzie w 1919 r. powołano go na dyrektora generalnego Stoczni Gdańskiej, która jako gdańsko-polsko-angielsko-francuska spółka o pełnej nazwie „The International Shipbuilding and Engineering Company Limited – Danziger Werft”, stała się sukcesorką dawnej Stoczni Cesarskiej. Jako znawca materii budowy okrętów Ludwig Noé mianowany został także profesorem Politechniki Gdańskiej (Technische Hochschule). Poza działalnością zawodową i naukową był również politykiem – członkiem gdańskiego parlamentu w latach 1920-1924, sprawował również funkcję konsula generalnego Finlandii w Gdańsku. On to właśnie, mimo że mieszkał przy Werftgasse (Doki) 6, był właścicielem kamienicy o adresie Am Johannisberg 14 od połowy lat 30., aż do wybuchu II wojny światowej, kiedy właścicielką została niejaka Liselotte von Wegner. Wówczas Ludwig Noé, już jako emeryt, również tam zamieszkał. Warto dodać, że brat Ludwiga, Hermann Noé, był dyrektorem gdańskiej Stoczni Schichaua. Trzeba przyznać, że trudno sobie wyobrazić lepsze nazwisko dla stoczniowców niż Noe…

Tak kończy się przedwojenna historia kamienicy

Jak widać z powyższego wywodu przewinęło się przez nią kilka dość znaczących postaci. Nigdy jednak nie należała do wolnomularzy, co jej się ostatnimi czasy uparcie wmawia. Biorąc pod uwagę ilość lóż masońskich w dawnym Gdańsku i popularność tej formy zrzeszania się na przełomie XIX i XX w. można założyć z dużą dozą prawdopodobieństwa, że większość, jeśli nie wszyscy jej kolejni właściciele, należeli do masonerii. Ale w ten sposób „masońską kamienicą” można by nazwać większość domów liczących sobie więcej niż 100 lat. Jednoznacznie stwierdzić trzeba, że kamienica przy Sobótki 14 nigdy nie należała do żadnej z lóż masońskich. To odróżniało ją od stojącego po sąsiedzku budynku o numerze 15, ale jego historią zajmiemy się przy innej okazji.

Niezależnie jednak od tego, czy kamienica należała, czy nie należała do masonów lub cyklistów, fakt doprowadzenia tak urodziwego i zabytkowego budynku do stanu przerażającej ruiny woła o pomstę do nieba. Tym, którzy są za to odpowiedzialni… no cóż – po prostu hańba!

Autor: Aleksander Masłowski

Zdjęcia zrujnowanego obiektu

Na tropach gdańskiej Sobótki