Nie było dmuchanych ślizgawek, balonów, szczudeł, kiełbasy z grilla ani pstrokacizny. Były za to kreatywne warsztaty i ogrom zwolenników mądrej rozrywki. Sobotni Dzień Otwarty w oruńskim oddziale Gdańskiego Archipelagu Kultury cieszył i gości, i organizatorów. Stacja Orunia (Dworek Artura) spisała się na szóstkę!

Stacja Orunia

O takim zainteresowaniu organizatorzy Dnia Otwartego GAK nawet nie marzyli. Monika Jarząbek, szefowa Dworku Artura (Stacja Orunia) do ostatniej chwili martwiła się o frekwencję. Niepotrzebnie – goście przybyli tłumnie. Przyszły dzieci mniejsze i większe, młodzież, dorośli starsi i młodsi. Oferta była tak obszerna, że każdy znalazł dla siebie coś interesującego.
Ja w Stacji Orunia spędziłam prawie dwie godziny. Zostałam zaproszona przez organizatorów do udziału w „word cafe”, czyli rozmowy (przy kawie) z mieszkańcami o pomysłach na szerzenie kultury na Oruni. Razem ze mną przy stoliku siedzieli Radni Osiedla Orunia – św. Wojciech – Lipce: Urszula Szkutnik, Agnieszka Bartków i Roman Itrich oraz Sławek Nichczyński z GAK.

Już na początku spotkania pozwoliłam sobie (z całym szacunkiem dla Radnych:) na uwagę, że w porównaniu z warsztatową ofertą Dnia Otwartego jesteśmy tak mało atrakcyjni, że raczej nikt na nas nie zwróci uwagi. Nie myliłam się:) W pewnym momencie do naszego stolika podszedł jednak rezolutny chłopaczek, pokiwał głową i powiedział:
– A, to tutaj siedzą ci bardzo ważni ludzie:)

I to był ten moment, kiedy opuściłam swoje stanowisko i wtopiłam się w tłum spragnionych zabawy mieszkańców Oruni.

Kwiaty, glina, witraże…

Bodaj największym zainteresowaniem cieszyły się warsztaty florystyczne. Brały w nim udział głównie przedstawicielki płci pięknej, chociaż i panowie niejednokrotnie się skusili do wypróbowania swoich możliwości. Pod fachowym okiem florystki powstały dziesiątki stroików, a każdy z nich zachwycał.

Tuż obok królowały brudne ręce:) To warsztaty ceramiczne. Tu bawili się wszyscy – dzieci i dorośli. Dorośli niejednokrotnie ingerowali w twórczą pracę swoich dzieci, ale te chciały realizować swoje własne pomysły. Jako mama (prawdziwego) rzeźbiarza z uśmiechem przyglądałam się dzieciakom ugniatającym glinę – przed ćwierć wiekiem mój syn z podobną pasją lepił zajączki, garnki i pieski:)
Moc zabawy dostarczały warsztaty polegające na zdobieniu szablonami koszulek i ekologicznych toreb oraz tworzenie płytek zdobiących ściany. Mój wzrok przyciągnął pokaz tworzenia witraży. Łamanie szkła i lutowanie nie jest podobno trudnym zadaniem, niemniej wymaga dużej precyzji, cierpliwości i wprawy.

Fantastycznym przerywnikiem warsztatów był pokaz młodziutkich gimnastyczek artystycznych. Na widowni zasiadło niemal sto osób i wszyscy z podziwem przyglądali się dziewczynkom, które jakby nie miały kości. Na mnie szczególne wrażenie zrobiły dwa UFO-ludki w zielonych, a jakże, kostiumach.

W programie Dnia Otwartego Dworku Artura GAK (Stacja Orunia), były jeszcze między innymi warsztaty z tkactwa, filcowania, pokazy breakdance i karate, gra terenowe czy fotograficzny spacer. Ja jednak musiałam już kończyć przygodę z Orunią, przygodę tym bardziej miłą, że podczas projektu Kronika Dzielnicowa, w którym brałam aktywny udział, poznałam bardzo wielu mieszkańców dzielnicy i miło mi było ich ponownie spotkać:)

Tekst: Ewa Kowalska