Koniec października to często pożegnanie ze złotą, polską jesienią. Może jednak listopad też będzie piękny? Październik 2012 za parę dni przejdzie do historii. Ten miesiąc kojarzy mi się m.in. z Europejskim Dniem Walki z Rakiem Piersi, który ma przypominać kobietom jak istotna jest profilaktyka, samokontrola i regularne badania. Symbolem tej akcji jest od lat różowa wstążka. Z podstawówki pamiętam też hasło – „Październik miesiącem oszczędzania”. W okresie komuny, co często śmiejąc się wspominali dziadkowie – na obowiązkowych plakatach z Leninem widniało dumne hasło: Lenin w październiku. Podobno ludzie dowcipnie dopisywali – a koty w marcu!:) Zaczynamy! Dziś częściej zaświeci, czy zabrzęczy?
• Dziwnie wygląda Gdańsk bez tłumu turystów. W Mariackim pustki, Neptun suchutki, nad Motławą nikogusieńko. No – może przesadzam – parę zziębniętych wycieczek zawsze się znajdzie. Lekki ziąb korzystnie wpływa na dyscyplinę w grupie. Ludzie przestają się ciągnąć na dwa kilometry i posłusznie drepczą za przewodnikiem. Niedługo powróci znienawidzony przeze mnie problem zamkniętych toalet. Liczę na te odnowione przy Teatrze Wybrzeże. Z toaletami późną jesienią i zimą jest zawsze tragedia. Co powiem czterdziestoosobowej grupie jak wszystko będzie nieczynne? Zawsze teoretycznie można pójść do jakiejś kawiarni – ale tam przeważnie jest jedna kabina. Kelner nie jest zachwycony tłumem ludzi nanoszącym błoto i śnieg – ustawiający się w niekończącym się ogonku przed jedyną kawiarnianą toaletą. Kelnerka D. – rozumiem panią, ale grupę wpuszczam ostatni raz. Nanosicie błoto, śnieg, przeszkadzacie gościom kawiarni. Z paroma osobami – proszę bardzo. Ale czterdzieści osób nie i jeszcze raz nie! Kto ma po nich sprzątać? Jesteśmy z koleżanką we dwie. Nie macie jakiegoś związku zawodowego przewodników? Zastrajkujcie! Zastrajkować? Ot, zagwozdka!
• Od śmierci naszego Papieża minęło już ponad siedem lat. Po 2 kwietnia 2005 roku Jego imieniem zaczęto nazywać skwery, place, ulice, ronda… Mam mieszane uczucia. W przypadku „poważnych”, „szanowanych” miejsc czy inwestycji – jak najbardziej, zgadzam się, niech upamiętniają Jana Pawła II – sopockie molo, okazały most prowadzący na Westerplatte. Jadąc ostatnio przez niewielkie miejscowości naliczyłam co najmniej kilkanaście skwerków, parczków, rond, zaułków – wszystkie im. Jana Pawła II. Czasem były to miejsca naprawdę niepozorne – trzy drzewka, dwie ławeczki. Czy to wówczas wypada? Ot, zagwozdka…
• Latem pojechaliśmy odwiedzić gdyńskie Kolibki. To przepiękny majątek, zespół pałacowo – parkowy – jeden z nielicznych zachowanych na terenie Gdyni zespołów dworskich. Pierwsza wzmianka o nim pochodzi z XIV wieku. Początkowo teren należał do cystersów, potem był własnością rodów szlacheckich i magnackich. Majątek Kolibki zajmuje obszar ponad 14 hektarów. Niestety – to teren okropnie zaniedbany, zabiedzony, niewykorzystany. A szkoda! Mógłby być perełką! Piękny dwór z 1830 roku! Przecudowna stajnia! Niesamowite położenie, sąsiedztwo klifu! Boże, widzisz i nie grzmisz! Brzdęk!
• Byłam kilka tygodni temu zawodowo na Helu. Było pięknie, słonecznie – złota polska jesień. Ciekawa konferencja. Potem czar prysł. Po obiedzie w znanej helskiej restauracji ja i koleżanka z Niemiec, która była organizatorką całego polsko – niemieckiego spotkania – zamówiłyśmy jeszcze po kawie. Na sekundę odeszłam od stolika. W tym czasie na bar wjechały dwie parujące filiżanki kawy. Koleżanka myśląc, że pewnie są one dla nas – wstała i przyniosła je na nasz stolik. W restauracji było sporo gości – chciała trochę odciążyć kelnerkę, ponadto zależało nam też na czasie. Wróciwszy do stolika ucieszyłam się, że kawa już jest i już, już podnosiłam ją do ust, a tutaj – niespodzianka! „Między ustami a brzegiem pucharu” niczym spod ziemi wyrosła zła, naburmuszona kelnerka i wycedziła głośno i z pretensją patrząc na S. – czy mogłaby pani się tu nie rządzić i nie zabierać filiżanek z baru?!! Czy ktoś pani na to pozwolił?!!! Oniemiałyśmy! To znaczy bardziej ja, bo S. (która uczy się polskiego) wstała i odpłacając pięknym za nadobne równie niemiło i głośno powiedziała : prosche na mnie i na Magdzie nie krzyczeć tak! Ja tu jestem szefą! Brzdęk! – pani kelnerko – klient – nasz pan. Zwłaszcza organizator.
• Od dziecka lubię czytać różnorakie ostrzeżenia – począwszy od pociągowego „nie wychylać się” , poprzez tramwajowe – „pasażerowie stojący powinni trzymać się uchwytów” – na mcdonaldsowej informacji o tym, że gorąca kawa jest gorąca – skończywszy. Będąc za granicą często widziałam wywołujące uśmiech ostrzeżenia, np. takie: jeśli winda nie stoi za drzwiami, to nie należy do niej wsiadać! Albo – w czasie zimy i mrozu schody prowadzące do kościoła mogą być śliskie! (nie może być!). Do stroju Batmana i Supermana dołączona jest także krótka informacja: drogie dzieci – założenie tego stroju nie sprawi, że będziecie latać! Wiem, wiem – zarządcom, producentom, właścicielom, chodzi o to, żeby się nie dać adwokatom, których reklamy na zachodzie wiszą podobno na każdym większym płocie. Zawsze przecież znajdą się tacy, których – podobnie jak co roku drogowców – zimą zaskakuje zima i związane z nią śliskie chodniki. Przy wejściu na sopockie molo też jest ostrzeżenie. Ale mądre, sensowne. Przyznaję mu Światło! – bo z własnego doświadczenia wiem, że szczególnie na obcasach można się na molo nieźle wywalić.
• Wszyscy przewodnicy to znają. Różnorodne grupy. Zbiorowiska ludzi w których znajdziemy wszystkich i wszystko plus różne zwierzęta świata. Są i studenci, i ludzie koło czterdziestki, wysportowani sześćdziesięciolatkowie, schorowani ludzie po osiemdziesiątce, panie z chodzikiem i panowie na wózkach inwalidzkich. Do tego pan z psem (miałam ostatnio) lub pani z kotem (widziałam). Plus dzieci. W wózkach lub biegające luzem. I bądź tutaj przewodniku mądry! Pani z chodzikiem chodzi tak wolniutko, że przejście od Bramy Zielonej w kierunku Żurawia jest dla niej maratonem. Młodzi tę odległość pokonują w 4 minuty. Jakie tempo zwiedzania wybrać? Do kogo się dostosować? Metodyka mówi, że do najsłabszych w grupie, to wiem. Mam jednak w ręku program i wiem, że idąc tempem pani z chodzikiem na jego zrealizowanie potrzebuję około tygodnia. A mam tylko trzy godziny. Co robić? Nigdy nie wiem, bo mi tych starszych, słabych, wolno człapiących ludzi po prostu żal. Szkoda mi też młodszych, którzy chcą szybko i dużo zobaczyć…. Zawsze jestem w kropce, nie umiem znaleźć złotego środka, pod koniec wszyscy – łącznie ze mną samą – są niezadowoleni. Co robić? Ot, zagwozdka!
• Środek miasta, parking. Kierowca autokaru robi piknik dla czterdziestoosobowej grupy turystów. Gotuje kiełbaski, kawę, rozkłada stoły, kładzie na nich tacki, na każdej robi kleksiki z musztardy, wyciąga chleb. Turyści ustawiają się jak w przedszkolu, każdy otrzymuje swoją porcję, odchodzi kilka kroków i je. Nie cierpię tego. Rozumiem, że każdy chce zarobić – ale robienie parówek w miejscach, gdzie aż roi się od knajpek, barów i kawiarni – jest nieporozumieniem! Dajmy zarobić miejscowym! Rozumiem – w szczerym polu w trakcie dnia, w porze obiadu – kiełbaskowy piknik – jasne. Wkoło żywej duszy – turyści głodni – jak najbardziej! Czemu nie? Ale w Gdańsku? Na parkingu przy katedrze w Oliwie? Brzdęk! – za brak wyczucia sytuacji i naciąganie turystów.
• Bardzo lubię Starą Aptekę, ciekawy budynek przytulony do Wielkiej Zbrojowni. Ten siedemnastowieczny zabytek tak naprawdę nigdy nie był apteką. Jego nazwa jest dowcipna. Wyrabiano tu proch, kartacze, granaty – tego rodzaju „pigułki”. Stara Apteka posiada piękny portal z herbem miasta, jest on dziełem rzeźbiarza Hermana Knusta. Światło!
• Dziewiętnastowieczny budynek Victoriaschule mieszczący się przy ul. Kładki został wzniesiony w stylu neorenesansowym. Niegdyś mieściła się tu szkoła średnia dla dziewcząt. Obecnie ma tu swą siedzibę Międzyuczelniany Wydział Biotechnologii UG i GUM oraz Wydział Biologii UG. Victoriaschule w pierwszych tygodniach września 1939 roku było przejściowym więzieniem i miejscem kaźni wielu gdańskich Polek i Polaków. Aresztowani byli bici i maltretowani. Przez swoisty „gdański Pawiak” przeszło kilka tysięcy osób. Po 15. września wielu więźniów wywieziono do KL Stutthof. Za każdym razem przejeżdżając tamtędy autokarem ubolewam, że nie mam czasu na pokazanie budynku i chociaż kilka słów komentarza. Dlaczego programy zwiedzania są tak okrojone? Rzadko, naprawdę rzadko mam czas. To znaczy moi turyści go mają.. Zostawiamy Neptuna i Żurawia i idziemy tam, dokąd chodzi się rzadko, właściwie nigdy. Stajemy przed budynkiem Victoriaschule i zaczynam opowiadać. Światło! – dla wszystkich, których interesuje coś więcej niż okolica Fontanny Neptuna.
• Nie lubię skąpiradeł – osób aż nadto oszczędnych! Jaka jest różnica pomiędzy oszczędnym – a skąpcem? Moim zdaniem taka, że skąpiec żałuje nawet na siebie. Ma ileś tam „wolnych” pieniędzy, ale ich za nie wyda. Nie kupi sobie kawy za 6 zł (He he, na pewno nie!), nie wejdzie do Kościoła Mariackiego (całe 4 zł – zdzierstwo!), ominie Brygidę (2 zł – skandal!) – o omijaniu płatnych toalet publicznych przez grzeczność i dobry smak nie wspomnę. Dusigrosze nie lubią wydawać pieniędzy. W ogóle, nigdy, na nic. Doskonale rozumieją bohatera Opowieści Wigilijnej Charlesa Dickensa Ebenezera Scrooge’a. Rozpoznaję ich od razu. Podchodzą do mnie i z uśmiechem Liska Chytruska pytają – gdzie jest w Gdańsku informacja turystyczna? Nie mamy planu miasta! Grzecznie informuję wówczas, iż mijamy dziesiątki sklepików gdzie można nabyć różnego rodzaju plany miasta, duże, małe, czarne, białe, z dużą ilością tekstu lub zupełnie bez. Nie!!! – rozlega się okrzyk. My nie chcemy kupić planu! – chcemy go dostać! Brzdęk! Doprawdy nie rozumiem dlaczego bogaci cudzoziemcy uważają, że miasto powinno im coś dawać? Z jakiej racji? To może w ogóle komplet pocztówek dla każdego? Moim zdaniem – w informacji turystycznej darmowe powinny być jedynie proste plany samego centrum w formacie A 4. Wszystko inne powinno być płatne. Nie stać nas na rozdawnictwo! Gdańsk nie jest bogatym miastem. W Stockholmie w informacji turystycznej pani dała mi właśnie taki plan miasta – płachtę i mazakiem zaznaczyła miejsca, o które pytałam. A książkowy przewodnik po mieście kupiłam sobie sama. A co Państwo o tym sądzą? Zapraszam do dyskusji!
Autorka: Magda Kosko – Frączek – nauczycielka, wykładowczyni, doktorantka, tłumaczka, przewodniczka, od roku i czterech miesięcy mama Andrzejka – Małego Chłopczyka.
Napisz do autorki: [email protected]
We Wrocławiu turyści otrzymują w dowolnej ilości plany miasta z krasnoludkami, oczywiście za darmo. W porównaniu z innymi głupotami, na które miasto wydaje kasę to żadne koszty!
Proste, darmowe plany miasta z najważniejszymi miejscami powinni rozdawać już na dworcach i lotnisku. Koszt minimalny.
Co do kelnerki z Helu – jej reakcja faktycznie była niefortunna, ale… zachowanie gości też nie było najlepsze:) Kelnerce płacą za obsługę gości i należy pozwolić jej wykonywać swoją pracę. Tym bardziej, że w polskich warunkach szef może patrzeć krzywym okiem na to, że goście przechwycili kawy przed kelnerką.
Panie Bartoszu, paaaaanie Bartoszu.. Nawet jeśli wzięcie kawy przez gościa z baru (zapłaconej już – dodam) było może z lekka niefortunne – to nie można tak reagować.
Proste, darmowe plany miasta – płachty – jak najbardziej już na dworcu. Ale Liski Chytruski domagają się całego osprzętowania gratis. :)))
Pani Magdo – „Liska Chytruska” posłałabym do informacji turystycznej w Bramie Wyżynnej – mają ( przynajmniej mieli w sezonie) b. dobre, poręczne, składane mapy obejmujące nie tylko Śródmieście ale i Wrzeszcz i bodaj Oliwę. Co do feralnej kawy na Helu – kelnerka zachowała się niewłaściwie ale i ja bym raczej nie przejęła samodzielnie kawy z baru. Skoro pisze Pani, że w restauracji było sporo gości, kawa niekoniecznie mogła być przeznaczona dla Pań, prawda?
Czasem złośliwie Liskom Chytruskom nie mówię, gdzie można dostać coś darmo – niech płacą. 🙂 A kawa na Helu…. ech…. kawa była dla wszystkich – bo była częścią obiadu – dla każdego to samo, potem kawa. Była częścią menu… Ja bym może też sama nie wzięła, ale S. – jako organizatorka chciała pomóc w wydawaniu…
co do toalet to 1000 % racja – szczególnie uwielbiam ten moment po sezonie albo przed, jak wracam z Malborka i zahaczam o Westerplatte – a tam nawet ToiToja nie ma !!!! to jest granda na maksa !!!
Kawka rzeczywiście mogla być dla kogoś innego i biedaczce mogłoby się pomylić – ale reakcja była lekko przesadzona !!!
Ja zawsze chodzę tak szybko jak pierwszy a czekam zanim coś powiem na wszystkich – i tak to zapowiadam na samym początku = ale prawda czasami można oszaleć :-))))
A ja nie znajduję usprawiedliwienia dla Pani kelnerki, mogła podejść i grzecznie zwrócić uwagę. Nie ma usprawiedliwienia dla takiego zachowania!
Pamiętam jak koleżanka Natalia z Kołobrzegu opowiadała jakie tłumy Niemców przychodzą do ich biura po darmowe plany miasta…. Jest to bardzo śmieszna opowiastka i wykorzystam ją także w NOTATNIKU PRZEWODNIKA. Podobnie jak historyjkę o jabłkach 🙂 ale to potem, potem!
Zgadzam się z Moniką – przesadzona reakcja jest zawsze nie na miejscu. Zawsze można swoje racje wyłożyć w sposób przyjemniejszy.
Pani Magdo – tęsknię za Kazimierzem i panią Alicją.
Szanowny Czytelniku – Magda na pewno już pisze ciąg dalszy;)
Ostatnio czytałam, że powstała inicjatywa likwidacji tuneli pod ul. Podwale Przedmiejskie, jeśli pomysł zostanie zrealizowany Victoriaschule na pewno „przybliży się do centrum”. Miejmy nadzieję
Kelnerka zachowała się niegrzecznie, ale przede wszystkim niemiecka przewodniczka prawdopodobnie pomyliła restaurację z barem szybkiej obsługi.
Drogi Czytelniku? Tato? Towarzysz Mąż? Szwagrowie? :)) wujek Jurek? 🙂 Adam? Wojtek? Andrzej? 🙂
Zapiski wrócą, wrócą, a jakże… Tym razem Alutka i Kaziu będą obchodzić rocznicę ślubu – z tej okazji zjedzą uroczystą obiado – kolację w Gdyni. W Domu Marynarza. Tyle mogę zdradzić.
ps. czym się różni obiado – kolacja od ciepłej kolacji? Takie pytanie otrzymałam onegdaj na kursie przewodnickim. 🙂