Jarmarkowy wieczór jak każdy inny. Tego lata większość jest upalna a na ulicach gwar młodych ludzi uszczęśliwionych mniejszą lub większą ilością piwa, z którego zresztą Gdańsk słynął. Z tego gwaru wpadłem w po kilku stopniach w dół w półmrok kościoła oo. Dominikanów, czyli św. Mikołaja w Gdańsku. Nie po raz pierwszy w ciągu ostatnich lat i po raz drugi w tym roku zapowiedziano nocne zwiedzanie. Zdziwiła mnie nieco frekwencja. Do rozpoczęcia „zwiedzania” pozostało 10 minuta a wszystkie miejsca w ławkach już zajęte ale stali bywalcy św. Mikołaja widzą, że w bocznych nawach stoją składane krzesełka, które wkrótce także wszystkie zostały zajęte. Przepięknie oświetlone organy oraz boczne ołtarze dodawały nastroju a mój ulubiony gdańsko-lwowski wizerunek Matki Bożej zwycięskiej wyglądał wyjątkowo pięknie. Można było poczuć wdzięczność, że chociaż ten jeden kościół ocalał z wojennej pożogi. Jedni twierdzą, że z powodu patrona, czczonego bardzo przez prawosławnych żołnierzy, inni, że dzęki zapobiegliwości przeora, który przekupił czerwonoarmistów zapasami z klasztornej piwnicy, zapewne wysokoprocentowymi.

Przy ołtarzu stanął dawny przeor gdańskiej wspólnoty o. Jacek Krzysztofowicz i tym razem snuł opowieść o relikwiach i relikwiarzach. Jak na zwiedzanie przystało, pokazywał niektóre z nich i przytaczał wiele dowcipnych historii o świętych patronach: Św. Dominiku, św. Jacku, bł. Czesławie i oczywiście św. Mikołaju. O. Jacek mówi zwykle na modłę spokojną i w sposób nieco przyciszony ale wybuchy śmiechu w kościele, nie pozostawiały cienia wątpliwości, że mówi ciekawie i dowcipnie.

Nocna podróż z relikwiami przez wieki historii Kościoła i Zakonu, okraszona racjonalnymi tekstami nie nudziła wcale, niestety nie potrafię jej przytoczyć nawet w niewielkich fragmentach.

Pokaz rozpoczął się od kamienia z relikwiami w głównym ołtarzu, który kiedyś był warunkiem sprawowania ważnej Mszy św. Potem dowiedzieliśmy się oczywiście żartem po czym rozpoznać zalążki świętości u małych dzieci, na przykładzie przytaczanych średniowiecznych legend, oglądaliśmy też najcenniejszy relikwiarz kościoła, relikwiarz ręki bł. Czesława.

Niektórych rozczarowała widomość, że „trupów oglądania” nie będzie, gdyż krypta kościoła już lata temu została zamurowana. Po długiej i barwnej opowieści zaczęło się zwiedzanie. Wyjątkowo można było wejść na ośmioboczną wieżę, tak charakterystyczną w panoramie Gdańska. Zobaczyliśmy piękne, gwiaździste sklepienia od strony od której się ich zwykle nie widzi. Trudno sobie wyobrazić jak ciężko było bez maszyn wybudować tak potężny budynek, a przecież budowa obecnego kościoła datowana jest na początek panowania Krzyżaków w Gdańsku, czyli początek XIV wieku.

Zresztą rycerze w białych płaszczach ufundowali jedną z kaplic, a płytę nagrobną jednego z braci, pochodzącego z Turyngii – Kaspra Wulfsteina, można było nawet dotknąć.

Obszerna zakrystia, chór z pięknymi organami, zakamarki kościoła, uboga w wyposażenie kaplica św. Jacka, którą miło wspominam z akademickiego duszpasterstwa Górka, przepięknie rzeźbione stalle – wszystko było tej nocy otwarte przed zwiedzającymi.

Nocne zwiedzanie trwało długo i wracając do gwarnej rzeczywistości Głównego Miasta czuło się w nogach przebytą drogę przez historię. To, jak je nazywają ojcowie „duchowe” oblicze Jarmarku lubię najbardziej i polecam kolejne edycje nocnego zwiedzania.

W najbliższą niedzielę, na zakończenie Jarmarku św. Dominika, który przez wieki był podstawą materialną klasztoru, zostanie odsłonięty pomnik księcia pomorskiego Świętopełka, który to w roku 1227 podarował Zakonowi Kaznodziejskiemu, przybyłemu pod wodzą św. Jacka Odrowąża do Polski, skrawek ziemi w Gdańsku.

Autor: Tomasz Nocny