Kiedy wspominamy pomoc, jaką Polska otrzymała po wojnie z Zachodu, mowa jest najczęściej o dostawach z UNRRA. Ale wsparcie dla zrujnowanego kraju okazali też inni, chociażby Duńczycy czy Szwedzi. Przypomnieniu, jak wiele zawdzięczamy tym ostatnim służy projekt „Potop Pomocy. Szwedzka pomoc dla Trójmiasta i Pomorza po II wojnie światowej”, który w czwartek 22 października zostanie oficjalne zainaugurowany w gdańskim Dworze Artusa.

Gdańsk, po zakończeniu II wojny światowej, wł. Wydawnictwo Oskar

Gdańsk, po zakończeniu II wojny światowej, wł. Wydawnictwo Oskar

– Polska była jednym z największych beneficjentów szwedzkiej pomocy w latach tużpowojennych, o czym, niestety, dzisiaj raczej się nie pamięta – mówi Ewa Malinowska z Fundacji Bowke. – Mamy nadzieję, że dzięki zainicjowanym przez naszą fundację działaniom pokażemy, jak wiele dobrego dostaliśmy od Szwedów i choćby w części spłacimy dług wdzięczności.

Ewa Malinowska podkreśla, że neutralna Szwecja już w czasie wojny niosła pomoc potrzebującym. I to nie byle jaką. Ocalono tysiące ludzkich istnień. Stało się tak za sprawą negocjacji, jakie na początku 1945 r. rząd szwedzki prowadził z władzami Trzeciej Rzeszy. Dzięki tym rozmowom udało się uzyskać zgodę na ewakuację z Niemiec części więźniów obozów koncentracyjnych. Byli to obywatele Norwegii, Danii, Szwecji, ale też i innych narodowości, w tym Polski.

Wraz z końcem wojny w oczywisty sposób zmieniły się warunki działania.

– U podstaw szwedzkiej akcji pomocowej leżało powszechne przekonanie, iż naród polski cierpiał od pierwszego dnia wojny – tłumaczy pani Ewa. – Dlatego działalność rządu wspierały na tym polu liczne organizacje kościelne i społeczne, przy czym pomoc koncentrowała się głównie na Pomorzu, okręgu warszawskim oraz na Mazurach.

Srebrna odznaka pielęgniarki Szwedzkiego Czerwonego Krzyża

Srebrna odznaka pielęgniarki Szwedzkiego Czerwonego Krzyża

Wśród organizacji, które wyciągnęły rękę do Polaków były m.in.: Szwedzki Komitet Pomocy Międzynarodowej, Państwowa Komisja Odbudowy czy Szwedzki Komitet Pomocy Międzynarodowej. Wśród innych, niezależnych podmiotów wymienić należy: Komitet Pomocy Polsce, który posiadał oddziały we wszystkich większych miastach Szwecji, oraz Misja Międzynarodowa. Pomoc Polakom niosła ona już latem 1945 roku. Wówczas, w ramach akcji hrabiego Folke Bernadotte przybyły do Szwecji transporty z tysiącami chorych z Rzeszy i dla nich zorganizowano dom dla chorych Polek w Vrigstadt. Udzielono tam pomocy ok. 375 osobom. Aby ułatwić im pobyt, wydano nawet broszurę zatytułowaną „Do naszych polskich przyjaciół” wraz ze słowniczkiem szwedzko-polskim.

W sposób szczególny Misja Międzynarodowa zaznaczyła swoją obecność w Gdańsku, gdzie współpracowała m.in. z Caritas, opieką społeczną i Polskim Czerwonym Krzyżem. Obyczajowy obrazek, pokazujący jak wyglądała działalność Misji, zamieścił latem 1946 r. „Dziennik Bałtycki”. Przedstawiono w nim scenkę rozgrywającą się we Wrzeszczu, zapewne w lokalu na ul. Miszewskiego.

W jednym z podręcznych magazynów wysoka Szwedka dobiera maluchom ubranka. Mały Tadzio z emocją przymierza koszulki, sweterki.

– Mamo, jeszcze ten sweterek – ciągnie za rękę towarzyszącą mu kobietę.

– Całą noc nie mógł spać, z tej radości, że dostanie ubranko – mówi mamusia Tadzia, repatriantka z Wilna. – Mieszkamy nad stawami we Wrzeszczu, troje dzieci, mąż teraz dopiero posadę otrzymał, więc ciężko nam bardzo. Teraz, dzięki Caritasowi i Szwedom, trochę się dzieciarnia przyodzieje.

– Za duże, dobre? – młoda Szwedka umie już za pomocą paru popularnych zwrotów porozumieć się z polskimi klientami.

Kiedy już Tadzio i Jadzia i Stefan mają dobrane kompleciki ubrań, idą do pokoju dziecięcego, aby pobawić się ślicznymi zabawkami, z których jedną każde dziecko ma prawo zabrać do domu.

A potem wszystkie dzieci razem z mamą wędrują do jadalni. Tu już siedzą przy stole podopieczni Caritasu, jedzą smaczną, pożywną zupę, a potem deser. Przeważnie widzi się tu ludzi starszych i kobiety z małymi dziećmi.

– Obiady dostają jednorazowo osoby, które otrzymały odzież – wyjaśnia kierowniczka p. Lie Wersen. Jednakże sporo osób korzystała w ciągu dłuższego czasu z bezpłatnych posiłków, czasem co dzień w ciągu miesiąca, czasem dwa razy w tygodniu.

– Pragniemy, aby najuboższa ludność polska znalazła w naszym domu-zakładzie nie tylko pomoc materialną, lecz również wypoczynek duchowy, godziwą rozrywkę kulturalną – mówi p. Åke Olanson, członek Misji, student historii uniwersytetu Lund.

Satysfakcja dziennikarza ze szwedzkiej pomocy zapewne byłaby większa, gdyby nie dowiedział się, w jaki sposób nakłania się Szwedów do ofiarności. W relacji prasowej wygląda to następująco:

Oglądamy wspólnie zdjęcia, przy pomocy których p. Olanson propaguje w Szwecji nasz kraj, a raczej ubóstwo polskiej ludności. Oto gruzy Warszawy, handel na Marszałkowskiej, znajome obrazki z rynku gdańskiego, ludność handlująca łachami. Trochę mi przykro, że te najmniej pochlebne obrazki uchwycił obiektyw szwedzkiego fotografa: „Przecież Polska, to nie tylko gruzy i handel gałganami, na podstawie takich zdjęć będą mieli Szwedzi zupełnie spaczone pojęcie o nas” – usiłuję protestować przeciw tej dość przykrej propagandzie nędzy. Jednakże młody Szwed stanowczo twierdzi, że jest to najlepszy sposób dla wzruszenia serc szwedzkiego społeczeństwa.

Ostatecznie, nawet w tak niezręcznej sytuacji można znaleźć pozytywy. Dziennikarz stwierdza bowiem: „Niechże i tak będzie. Pocieszam się (…) tym, że węgiel, którym wspomagamy Szwecję mówi zaprzyjaźnionym Szwedom, że Polska to nie tylko kraj ubogiego społeczeństwa, lecz również kraj wytężonej pracy”.

Informacje o pomocy podano zaledwie rok po zakończeniu wojny, kiedy cenzura nie była jeszcze zbyt restrykcyjna, przynajmniej gdy chodzi o opis społecznej rzeczywistości. Stąd obecność, w innym wydaniu „Dziennika Bałtyckiego”, informacji na temat gdańskich realiów.

Spośród miast Wybrzeża najwięcej biedoty posiada Gdańsk, ściślej Wrzeszcz. Rekrutuje się ona przeważnie spośród repatriantów. Z taką nędzą spotkać się można w barakach P.U.R.-u, gdzie wegetują repatrianci, którzy nie znaleźli sobie jeszcze pracy i mieszkania. W skromnych mieszkankach na peryferiach Ceglanej, Leczkowa i innych ulicach borykają się z biedą kobiety samotne, których mężowie zginęli w wojennej zawierusze; skromne płace i zasiłki Opieki Społecznej nie wystarczają na wychowanie chorowitych, często gruźliczych dzieci. Tym wszystkim najbiedniejszym pomaga katolicka organizacja Caritas.

Caritas ułatwia znalezienie pracy porad prawnych, lekarskich, pomocy odzieżowej i żywnościowej. Caritas istniejąca przy parafii Serca Jezusowego we Wrzeszczu (ul. ks. Miszewskiego) opiekuje się przeszło 700 rodzinami. Przeprowadzony wywiad w domu petenta ustala, czy istotnie należy mu się pomoc. Następnie co tydzień wspora się go zasiłkami żywnościowymi. (Caritas nie udziela z zasady pomocy pieniężnej). Dzieci otrzymują mleko, kakao, czekoladę (z darów UNRRA), dorośli chleb (2-4 kg na tydzień), kaszę, mąkę. Oczywiście zapomoga nie jest duża, gdyż Caritas dysponuje nader skromnymi środkami, a wydatki są bardzo duże, sam chleb kosztuje 5-8 tys. zł tygodniowo. Jednakże dla ludzi w ciężkich warunkach i to już coś znaczy.

Niezmiernie dużą pomoc, zwłaszcza jeśli chodzi o odzież, dają Szwedzi. Chrześcijańska Misja Szwedzka [chodzi o Misję Międzynarodową – dop. MB], współpracująca z Caritasem i Czerwonym Krzyżem, udzieliła pomocy dwom tysiącom najbiedniejszej ludności Gdańska. Chwilowo Inomeuropejsk Mission [jw.], przerwała swą działalność, jednakże z chwilą wyremontowania specjalnego budynku rozszerzy jeszcze charytatywną pracę.

Nawet jeśli faktycznie Misja wznowiła działalność we Wrzeszczu, to nie trwała ona długo.

– Zakończenie działalności szwedzkich organizacji charytatywnych następowało stopniowo pomiędzy 1947 a 1949 rokiem – tłumaczy Ewa Malinowska. – Stwierdzono, że nie ma powodów do przedłużania akcji, gdyż następuje wyraźna stabilizacji życia w Polsce, a ponadto Szwecji pod koniec lat czterdziestych zaczął zagrażać kryzys. Trzeba też wiedzieć, że w miarę upływu czasu władze komunistyczne coraz mniej chętnie patrzyły na obecność szwedzkich agend w Polsce.

Bilans szwedzkiej pomocy wypada imponująco. Szacuje się, że wyniosła ona 16,6 mln koron, podczas gdy Austria otrzymała pomoc w wysokości 4,6 mln, a Holandia 5,6 mln.

– Obok bezpośredniego wsparcia żywnościowego i medycznego Polska otrzymała szpitale, ośrodki zdrowia i żłobki. Często były one całkowicie wyposażone. Wszystko to służyło podnoszącym się z gruzów i odradzającym się miastom i ich obywatelom przez następne lata – dodaje Ewa Malinowska.

Wpis do podręcznika akademickiego Anatomia ssaków o dofinansowaniu przez rząd szwedzki

Wpis do podręcznika akademickiego Anatomia ssaków o dofinansowaniu przez rząd szwedzki

W czwartek, 22 października, o godz. 13.00 w Dworze Artusa w Gdańsku odbędzie się konferencja otwierająca czteroletni projekt „Potop Pomocy. Szwedzka pomoc dla Trójmiasta i Pomorza po II wojnie światowej”. Referaty wygłoszą: prof. dr hab. Arnold Kłonczyński „Szwedzka pomoc dla Trójmiasta i Pomorza po II wojnie światowej”, prof. dr hab. Adam Szarszewski „Profesor Jack Adams-Ray” oraz Elżbieta Grot „Co więźniowie KL Stutthof zawdzięczają Szwedom?”. Podczas konferencji zaprezentowana zostanie też wystawa „Przywróceni życiu i godności. Polscy więźniowie uratowani z niemieckich obozów koncentracyjnych w 1945 roku podczas akcji hr. Folke Bernadotte”.

Wszelkie informacje o projekcie – historyczne i organizacyjne już od 22 października znaleźć można będzie na stronie: www.potopomocy.pl

Tekst: Marek Barski