Witam w XX odcinku Notatnika. Dziś – podobnie jak w części X –  Alfabet Przewodnika, część druga. Co jest w naszym zawodzie ważne? Co niezbędne? Bez czego – ani rusz? Zapraszam! Również do dyskusji!

GdańskA – jak atrakcyjność. Oprowadzanie turystów po mieście to nasza praca. A w pracy należy wyglądać „wyjściowo”. Przewodnik nie musi być ubrany „na galowo”, ale musi wyglądać atrakcyjnie. Reprezentujemy przecież swoje miasto, a w przypadku pracy z cudzoziemcami – również nasz kraj. Większość z nas to rozumie i dba o wygląd, i jest to – jak mówi klasyk –  „oczywista oczywistość”. Niestety, jak to w życiu bywa – są wyjątki od reguły. Nie zapomnę jak pewnego letniego popołudnia czekałam w hotelu Radisson na grupę profesorów z Austrii, którym miałam towarzyszyć dwa dni. Panowie byli gośćmi konferencji zorganizowanej przez politechnikę. Pierwszego dnia mieliśmy zwiedzić Gdańsk, drugiego cały kompleks budynków Politechniki Gdańskiej, a po konferencji czekała na nas uroczysta kolacja w Sopocie. Grupa z Austrii była dość liczna, więc pierwszego dnia, na zwiedzanie – domówili jeszcze jednego przewodnika. Zobaczywszy go wkraczającego dziarsko do hotelu – oniemiałam. Ów kolega, inteligentny, dowcipny, oczytany, z doskonałym niemieckim – odziany był w wypłowiałe jeansy, wyciągniętą burą koszulkę oraz obuwie sportowe. Widząc mój elegancki garnitur – nie stracił dobrego humoru: aleś się wystroiła! No, no! Jak stróż w Boże Ciało! – dodał śmiejąc się. Ech.. Alleluja!:)

B – jak bywanie. Dobry przewodnik musi bywać – na wykładach, prezentacjach, prelekcjach, odczytach, targach turystycznych, wieczorkach literackich. Powinien brać udział w życiu kulturalnym swojego miasta. Jeśli ma możliwość, a tego nie czyni – popełnia duży błąd. Napiszę więcej – zupełnie nie rozumie specyfiki swojego zawodu. Miasto żyje, zmienia się. Trzeba być na bieżąco!  Nie wystarczy wiedza nabyta na kursie – naście, czy „dziesiąt” lat temu. Turystów coraz częściej interesuje teraźniejszość i przyszłość miasta, najnowsze książki o nim, ostatnio wydane albumy, a nie np. etapy powstawania Wielkiej Zbrojowni.

Fot. Magda Kosko-FrączekC – jak cytat. Dobry, trafny, odpowiednio dobrany – zawsze robi doskonałe wrażenie. Turysta musi mieć poczucie, że dostał od nas takie informacje, których sam by sobie nie znalazł. Albo byłoby mu niezwykle trudno. Dobry zbiór cytatów to wspaniały pomysł na wzbogacenie naszej pracy. Wraz z siostrą posiadamy „zeszyciki – pomocniki” – jest to zbiór krótkich wierszy, fragmenty prozy, wywiadów, wypowiedzi, artykułów prasowych, kilka zdań z listów kogoś ciekawego ….  Oczywiście związane z Trójmiastem.  Jedne wzruszają, inne skłaniają do refleksji, jeszcze inne wywołują łzę w oku…  Drobna, dobra anegdotka spowoduje, że turyści się uśmiechną.  Ów zeszyciki mamy zawsze w torebkach. I jak któraś z nas znajdzie jakiś nowy „cymes” obowiązkowo sporządza kopię – w razie potrzeby tłumaczy na niemiecki bądź polski – i przy najbliższej okazji wręczając tej drugiej mówi: słuchaj, mam coś ekstra – fragment wystąpienia Angeli Merkel na Westerplatte! Albo – wczoraj przetłumaczyłam dwa krótkie fragmenty z książki Danuty Wałęsy – na zwiedzanie Szlakiem Solidarności – doskonałe!

D – jak dobre relacje. Z ludźmi, których spotykamy podczas pracy. Nie tylko z innymi przewodnikami, ale z kierowcami,  paniami pracującymi w toaletach, panami pilnującymi w Kościele Mariackim, z obsługą biletową w muzeach… Nie warto ich pouczać, stale napominać (choć czasem słusznie), łajać. Lepiej się „zaprzyjaźnić”. Co zyskujemy? O, bardzo wiele! Pani w toalecie przyjmie od nas zapłatę w euro, kiedy nie będziemy mieli złotówek, pan pilnujący w kościele szepnie nam – że za 5 minut będzie tu biskup ze swoimi gośćmi, a panie w muzeum wpuszczą nas do środka – chociaż – „właściwie to już zamknięte, ale wejdźcie na minutkę,  bo pani taka sympatyczna”. Albo usłyszymy – „chodź pani na kawę, co będziesz tak na dworze stała! Mam dwa kubki, razem się napijemy!” – usłyszałam czekając zziębnięta na mocno spóźnioną grupę. Zaprosiła mnie do swojego kantorka przesympatyczna pani pracująca w toaletach przy Katedrze Oliwskiej. Warto?

I – jak irytacja – ulegałam jej kiedyś dość często oprowadzając grupy młodzieży, które (jak się często okazywało –  pozornie) nie wiedziały nic. Nic! Ani o Westerplatte, ani o Solidarności, nie wspominając już o Poczcie Polskiej. Na moje podstawowe pytania odpowiadali zgodnym chórem – nie wiemy! I często dodawali – i nie obchodzi nas to! Nie lubimy historii! Kiedy będzie czas wolny? Jesteśmy zmęczeni! Obecni przy tych żenujących dialogach nauczyciele często „bronili” młodzieży (zupełnie niepotrzebnie) mówiąc – „oni nie „przerabiali” jeszcze tego, jesteśmy dopiero na Jagiellonach!”. Często w trakcie zwiedzania okazywało się jednak, że młodzi wiedzą – i to sporo. Dlaczego więc milczą – udając głupszych niż są? Otóż w niektórych kręgach młodzieży panuje moda na bycie głupim. Na totalną ignorancję i brak wiedzy. Po prostu. Niejednokrotnie uczniowie wolą dostać słabszą ocenę, niż otrzymać łatkę kujona. Ech…

L – jak liczby. Kochani, proszę Was – zaokrąglajcie je. Jeśli nie jest to absolutnie konieczne – czyńmy to także w przypadku dat. Operujmy wiekami! Turysty naprawdę nie interesuje w którym dokładnie roku Hans Kramer zbudował Lwi Zamek. Jeśli powiemy, że zbudowano go w XVI – naprawdę wystarczy.

M – jak maruda. Przeważnie jest w każdej grupie. Nie podoba mu się nic i ze wszystkiego jest niezadowolony. Jaki jest sposób na maruderów? Ignorować. Udawać, że ich nie ma. Inaczej zamiast zajmować się oprowadzaniem, wszyscy zajmują się marudą, któremu przeważnie właśnie o to chodzi.

N – jak nauczyciele. Sama jestem nauczycielką i od dawna widzę, że – niestety – połowa z nas nie nadaje się do wykonywania tego zawodu. Nauczyciele towarzyszący grupom dzieci i młodzieży zachowują się bardzo różnie. Niektórzy wzorowo (utrzymują dyscyplinę, nakazują klasie słuchać, ogólnie bardzo pomagają), inni beznadziejnie (albo udają, że ich nie ma, albo usiłują się „urwać” na kawę. Nigdy się na to nie zgadzam, bo to oni odpowiadają za swoich podopiecznych, których ja przecież nie znam). Zdarza się, że nauczyciel usiłuje pouczać przewodnika, albo poprawiać jego „błędy”. Jednak przyznam, że zdarza się to niezwykle rzadko. Innym zagadnieniem jest oprowadzanie całej grupy nauczycieli, którzy występują w roli turystów:) Ale o tym w następnym odcinku.

P – jak profesjonalizm – siedząc ostatnio u fryzjera przyszło mi do farbowanej właśnie głowy porównanie pracy pani Izy –  z pracą przewodnika. Pomyślałam – czego ja właściwie siedząc tu oczekuję? Otóż chciałabym, żeby pani Iza ufarbowała i ułożyła mi włosy tak, jak nie potrafiłabym sama. Ma być widać, że byłam u fryzjera, gdzie uczesała mnie „ręka mistrzyni”. Wymagam więc od pani Izy profesjonalizmu i umiejętności, których sama nie posiadam (przy suszeniu włosów „na szczotkę” brakuje mi zawsze trzeciej ręki). Porównując to teraz z pracą przewodnika –  turysta  nie może mieć wrażenia, że kręcimy się dookoła Neptuna i recytujemy kilka dat na krzyż. Ludzie nie mogą odczuć, że „sprzedajemy” mu informacje, które znajdzie w każdej broszurce pod tytułem – „Gdańsk w kwadrans, a może i krócej”:) Turyści muszą odejść zachwyceni i z poczuciem niedosytu. Tylko wówczas do nas wrócą.  Tak jak klientki do pani Izy.

S –  jak spóźnienie. W pierwszej części Alfabetu pisałam już o punktualności, ale jest ona tak niezwykle ważna, że wrócę do tematu. Pamiętajmy – godzina którą mamy podaną na zleceniu to czas rozpoczęcia pracy, a nie czas dojścia do miejsca spotkania z grupą. Należy być co najmniej 10 minut wcześniej, aby móc znaleźć swoich gości, zapytać, czy mają jakiegoś szefa, poprosić o pokazanie programu, porozmawiać z kierowcą. Przyjście punktualnie co do minuty, a także nie daj Boże spóźnienie – będzie zawsze bardzo źle odbierane.

Lidzbark WarmińskiU – jak uwaga! Uwaga stopnie! Uwaga wysoki próg! Uwaga schody! Ostrzeżeń naprawdę nigdy nie za wiele, szczególnie, jeśli oprowadzamy ludzi starszych. Pamiętajmy, że turysta zwiedzając, fotografując – rzadko patrzy pod nogi. Przeważnie patrzy do góry, czy rozgląda się na boki. To my wiemy, że idąc Długim Pobrzeżem na odcinku Brama Zielona – Brama Chlebnicka – są stopnie. Turyści –  nie!

W – jak wiedza. Albo jej brak. Pamiętam jeszcze z kursu wykład o tym, że nie jest wstydem czegoś nie wiedzieć, jeśli się wie dużo. Nikt nie oczekuje od przewodnika, że będzie wiedział wszystko, bo wszystkiego nie wie nikt.

Z – zakończenie – zwiedzania. Nie uciekajmy od razu gdzie pieprz rośnie. Zostańmy jeszcze kilka minut, zapytajmy, czy turyści mają jakieś pytania? Czy potrzebują jeszcze naszej pomocy? Czy wiedzą, jak dojechać tam, dokąd właśnie zaraz jadą? Czy jest jeszcze coś, o co chcieliby wiedzieć? Wówczas jest też czas na wręczenie wizytówki – jeśli nas o nią poproszą. And that’s the way the cookie crumbles!:) 

W następnej części NOTATNIKA – będzie o tzw. trudnych klientach. Oprowadzali Państwo kiedyś Koła Przewodników z innych miast? A grupy nauczycieli? Ja tak!:) Zapraszam! 

Tekst: Magda Kosko-Frączek

Teksty Magdy Kosko-Frączek na iBedekerze
Profil na facebooku